Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jeszcze nikt nie wymyślił w życiu i sporcie nic bardziej postępowego od konkurencji. Zdrowej konkurencji. To ona każe zapieprzać. I tak jak Pawlicki niespecjalnie przepada za Zmarzlikiem, tak pismaki również życzą sobie wszystkiego najgorszego. Wiem coś o tym, słyszałem na własne uszy pod swoim adresem. A później te same pismaki krytykują Pawlickiego…

Wspominam o mediach, bo minął właśnie rok, od kiedy nadajemy. I na nas nadają. A to cieszy. Dodaje sił. Na szczytach władzy pewnego ekstraligowego klubu robią wiele, by przyszykować nam nieprzejezdny tor i utrudnić działalność. No ale wtedy trzeba podobno iść ostro z gazem.

Tak, to konkurencja popycha świat do przodu. Choć niekiedy przybiera patologiczną formę. Jak w przypadku Tonyi Harding, która sposób na pobicie swojej rywalki z lodowej tafli, Nancy Kerrigan, znalazła właśnie taki – pobicie. Z misją roztrzaskania kolana pięknej Nancy udał się więc wynajęty zbir i metalowym prętem wymierzył niesprawiedliwość. Ale, jak to w amerykańskich filmach bywa, piękna, delikatna i poszkodowana Kerrigan wróciła do sił, wystąpiła na igrzyskach w Lillehammer i sięgnęła tam po srebro. Harding natomiast, ta bestia, trafiła koniec końców do zawodowego ringu, gdzie razy mogła już wymierzać z pełnym przyzwoleniem.  

Konkurencja, rywalizacja… Ja ją dostrzegam choćby pod prysznicem na siłowni, po treningu. Mianowicie mężczyźni mają w sobie coś, co niemal zawsze każe im niepostrzeżenie zerknąć w okolice podbrzusza kolegi kąpiącego się obok. Nie jest to niczym złym ani niczym sprośnym, po prostu, sprawdzenie jakim sprzętem dysponuje potencjalny rywal. To odruch bezwarunkowy, na zasadzie porównania, nie mówcie, że Was nie dotyczy. Zresztą zawodnicy też sobie zaglądają do boksów, prawda? W tym samym celu – by zobaczyć, jakim sprzętem dysponuje rywal.

Czasem widzę, jak piszecie, byśmy trzymali obrany kurs i nie zaczęli jątrzyć, obrażać, poniżać. No nie, nie jest to naszym zamiarem, choć nie bądźmy tacy święci – w kotle trzeba czasem zamieszać i niekiedy kostki komuś przerysować. Grunt, by nie regularnie dla zasady, lecz wtedy, gdy ma to merytoryczne uzasadnienie. Dziennikarstwo musi być konkretne, a wygłaszane opinie zdecydowane. I choć nie każdemu będą w smak, to jednak można je ze smakiem podać. Poza tym, jak się nie będą nas bali, to się będą z nas śmiali. Sam często pouczałem kandydatów na dziennikarzy, że jeśli ktoś nie gra fair, to można, a czasem wręcz należy, przyp… ić. Wiecie dlaczego? Bo jeśli ta druga strona jest jednak normalna, to wszystko idzie odkręcić i pożar ugasić. Ta druga strona może zadzwonić z pianą na ustach, jednak jest szansa, że po kilku minutach zaczniecie… nadawać na tych samych falach. Może się okazać, że jednak coś was łączy. Tak się często rodzą przyjaźnie, od burzy z piorunami. I taki przyjaciel potrafi nawet z newsami później dzwonić.

No ale, to fakt, ciężko się rozmawia ludziom w podzielonej, wolnej Polsce. Ciężko znaleźć wspólny język. Przykład – otóż kolega lubił sobie pobrzdękać w przyświetlicowej kapeli ze znajomymi. Dopóki członkom zespołu sprzętu nie podpieprzyli. Poszli zatem na policję, by zgłosić zdarzenie i spisać protokół. Tymczasem ten, co grał na werblu, nie wymawiał „r”, a pech chciał, że werbel miał od znanej firmy „Paerl”. No i musiał to przekazać władzy.

– To może jeszcze raz – co panu ukradli?
– Wełbeł Pełła.
– Yhy. Dobrze… Jak, jak?
– Wełbeł Pełła.
– Hm, ok…

Kolega do dziś zanosi się łzami na myśl o tamtych trudnych zeznaniach. A więc występują w tym kraju trudności z dogadaniem się. Bo jedni oglądają Wiadomości, a drudzy Fakty. A obie strony tak samo skażone. Choć obie przekonują, że są ostoją równości, wolności, moralności i dziennikarskiego obiektywizmu. Guzik prawda, dziennikarz nie musi być obiektywny. Musi być interesujący. A przy okazji umieć zachować resztki godności i uczciwości.

