Przedwczesne wakacje Zagara. Na co stać Vaculika, Łagutę i Sajfutdinowa? Podsumowujemy Grand Prix (cz. 3)

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Szybko przyszło, szybko poszło. 26. edycja cyklu Speedway Grand Prix za nami. Mistrzowski tytuł sprzed roku obronił – jako pierwszy od dwunastu lat i wyczynu Nickiego Pedersena – Bartosz Zmarzlik, a na podium znalazło się również miejsce dla Taia Woffindena i Fredrika Lindgrena. Należy pamiętać, że Grand Prix to nie tylko trzech najlepszych żużlowców na świecie, ale także dwunastu pozostałych stałych uczestników zmagań i dzikie karty. Postanowiliśmy się przyjrzeć poczynaniom każdego z nich i zastanowić się, jaka przyszłość rysuje się przed nimi. Tym razem analizujemy postawę żużlowców z miejsc 7-11.

11. Matej Zagar (8,4,9,6,3,7,6,3) – 46 punktów

Matej Zagar w stylu Mateja Zagara – byle utrzymać się w cyklu na kolejny sezon. Tym razem doszło do zaburzenia chronologii wydarzeń i Challenge poprzedził wszystkich osiem rund, wobec czego zwycięzca z Gorican nie musiał się w nich specjalnie szarpać. Jeden półfinał, dodatkowo zakończony na ostatnim miejscu, i siedem mniejszych lub większych rozczarowań. Występ bardzo dyskretny, co zaskakuje tym bardziej, że w PGE Ekstralidze przeżywał on piękny renesans formy.

Co gorsza, Słoweniec był jedynym obok Antonia Lindbaecka zawodnikiem, który musiał czekać na pierwsze biegowe zwycięstwo do zawodów na Motoarenie. Powiodło mu się dopiero w pierwszej serii startów w piątek i na tym zakończyła się jego zwycięska ścieżka. Nawet ciemnoskóry Szwed potrafił wygraną w wyścigu powtórzyć, w związku z czym Zagar wraz z Iversenem byli pod tym względem najsłabszymi zawodnikami w sezonie. Oby w przyszłym sezonie było lepiej i Słoweniec wrócił na swój poziom, czyli kilka razy do roku stawał na podiach, imponując kibicom swoimi szaleńczymi atakami po zewnętrznej.

Gorican, 22.08.2020. Speedway Grand Prix Challenge. Jak się okazało, swoisty koniec sezonu dla Mateja Zagara…

10. Max Fricke (2,10,4,8,8,8,20,4) – 64 punkty

Jedyny tegoroczny debiutant w roli stałego uczestnika Grand Prix (historia Michelsena była przedstawiona w części drugiej) i zarazem pierwszy spośród omawianych żużlowców, który nie tylko stanął na podium, lecz też wygrał zawody. Australijczyk, który od co najmniej trzech lat jest uznawany za jednego z głównych kandydatów do wkroczenia do ścisłej światowej czołówki, w pierwszej odsłonie rywalizacji w Toruniu udowodnił swój olbrzymi potencjał. Wspaniałe, niepodważalne zwycięstwo (3,1,2,1,3,3,3) sprawiły, że przez jedną dobę piewcy jego talentu mogli snuć złote plany na przyszłość.

Przez jedną dobę, bowiem w sobotę Fricke wrócił do poziomu prezentowanego wcześniej. Cztery punkty w pięciu startach, trzy zera z rzędu na koniec i trzynaste miejsce w ostatecznym rozrachunku lepiej oddają jego postawę w tegorocznych zmaganiach od zakłamującego rzeczywistość zwycięstwa. Australijczyk w sumie sześć razy kończył imprezy po pięciu seriach, choć trzeba mu oddać, że rzadko statystował w zawodach. Trzy razy z rzędu zajmował on dziewiąte miejsce, co w szczególności w świetle nowej punktacji przyczyniło się do nazwania go jednym z większych pechowców sezonu. Mimo tego, Fricke powinien ten sezon uznać za udany.

