Andrzej Wnęk z kibicami podczas pikniku w Zielonej Górze. fot. Dariusz Biczyński
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Chóragan Riders Zielona Góra jest otwarty na współpracę i zrzesza wszystkich, którzy pragną próbować swoich sił i rozwijać umiejętności jazdy na motocyklach żużlowych. Klub tworzy świetnie zgraną grupę, która od wielu lat trenuje i uczy się jazdy w lewo na zielonogórskim stadionie przy ulicy Wrocławskiej 69. Wspólna pasja jazdy na żużlu i spędzany wspólnie czas poza torem kreuje świetnie zgraną ekipę. Dodatkową bardzo ważną i szlachetną zasadą funkcjonowania klubu jest organizacja i wsparcie wszelkich akcji charytatywnych. Wspólne działania wszystkich członków grupy to dewiza klubu Chóragan Riders Zielona Góra, któremu prezesuje Andrzej Wnęk.

Jakby Pan zdefiniował AKS Chóragan Riders Zielona Góra?

AKŻ Huragan Zielona Góra działa lokalnie od około dziesięciu lat. W zasadzie, do końca ubiegłego roku był jedynym podmiotem amatorskim w mieście. Jednakże ówczesny zarząd miał troszkę inną wizję funkcjonowania. W pewnym momencie większość członków doszła do wniosku, że warto byłoby coś zmienić, urozmaicić i rozwinąć. Powołano nowy klub, zmodyfikowaliśmy nazwę własną, Chóragan, dodając człon Riders, a mnie nominowano do zaszczytnej roli prezesa. Przede wszystkim, zależało nam, by poza zabawą oraz wspólną jazdą robić coś dla lokalnej społeczności oraz potrzebujących ludzi. Organizujemy akcje charytatywne, podczas których zbieramy pieniądze dla domów dziecka, współpracujemy z Falubazem w ramach akcji mikołajkowej, by obdarować dzieci słodyczami. Ponadto, pomagamy chorym i poszkodowanym. W zeszłym roku udało nam się zebrać kilka tysięcy złotych dla dziecka, którego tata również jeździ na żużlu.

Pikniki, akcje charytatywne i pomoc dzieciom – to główny cel AKS Chóragan Zielona Góra. FOT. DARIUSZ BICZYŃSKI

Zrobiło się o Panu głośno głównie za sprawą Kaczmarek Electric Speedway Cup…

Cykl jest otwarty dla sympatyków czarnego sportu. Każdy kibic ma wstęp wolny na zawody. Nie są to jednak popularne eventy. Rozgrywki amatorskie należy traktować jak piknik, gdyż użycie zwrotu „zawody” wiąże się z różnego rodzaju obostrzeniami PZM-ot. Co więcej, nie wszystkie kluby są zrzeszone w Związku. Organizacja oficjalnych zawodów pod jego patronatem narzuca szereg wymagań, które muszą być spełnione, m.in. licencjonowani sędziowie czy odpowiednia liczba osób funkcyjnych w trakcie zawodów. Preferujemy zatem formę otwartych pikników, najczęściej z przewodnim celem charytatywnym. Zbieramy wówczas pieniądze jak np. w trakcie rundy w Zielonej Górze, gdzie wspólnie z Falubazem udało się zebrać osiem tysięcy złotych dla dziewczynki, która pilnie potrzebowała finansowego wsparcia. Idea stworzenia cyklu wyszła ode mnie. Sukces tej inicjatywy był spowodowany faktem, iż od ponad 20 lat pracuję dla firmy Kaczmarek Electric. Zależało mi na tym, by połączyć wysiłek całej grupy i stworzyć jeden cykl pod wspólną nazwą w kilku ośrodkach. Motywem przewodnim naszych działań jest propagowanie sportu żużlowego oraz niesienie pomocy osobom potrzebującym. Rywalizacja sportowa schodzi na dalszy plan, nie skupiamy się na wynikach indywidualnych, nie prowadzimy klasyfikacji generalnej zawodników.

Uczestnicy KESC 2019 podczas rundy w Zielonej Górze. FOT. DARIUSZ BICZYŃSKI

Jak Pan wspomina swoje początki na torze?

Zacząłem od jazdy w szczerym polu, mniej więcej pięć lat temu w Karszynie nieopodal Kargowej. Znajduje się tam ubite pole, które zostało przekształcone w tor, na którym jeździły cztery osoby, w tym mój brat, Grzegorz. To on zaproponował mi, bym się przejechał. Spróbowałem i tak to się zaczęło. To było takie swobodne jeżdżenie w kółko. Oczywiście, od wielu lat chodziłem na żużel. Brat ma warsztat mechaniczny i naprawia motocykle, regeneruje i serwisuje silniki żużlowe. Zaszczepił we mnie pasję do speedwaya, a ja połknąłem bakcyla. Na początku jeździliśmy na tor Lginia koło Wschowy.

Jak wyglądają początki żużlowego amatora?

