Artiom Łaguta Fot. Jarosław Pabijan.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W latach 2015 i 2016 zespół z Łotwy wygrywał w rozgrywkach I ligi. Pewnie niewielu z Was pamięta, że Lokomotiv był bliski awansu również w 2009 roku, ale nie przystąpił do spotkań barażowych z wrocławianami. Kto przewinął się przez popularną „Lokomotywę” w czasie występów w naszej lidze? Kogo udało się wypromować? Jakie są szanse zespołu w najbliższych latach? Na te pytania postaramy się odpowiedzieć w niniejszym artykule.

Początki żużla w ośrodku nad Dźwiną sięgają 1964 roku. Wtedy drużynę zgłoszono do rozgrywek ligowych w ZSRR. Z nielicznymi przerwami (w roku 1965 liga nie odbyła się, a w sezonie 1982 zespół nie przystąpił do rozgrywek) Łotysze rywalizowali w niej aż do roku 1991. W latach 1995- 2005 rywalizowali w lidze rosyjskiej, natomiast sezony 1994-2002 to rywalizacja w lidze innego z sąsiadów – Finlandii.

W Polsce po raz pierwszy usłyszeliśmy o tym zespole w 2005 roku. Na podobny pomysł wpadli węgierscy działacza z Miszkolca oraz ukraińscy z Równego. Jednak to Lokomotiv okazał się najbardziej wytrwałym ośrodkiem ze wszystkich wymienionych. W 2019 wybił piętnasty sezon startów zespołu znad Dźwiny w naszej lidze. Od wielu lat polityka prowadzenia klubu przez miejscowych działaczy może stanowić wzór dla wielu polskich działaczy. Skład w każdym kolejnym sezonie zbudowany jest na miarę możliwości. Opinia publiczna nigdy nie słyszała o niewypłacalności lub innych problemach tej materii. Dodatkowo należy podkreślić znakomitą pracę z młodzieżą. Rozgrywki 2020 będą niezwykle trudne dla zespołu z Łotwy. Zbudowany skład raczej skazuje zespół na spadek do II ligi. Jedyna nadzieja w torze domowym, który od lat stanowi ogromny atut gospodarzy, w dobrej postawie młodzieżowców i w odrodzeniu Kudriaszowa, Sundstroma oraz w dobrym wejściu w sezon Pontusa Aspgrena.

W debiutanckim 2005 roku w zespole pojawiły się dwa ciekawe nazwiska. Wprawdzie wymienieni zawodnicy nie zrobili wielkiej, międzynarodowej kariery, ale na wiele lat stanowili fundament zespołu z Daugavpils. Kjastas Puodżuks i Maksim Bogdanow nie mieli szczęścia do polskich drużyn, które zasilali. Pierwszy z nich przeniósł się do Gniezna w 2007 roku i już w kolejnym sezonie powrócił do macierzy. Łącznie odjechał w Lokomotivie 14 sezonów. Nadchodzący będzie piętnastym. Wydawałoby się, że Puodżuks zrobi znacznie większą karierę. Niestety, okazał się jedynie miejscowym matadorem, który od kilku sezonów jedynie pikuje w dół.

Kjastasa Puodżuksa z pewnością było stać na zrobienie większej kariery. Fot. Jarosław Pabijan.

Bogdanow w 2005 roku miał zaledwie szesnaście lat. Jego poziom sportowy znacznie wzrośnie do 2010 roku – jego ostatniego sezonu w charakterze młodzieżowca. W 2012 roku zasilił zespół Wybrzeża Gdańsk. Spisywał się przeciętnie i wraz z zespołem opuścił Ekstraklasę. Po zakończeniu sezonu narzekał na zaległości klubu w stosunku do niego i powrócił do Lokomotivu. Kolejną próbę podjął w sezonie 2018, gdy przeniósł się do Łodzi. Występując w barwach tego zespołu doznał kontuzji i musiał zawiesić swoją karierę. Jak widać, dwie pierwsze perełki łotewskiego czarnego sportu nie rozwinęły się w oczekiwany sposób. Dodajmy, że analizując jedynie postawę w barwach łotewskiej drużyny możemy stwierdzić, że to właśnie Bogdanow miał największy talent ze wszystkich wymienionych zawodników.