– Jestem też zadowolony z tego, że akurat Max Fricke wygrał. To był dla niego ciężki sezon. Teraz widać mocną metamorfozę. Jest super kolegą z drużyny i bardzo dobrym zawodnikiem, więc cieszę się, że posmakował tego zwycięstwa w Grand Prix – mówił po 7. rundzie drugi tamtego wieczoru Maciej Janowski. Kapitan Betard Sparty jak mało kto może potwierdzić problemy Fricke’a u progu rozgrywek. Wiele osób w czerwcu i w lipcu wieściło 24-latkowi kompromitację, a tej absolutnie nie było. Dzięki nagrodzeniu go dziką kartą na przyszły sezon zobaczymy, w jaki sposób spożytkuje zdobyte doświadczenie.

Max Fricke. Fot. Jarosław Pabijan

9. Martin Vaculik (9,3,12,11,16,12,10,5) – 78 punktów

Przyszła pora na pierwszą wielką gwiazdę światowego speedwaya i jeden z największych zawodów sezonu. Sześć półfinałów i jeden finał zakończony na najniższym stopniu podium. Po żużlowcu, który na przełomie lipca i sierpnia – chwilkę przed inauguracją Grand Prix – notował komplet za kompletem, należało się spodziewać znacznie lepszych wyników.

Vaculik był wymieniany w gronie głównych faworytów do wywalczenia medalu Indywidualnych Mistrzostw Świata. Stały za nim nie tylko świetna forma, ale też doskonała znajomość torów w Pradze, Gorzowie Wielkopolskim i Toruniu oraz czucie obiektu we Wrocławiu, na którym przed rokiem był drugi, a w lidze zawsze osiągał dwucyfrowe zdobycze. Wydawało się też, że Słowak jest w idealnym momencie swojego życia, by postawić kolejny krok naprzód. Ustatkowany trzydziestolatek, mąż, ojciec dwóch synów, idealny kontrahent dla reklamodawców…

– Żebym mógł o sobie powiedzieć jako o spełnionym sportowcu, musiałbym zdobyć indywidualne mistrzostwo świata. Wyraźnie jednak zaznaczam, że nie mam „ciśnienia” na ten tytuł. Robię to, co kocham i oczywiście, że bardzo chciałbym zostać najlepszym żużlowcem globu i zrobię wszystko dla tego celu, ale jeśli ta sztuka mi się nie uda, świat się nie zawali – mówił nam w maju Vaculik. Wobec dziewiątej pozycji świat się nie zawali, ale na spełnienie trzeba będzie trochę poczekać. Kolejna szansa już za rok, chociaż z drugiej strony… Czy każdy znakomity zawodnik musi być i nadaje się do bycia mistrzem świata?

Biały kruk. Zdjęcie z jedynego podium, na którym w tym roku stanął Martin Vaculik.

8. Emil Sajfutdinow (10,5,7,14,14,10,12,9) – 81 punktów

Podobny przypadek do Vaculika. Zbliżony wiek, świetna jazda w lidze, postęp w Grand Prix poczyniony w roku 2019 i oczekiwania środowiska, że obaj dokonają postępu. Sajfutdinow po raz kolejny potwierdził, że nie radzi sobie w kluczowych wyścigach turniejów. Sześć półfinałów, z których tylko dwukrotnie przebił się do finałów, by w Gorzowie i w Pradze nie zmieścić się na podium. Zwłaszcza przy obecnej punktacji, która tak bardzo premiowała zawodników „turniejowych” vide Lindgren czy Woffinden (choć w ramach ciekawostki można wskazać, że na starych zasadach Sajfutdinow skończyłby na pozycji dziewiątej, za Vaculikiem), nieskuteczność w najważniejszych wyścigach przekreśliła szanse Rosjanina na powtórzenie ubiegłorocznego brązu Indywidualnych Mistrzostw Świata.