W zasadzie jedyną przeszkodą jest konieczność posiadania własnego sprzętu. Poza tym obowiązek pozytywnej weryfikacji medycznej u lekarza sportowego o specjalności żużel. Badana jest wydolność, wzrok, praca serca, podobnie jak w przypadku innych dyscyplin sportowych. Na końcu pozostaje kwestia ubezpieczenia, które również jest obowiązkowe. Wracając do fundamentów, trzeba mieć swój sprzęt i w związku z powyższym, planujemy w przyszłym roku, wspólnie z kolegami, złożyć jeden motocykl ogólnego użytku, który spełniałby funkcję pokazowo-zapoznawczą. Śmiejemy się w drużynie, że będzie to nasza „L-ka” do nauki jazdy w naszym ośrodku szkolenia żużlowców. Poważnie rzecz ujmując, wyjdziemy naprzeciw oczekiwaniom kibiców, fanatyków oraz sympatyków czarnego sportu, którzy marzą o spróbowaniu własnych sił w żużlu. Z uwagi na wysokie koszty na starcie przygody ze speedwayem, nie są w stanie ich spełnić. Za drobną opłatą, będzie możliwość odbycia jednego treningu kontrolnego, by dać sposobność doświadczenia jazdy. Jeśli ktoś się zarazi i połknie bakcyla, wówczas klub amatorów umożliwi kontynuację pasji.

Jazda przed publicznością to najprzyjemniejsza nagroda za ciężką pracę na treningach. FOT. DARIUSZ BICZYŃSKI

W jaki sposób zaopatrujecie się w niezbędny sprzęt?

Dzisiaj jest z tym znacznie lepiej. Wiele się zmieniło w stosunku do poprzednich lat. Kiedyś nie było tak powszechnego dostępu do sprzętu i akcesoriów. Kupowało się to, co w danej chwili było na zbyciu zawodowców. Aktualnie porównałbym to z zakupem samochodu. Każdego stać na samochód, a możemy kupić zarówno taki za pięć tysięcy, jak i za dziesięć tysięcy złotych. Są osoby, które w ogóle nie zwracają większej uwagi na zakupy, a żużel traktują wyłącznie jako przyjemność. Przyjeżdżają się poślizgać, poczuć adrenalinę, prędkość. Są również osoby, które wkładają w to całe swoje serce i mnóstwo czasu.

Sprzęt i akcesoria pochłaniają sporą część budżetu. FOT. KOLEKCJA ANDRZEJA WNĘKA

O jakich pieniądzach mówimy?

Podstawą jest posiadanie sprzętu do jazdy. Dodatkowo dochodzi nam paliwo, odzież, ochraniacze oraz pozostałe akcesoria. Uważam, że optymalna kwota za powyższe dodatki mieścić się będzie w granicach siedmiu i ośmiu tysięcy złotych. Na początku nie rekomenduję zakupu najdroższych produktów dopóty, dopóki nie utwierdzimy się w przekonaniu, że jest to sport dla nas. Alternatywnie można zastosować standardowe ubranie crossowe za kilkaset złotych, gdyż to niczego nie ujmuje i w niczym nie przeszkadza na pierwszych treningach.

Co w takim razie z budżetem w kontekście całego sezonu?

W przypadku, gdy zainteresowany wpadnie w sidła nowego hobby, rozpoczyna wówczas inwestycje związane z zakupem sprzętu. Trzeba się jednak nad tym mocno zastanowić, by dokonać trafnego wyboru. Wrócę do przykładu z samochodami… Można kupić auto za tysiąc złotych, ale istnieje ryzyko, że będzie to skarbonka bez dna. Moim zdaniem, by cena szła w parze z jakością, powinniśmy się liczyć z wydatkiem około dziesięciu tysięcy złotych. Na przestrzeni sezonu dochodzą kwestie organizacyjne oraz koszty dojazdów, transportu sprzętu, wynajmu obiektu. Klub amatorski musi ponieść dodatkowe koszty poboczne, takie jak traktor, polewaczka, karetka. Stąd, można przyjąć, że organizacja treningu na torach z licencją w całej Polsce waha się od 80 zł do 150 zł za osobę. Poza obiektami ligowymi, mamy również kilka bardzo fajnych, krótkich i technicznych torów z profesjonalną nawierzchnią. Kilka miesięcy temu powstał tor pod Międzyrzeczem, korzystamy również z owalu w Dalabuszkach Nowych pod Gostyniem. W dwudziestu tysiącach powinniśmy spiąć budżet, który umożliwi nam czerpanie frajdy z jazdy przez cały sezon.

Jak układają się Wasze relacje ze Stelmet Falubazem Zielona Góra?