Kontuzja zatrzymała karierę Bogdanowa. Fot. Jarosław Pabijan

Daugavpils od wielu sezonów budował zespoły rosyjsko-łotewskie. Przedstawicielem tej pierwszej nacji był Grigorij Łaguta, który pojawił się w zespole w 2006 roku i aż do końca sezonu 2010 reprezentował barwy zespołu znad Dźwiny. W 2011 roku przeniósł się do ekstraligowego Włókniarza Częstochowa i pozostał jego zawodnikiem przez cztery sezony. W roku 2015 startował w Toruniu, a w latach 2016-2017 w Rybniku. W czasie reprezentowania barw ostatniego z wymienionych zespołów został przyłapany na dopingu. Karierę wznowił w 2019 roku, zasilając zespół z Lublina, który pozyskał Grigorija Łagutę w atmosferze niemałego skandalu. Obecnie z sukcesami startuje w PGE Ekstralidze (średnia 2,167 pkt/bieg w 2019 roku), będąc jedną z jej największych gwiazd. Swój powrót przypieczętował znakomitą postawą w cyklu SEC, zajmując ostatecznie drugie miejsce w klasyfikacji końcowej (uległ w wyścigu dodatkowym Mikkelowi Michelsenowi). Pamiętajmy, że start do wielkiej kariery starszy z braci Łagutów zaliczył właśnie w Daugavpils, gdzie otrzymał mnóstwo okazji do rozjeżdżenia się i wejścia w światowy żużel. Dzisiaj, pomimo faktu, że nie jest stałym uczestnikiem cyklu SGP jest jeźdźcem ze ścisłej światowej czołówki. Jest to efektem wieloletniej pracy, która rozpoczęła się w 2006 roku. Jako ciekawostkę należy nadmienić, że Grigorij Łaguta posiada również licencję łotewską.

Grigorij Łaguta przybył do Lokomotivu jako zawodnik zupełnie anonimowy. Dzisiaj jest gwiazdą światowego formatu. Fot. Jarosław Pabijan.

Kolejnym z braci związanych z zespołem znad Dźwiny jest Artiom Łaguta. Startował na Łotwie w latach 2008-2010. Następnie trafił do Częstochowy (2011), Bydgoszczy (2012), Tarnowa (2013-2014) i wreszcie zakotwiczył w Grudziądzu, gdzie startuje od rozgrywek 2015 po dziś. Początkowo wydawałoby się, że młodszy z braci ma potencjał jedynie na zawodnika drugiej linii w naszej Ekstraklasie. W pierwszych dwóch polskich klubach punktował w kratkę. Dopiero Marek Cieślak w Tarnowie znalazł właściwe miejsce dla Artioma. W Grudziądzu stał się gwiazdą i liderem zespołu. W przeciwieństwie do brata jest aktualnie stałym uczestnikiem cyklu GP, a w ubiegłym sezonie zajął 11. miejsce. W PGE Ekstralidze zanotował średnią 2,286 pkt/bieg, co dało piąte miejsce w klasyfikacji łącznej. Przygoda młodszego brata wiodła szlakami przetartymi przez Grigorija – wszystko zaczęło się w Dyneburgu.

Ten młody człowiek, to Artiom Łaguta z pierwszych sezonów w polskiej lidze. Fot. Jarosław Pabijan.

Ostatnią gwiazdą, która ruszyła w świat z Łotwy jest Andrzej Lebiediew. Ostatnie lata wskazują, że Andrzej jest zawodnikiem zbyt słabym na Ekstraklasę i zbyt dobrym na I ligę. W nadchodzących rozgrywkach spróbuje zawojować PGE Ekstraligę z rybnickimi Rekinami. W latach 2011-2016 reprezentował barwy macierzystej drużyny. Lebiediew zapowiadał się znakomicie jeszcze przed rozpoczęciem startów w klasie 500 cm3, o czym w jednej z transmisji z meczu I ligi w sezonie 2019 wspominał Piotr Świst. W rozgrywkach 2017 trafił do Wrocławia, ale najwyższa klasa rozgrywkowa brutalnie zweryfikowała utalentowanego Łotysza. W połowie sezonu 2018 ze względu na swoją nienajlepszą postawę musiał opuścić Wrocław i przeniósł się do Rybnika. W ubiegłych rozgrywkach chwilowo powrócił do klubu macierzystego i wykręcił bardzo dobrą średnią 2,307 pkt/bieg. Była to jedynie Nice 1. LŻ, czyli zbyt niskie progi dla kogoś, kto mocno wierzy w międzynarodową karierę pełną sukcesów. Za Lebiediewem wiele lat startów i bardzo duże doświadczenia. Wszak nie każdy może w tym wieku pochwalić się zwycięstwem w SEC 2017. Czasem zapominamy, że ten zawodnik ma zaledwie 26 lat (urodzony w roku 1994). Przyszłość stoi przed nim otworem.