Sajfutdinow to żużlowiec wybitny, z ogromnymi dokonaniami nie tylko w ligach, ale również w rozgrywkach międzynarodowych. Dwie wygrane w Speedway of Nations, dwa indywidualne mistrzostwa Europy i dwa brązowe medale Speedway Grand Prix z poprzednich lat, w tym roku najwyższa średnia biegowa w PGE Ekstralidze, lepsza od tej mistrza świata Zmarzlika, nie wspominając o tracących do niego 0,4 pkt/bieg Woffindena i 0,7 pkt/bieg Lindgrena, a w Grand Prix miejsce w połowie stawki. Bliżej Fricke’a niż Janowskiego. W czym należy upatrywać przyczyny? W poprzednich sezonach dominowały teorie o braku treningów przed rundami i trzyletniej (2014-2016) absencji w cyklu, ale powielanie tych wymówek w tym roku – gdy także i inni zawodnicy mieli problem z treningami, tory były wszystkim równie dobrze znane, a od powrotu do Grand Prix minęły cztery lata – byłoby niedorzeczne.

Czy Emila Sajfutdinowa stać na przełożenie formy z PGE Ekstraligi i stanie się dominatorem w Grand Prix? Zegar tyka, żużlowiec z Saławatu, mimo chłopięcej aparycji, jest już po trzydziestce, a wciąż najlepszym w jego wykonaniu sezonem pozostaje ten debiutancki, sprzed jedenastu lat…

Emil Sajfutdinow i Bartosz Zmarzlik. Foto: Jarek Pabijan

7. Artiom Łaguta (20,12,8,5,10,5,8,16) – 84 punkty

3,3,3,3,2,3,3,3,0,3,3,3,1 – tak wyglądała jazda Artioma Łaguty podczas Grand Prix we Wrocławiu. W połączeniu z porównywalną skutecznością w barwach MrGarden GKM-u Grudziądz nie dziwiły opinie, w świetle których 30-latek uchodził za czołowego kandydata do medalu Indywidualnych Mistrzostw Świata. Piękny sen Rosjanina został przerwany jednak już po tygodniu i nie chodzi tu nawet o wyniki zawodów w Gorzowie Wielkopolskim.

Ogromne zamieszanie wywołane zabronieniem korzystania z tureckich opon firmy Anlas najpierw przez polskie, a później przez światowe władze żużla (choć sprawa ta wydaje się być bardziej złożona niż mogłoby się wydawać) i kampania medialna wymierzona w Łagutę i Macieja Janowskiego w połączeniu z koniecznością zmiany ogumienia na to drugiego wyboru przełożyły się na ich wyniki w Gorzowie i Pradze.

Łaguta tym bardziej może sobie pluć w brodę, że tegoroczny terminarz cyklu był dla niego wyjątkowo atrakcyjny. Na każdym z polskich torów, które gościły najlepszych żużlowców świata, były już lider grudziądzkich Gołębi porusza się w PGE Ekstralidze z zamkniętymi oczami. Dodatkowo, w przeciwieństwie do choćby poprzedniego sezonu, zanotował imponujące wejście w cykl, niejako dyktując warunki rywalom. Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia – presja może przytłaczać tak ucieczkę, jak i goniący peleton. A może, tak jak to już było powiedziane w kontekście Sajfutdinowa i Vaculika, Łaguta po prostu nie jest materiałem na mistrza świata? Czy trzeci sezon z rzędu rozgrywający się na podstawie zbliżonego scenariusza może być przypadkiem?

Artiom Łaguta – bohater pierwszego turnieju Grand Prix w tym sezonie.

Podsumowanie Grand Prix A.D. 2020 zakończymy w czwartek, przyglądając się najlepszym zawodnikom tegorocznych zmagań – medalistom i zawodnikom z miejsc 4-6. Zapraszamy.

JAKUB WYSOCKI