Dzięki licznym przedsięwzięciom współorganizowanym razem z Falubazem, osiągamy obopólną korzyść wizerunkową i tworzymy klimat wzajemnego zaufania. Niesione dobro wraca do nas ze zdwojoną siłą. Kilka lat temu odbywaliśmy raptem dziewięć treningów w roku, w ubiegłym sezonie  było ich aż dwadzieścia. To chyba ewenement w skali kraju. Na szczęście, mamy wzorowy kontakt i świetnie się dogadujemy się z klubem, co pozwala nam na organizację licznych treningów w Zielonej Górze. Wyłącznie przychylność oraz dobra wola władz miejscowego klubu pozwala nam tak często trenować. Warto wspomnieć, iż bardzo nam zależy na kontynuacji i rozwoju współpracy z klubem. Dlatego, między innymi, uzyskałem uprawnienia trenera instruktora sportu żużlowego. Przez pół roku uczęszczałem do szkoły sportowej, biorąc udział w regularnych zjazdach, by egzaminem teoretycznym i praktycznym w Rybniku zakończyć kurs z sukcesem. Tylko dwie osoby w amatorskim żużlu mają takie uprawnienia, które uprawniają do szkolenia młodzieży oraz kolegów z toru. Poza mną jest jeszcze Błażej Skrzeszewski z Gniezna. Bardzo ważnym aspektem dla nas jest także pomoc ze strony zielonogórskiego MOSiR, który udostępnia nam stadion.

Współpraca z MOSiR układa się wzorowo, dzięki czemu mogą regularnie korzystać z obiektu Falubazu. FOT. KOLEKCJA ANDRZEJA WNĘKA

Jak zatem wyglądają treningi amatorów?

My, w przyszłym roku w Zielonej Górze chcielibyśmy zmienić formę treningów, by nie traktować ich na zasadzie swobodnej jazdy bez ładu przez dwie godziny jedną ścieżką, gdyż wówczas naturalnie utrwalamy błędy. Planujemy zacząć ćwiczyć konkretne elementy żużlowego rzemiosła – technikę startu, wąskie wejście w łuk, jazdę pod bandą. Pozwoli nam to lepiej obeznać się z motocyklem. Mam takie powiedzenie, że my udajemy żużel. Dlatego też, by robić postęp chcemy udawać treningi.

Żużlowcy rozpoczynają właśnie przygotowania do sezonu, a Wy? To pojęcie jest Wam obce?

Proszę wziąć pod uwagę, że każdy z zawodników Chóraganu ma swoje zajęcia, pracę i rodzinę. Jeżdżą u nas zarówno osiemnastolatkowie, jak i sześćdziesięciolatkowie. Wielu jednak regularnie odwiedza siłownię, biega lub jeździ na rowerze. W marcu organizujemy kilkudniowe zgrupowanie w Kołobrzegu, łącznie 16 osób. W przerwie zimowej każdy odpowiada za przygotowania we własnym zakresie i w zgodzie z własnym sumieniem. Motywacji z całą pewnością nam nie brakuje.

AKS Chóragan Zielona Góra w pełnym składzie. FOT. KOLEKCJA ANDRZEJA WNĘKA

Na jak przygotowanych nawierzchniach przychodzi Wam się mierzyć?

Jaki przygotują, na takim pojedziemy… Podobnie jak w lidze, nie ma wymówek. Jak popada, jedziemy na przyczepnej nawierzchni. Jak jest susza, na twardym. Zdarza się, że jeździmy po szkółce lub po pierwszej drużynie i nie marudzimy… Jest karetka, musi być trener, musi dobrze.

W jaki sposób powinien się z Wami kontaktować potencjalny zainteresowany?

Wystarczy mail lub kontakt telefoniczny. Kierujemy taką osobę na pierwszy trening, oczywiście poprzedzany badaniami lekarskimi. Trener jest odpowiedzialny za prowadzenie treningu, on przekazuje podstawy techniczne oraz organizacyjne. Korzystany wówczas z gotowego, sprawdzonego sprzętu. Bezpieczeństwo jest zawsze na pierwszym miejscu. Wszystko musi spełniać najwyższe standardy, bezpieczniki, osłony i pozostałe elementy zabezpieczają nas przed oparzeniami, upadkami, a w konsekwencji kontuzjami…

Jak groźnymi?

Zeszły sezon nie był niestety wolny od przykrych i bolesnych chwil. Kilku kolegów nie miało szczęścia. Duch rywalizacji i chęć zwycięstwa powoduje czasami kolizje. W innym przypadku przydarzył się błąd techniczny na prowadzeniu, pociągnęło zawodnika bez kontaktu na prowadzeniu. Łącznie mieliśmy trzy bardzo znamienne kontuzje… Między innymi, uszkodzony odcinek kręgosłupa oraz otwarte złamanie kości udowej. Taki jest sport, a żużel jest kontaktowy. Występują duże prędkości, gdyż chłopcy nabierają większego doświadczenia, a ich umiejętności sukcesywnie się poprawiają.

Rozmawiał KRZYSZTOF ZAWADZKI

Piknik dla kibiców na stadionie przy Wrocławskiej. FOT. ANDRZEJ BICZYŃSKI
Piknik dla kibiców w Sulechowie. FOT. KOLEKCJA ANDRZEJA WNĘKA
Wystawa dla kibiców w galerii handlowej Focus Mall w Zielonej Górze. FOT. KOLEKCJA ANDRZEJA WNĘKA