Na zdjęciu Grigorij Łaguta. FOT. MOTOR LUBLIN.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Minęło już kilka dni od zakończenia 5. kolejki PGE Ekstraligi. Czas na nasze standardowe podsumowanie. Na szczęście sport żużlowy po raz kolejny pokazał, że lubi niespodzianki. Najlepszym dowodem spotkanie Eltrox Włókniarza Częstochowa z Motorem Lublin. Czy stamtąd ktoś trafił do naszych kategorii? No to odpalamy petardy!

Dętka kolejki: Tutaj zwycięża Krzysztof Buczkowski, który w piątkowy wieczór we Wrocławiu przywiózł do mety zaledwie jeden punkt, wywalczony dzięki… defektowi Nickiego Pedersena. Kapitan MrGarden GKM-u Grudziądz zawiódł na całej linii i był jedną z przyczyn porażki ekipy Kempińskiego. Sparta wygrała 53:37, a na parze duńsko-polskiej mogła budować swoją przewagę. Buczkowski zawalił kolejny wyjazd (w Zielonej Górze zdobył dwa punkty) i przyprawia o spory ból głowy kibiców, którym zależy na dobrych wynikach GKM-u.

Rozczarowanie kolejki: O ile w przypadku Buczkowskiego, słaby wynik na wyjeździe nie był dla wielu jakimś wielkim zaskoczeniem, o tyle trzy punkty Nickiego Pedersena we Wrocławiu to już konkretna plama. Przyczepny tor po opadach deszczu wyraźnie nie służył Duńczykowi, który miał być liderem Gołębi i być jednym z motorów napędowych, pozwalających grudziądzanom powalczyć o play-offy. Na razie głośniej jednak o jego walce na torze z kolegami i kłopotach z tym związanych.

No dobrze, ale we wstępie chwaliliśmy kolejkę za pozytywne niespodzianki, więc czas nagrodzić tych, którzy do nich doprowadzili.

Jastrząb kolejki: W naszym jakże prestiżowym konkursie mieliśmy zaciętą walkę między Jackiem Holderem, a Grigorijem Łagutą. Ostatecznie triumfuje Rosjanin, którego 13 punktów pod Jasną Górą doprowadziło do zwycięstwa Motoru Lublin z Włókniarzem Częstochowa. Grisza znakomicie czuje się na owalu przy Olsztyńskiej i fani Lwów mogli po tym spotkaniu zatęsknić za starymi dobrymi czasami, gdy starszy z braci Łagutów jeździł na chwałę ich klubu. Swój znakomity występ lider Koziołków potwierdził w biegu piętnastym, gdzie przywiózł za plecami fenomenalnego Leona Madsena i Pawła Przedpełskiego. To była kropka nad „i”. Kłaniam się i czekam na więcej takich występów.

Młody gniewny kolejki: Drugi raz w tym sezonie zapraszam po odbiór nagrody Mateusza Świdnickiego. Najpierw pokonał on uznaną na rynku (choć mającą w tym roku swoje problemy) parę Lampart – Trofimow, a później nie dał się zrewanżować Wiktorowi Lampartowi i przywiózł za plecami niezłego tego dnia Jarosława Hampela. U Świdnickiego widać regularność. Jego wystrzał z pierwszej kolejki nie był dziełem przypadku. Już w tym momencie można powiedzieć, że to czołówka juniorów Ekstraligi.

Cytat kolejki: Damian Pawliczak również był mocnym kandydatem do miana młodego gniewnego kolejki, ale na pocieszenie trafia do naszej rubryki złotoustych.

– Jak kolega Rafał nie umie wygrać ze mną na torze, to po biegu zaczął pokazywać mi jakieś chimery. Zagranie fair to nie było. Nie chce mi się z nim gadać – tak Pawliczak skomentował zachowanie rywala z Gorzowa, który po biegu dwunastym miał ogromne pretensje za rzekomo zbyt ostrą jazdę i kopnął nogą w maszynę juniora Falubazu.

Ostatecznie w dużo lepszych humorach kończył zawody Pawliczak (5 punktów i wygrana Falubazu 50:40). Pewnie mógłby w rubryce z cytatem znaleźć się Krystian Pieszczek oraz jego elokwentne pretensje do sędziego meczu Wybrzeże Gdańsk – Unia Tarnów, no ale upieramy się, że mimo iż pozamiatał, to nadal zostajemy w kręgu ekstraligowym.

Poza konkursem: Jack Holder udowodnił, że ruch Stali Gorzów z pozyskaniem go w roli gościa był dobrym strzałem. 13+1 w sześciu startach w Zielonej Górze pozwoliło ekipie Stanisława Chomskiego uratować honor. Warto dodać, że Australijczyk był tego dnia lepszy nawet od Bartosza Zmarzlika, który nie uniknął tego dnia błędów. Od początku sezonu młodszy z braci udowadnia, że formę ma zdecydowanie ekstraligową.