Andrzej Lebiediew wciąż wierzy w możliwość dobrych występów w PGE Ekstralidze. Fot. Jarosław Pabijan.

Zawodnicy, którzy mogą bardzo wiele zawdzięczać zespołowi znad Dźwiny to Szwedzi Fredrik Lindgren (zawodnik klubu w latach 2015-2016) i Antonio Lindbaeck (występował w drużynie w sezonie 2015). Obecność w Lokomotivie pozwoliła pierwszemu z nich na zapewnienie finansowej stabilizacji po sezonie w Gdańsku, gdzie Lindgren miał problemy z regularnymi wypłatami. Lindbaeck odbudowywał się po niekoniecznie najlepszym dla siebie czasie w Łodzi. Aktualnie największa gwiazda zaplecza Peter Ljung również został przygarnięty przez Łotyszy w rozgrywkach 2018, gdy jego szanse na występy w Stali Gorzów wydawały się znikome. Daugavpils okazał się znakomitym miejscem na odjechanie ostatnich sezonów dla Jonasa Kylmakorpiego, którego kariera została zakończona przez uraz nogi jak również dla „polskiego Rosjanina” Romana Poważnego. Wszystko dzięki wypłacalności i przejrzystości działań łotewskich działaczy.

Antonio Lindbaeck był jednym z ojców zwycięstwa w rozgrywkach 2015. Fot. Jarosław Pabijan.
Jonas Kylmakorpi z uśmiechem wspomina czas spędzony w łotewskim zespole. Fot. Jarosław Pabijan.

Kto jeszcze wypłynie na szerokie wody? W najbliższych latach do grona seniorów będą wchodzić Oleg Michaiłow, Artiom Trofimow czy Davis Kurmis. W szczególności pierwszy z nich wydaje się być bardzo ciekawym i dobrze rokującym żużlowcem. A może kariera Jewgienija Kostygowa wróci na właściwe tory? Pamiętajmy, że do najbliższych rozgrywek „Lokomotywa” zgłosiła około 10 młodzieżowców. Jest z kogo wybierać, chociaż pamiętajmy, że część z nich to zawodnicy udostępnieni z innego łotewskiego ośrodka żużla – Rygi. A może niedługo doczekamy się również drugiego zespołu z Łotwy w naszej lidze?

Czego najbardziej żal? Przede wszystkim braku możliwości rozwoju dla całej dyscypliny na Łotwie w zakresie sportu profesjonalnego. Niestety, to polscy działacze podpiłowali tę gałąź. Czy poniżej wymieniony skład nie gwarantowałby poziomu należnego PGE Ekstralidze?

  1. Fredrik Lindgren
  2. Kjastas Puodżuks/ Jewgienij Kostygow
  3. Andrzej Lebiediew
  4. Peter Ljung
  5. Antonio Lindbaeck
  6. Oleg Michaiłow
  7. Artiom Trofimow
  8. Davis Kurmis

Moim zdaniem przy umożliwieniu uznania zawodników łotewskich za zawodników krajowych skład byłby bardzo mocny. W przypadku konieczności zakontraktowania Polaków w miejsce Łotyszy nie zabrakłoby chętnych do jazdy w tak znakomicie zarządzanym klubie. W tym miejscu wypada zaapelować do włodarzy najlepszej ligi świata: zastanówcie się jeszcze raz czy warto tracić Lokomotiv? Jeden z naszych krajowych działaczy ostatnio argumentował konieczność ponownego dopuszczenia startów zagranicznych młodzieżowców z pozycji 14-15 (6-7) koniecznością ratowania światowego żużla. Może najpierw pomożemy naszym nadbałtyckim sąsiadom, którzy już udowodnili, że są partnerem godnym zaufania? Skład zbudowany na przyszłoroczne rozgrywki nie pozostawia złudzeń. Boom na żużel w Dyneburgu się skończył. Jest to normalne w sytuacji, gdy rywalizację pozbawiono najważniejszych celów. Miejmy nadzieję, że uda się rozwiązać ten problem zanim kolejny żużlowy ośrodek podupadnie. Może to najwyższa pora, aby wycofać się z błędnych decyzji z lat 2015 i 2016?

Wypełnione trybuny podczas SGP w 2017 roku. Oby więcej takich widoków w Daugavpils. Fot. Jarosław Pabijan

PAWEŁ ZAŁUCKI