Gdy o sport chodzi, każda dyscyplina musi mieć do mediów szczęście. Nasz speedway to szczęście ma jakby zmienne. Niekiedy odnoszę nawet wrażenie, że żużlowe media są najbardziej agresywne na rynku. Ale może to tylko złudzenie. Choć nie myślcie sobie, że one są wszystkiemu winne. Prawda, jak zwykle, leży gdzieś pośrodku. Owszem, zawodnicy często czytają swoje słowa przeinaczone lub w ogóle niewypowiedziane. Więc, niejednokrotnie sparzeni, wolą uciec po meczu z parku maszyn, w przekonaniu, że nic dobrego ich tam nie spotka. Albo idą z komórką przy uchu, że niby rozmowa w toku. Gorzej, gdy telefon zadzwoni w tym akurat czasie. Głupio wychodzi… Sami też jednak mają sporo za uszami. Są często na tyle zepsuci, że nie potrafią uszanować żadnej innej pracy poza swoją. Kiedy proszą o telefon za godzinę po to tylko, by z premedytacją już nie odebrać, właśnie ten kompletny brak szacunku okazują. Przecież lepiej powiedzieć – „nie, dziękuję, nie jestem zainteresowany”. No ale wtedy rewanż złowrogich mediów wydaje się przesądzony. Bo jakie profity czerpią one z kogoś, kto gadać nie chce. Delikwent jest wtedy znacznie bardziej narażony na krytykę… Tak to właśnie działa.  

Jak to mówią, najkrótsze słowa – tak, nie – wymagają często najdłuższego zastanowienia. I odwagi.

Owszem, to internet zniszczył i upodlił zawód dziennikarza. Zdegradował jego status z zawodowego na amatorski. Ale i wcześniej bywało z tym warsztatem różnie. Po prostu niektórzy, za pierwszym razem, nie zawsze trafiają w życiu z powołaniem. I wtedy jest to warsztat radosnej twórczości.

Co poza tym? Zauważam, że powoli mija nam euforia związana z wyborem nowego operatora cyklu Grand Prix. Do czego, przyznaję, i ja przyłożyłem rękę. Po prostu nie sądzę, by ewentualna wycieczka z cyrkiem Grand Prix poza Stary Kontynent miała zbawienny wpływ na dyscyplinę. No bo jak ma to pomóc w przywróceniu koniunktury na speedway w Czechach czy na Węgrzech? Impreza odbędzie się daleko i po nocy, nikt w tych krajach o niej nie usłyszy. A i tam cyrk po trzech dniach zwiną. Zatem znów będzie pustynia. A więc nie jestem pesymistą, tylko… bardzo umiarkowanym optymistą.

No i Marek Cieślak przedłużył umowę z Włókniarzem na dwa lata, choć wcześniej przymierzali się pod Jasną Górą do rocznej prolongaty. To jednak dobra zmiana. Samochodem po Polsce już się Narodowy najeździł, a znacznie przyjemniej jest się skatować pedałując po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. To nie jest wcale bezpieczne zajęcie, ta trenerka na wygnaniu. Raz już za kierownicą Marek przysnął, gdy po nocy wracał z szychty do domu. Jak mówił, uratowały go światła we wsi, przez którą akurat przejeżdżał. To go ocuciło. Spójrzcie tylko – na nogach od szóstej rano, bo torek trzeba przyszykować. To żmudna robota. Często w upale i spiekocie. Później trzeba się spowiadać przed sędzią i komisarzem, zaliczając piechotą kolejne okrążenia. A to dopiero początek. Zbliża się mecz – napięcie, stres, potrzeba koncentracji. Wreszcie po wszystkim czas dla mediów, które nierzadko znów podniosą ciśnienie, a potem proces spływania po tobie tychże emocji i spuszczania powietrza. Trzeba siadać za kółko, bo przecież każdy mecz rozgrywasz na wyjeździe. Jeszcze przez chwilę adrenalina potrzyma, czy też euforia po zwycięstwie, lecz za chwilę zaczniesz być dętką. A do domu wciąż daleko i ciemno wokoło. Im bardziej jesteś zmęczony, tym mocniej naciskasz na pedał gazu, by jak najszybciej zbliżyć się do celu. Taki paradoks. Wtedy o pomyłkę najłatwiej. Bo św. Krzysztof, patron kierowców, ma nas w opiece jedynie do 140 km/h. A powyżej to już tylko św. Piotr…

Wiem coś o tym. Przysnęło mi się swego czasu w drodze powrotnej z Torunia. Najpierw lewa ręka bezwiednie zsunęła się z podłokietnika, co bezmyślnie zignorowałem. Po kilku chwilach, a może minutach, znów się ocknąłem, gdy auto przed sobą miałem już na grubość lakieru. W ostatnim momencie odbiłem na bok. Od tego czasu jestem bardziej czujny i już kilka plaskaczy sobie za kółkiem wymierzyłem. A za najniższy wymiar kary dziękuję opatrzności i losowi.

Na pohybel konkurencji…

WOJCIECH KOERBER

P.S. Terminarz PGE Ekstraligi? Ja bym zwrócił uwagę na baaardzo trudny początek Betard Sparty, zespołu z osłabioną formacją juniorską. Na dzień dobry domowe starcie ze stojącym młodzieżowcami Speed Car Motorem, a następnie wyjazdy do potentatów z Leszna i Częstochowy.

2 komentarze on Po bandzie. Żużlowe media najbardziej agresywne na rynku?
    Dryla King -Anty ostafa
    12 Dec 2019
     10:47pm

    Witam Panie Wojtku. Artykuł jak zawze na Waszym portalu trafny, obiektywny z nutką humoru. Redaktorzy Wasi to zawsze dobrze przygotowana drużyna. Nie ma u Was tytułów ze znakami zapytania i zdan typu…. wkuluarach sie mówi ..podobno itd. Jescze raz życze powodzenia i wspólnie czekamy na rozpoczęcie sezonu 2020. Pozdrawiam

    Lucky Bastard
    14 Dec 2019
     12:12am

    Łe no panie czytam to czytam i czuje ,ze chcesz mi pan cos powiedziec,ale mi tego nie mówisz.Ze kórwa mać ostafinski pana wkórwia?No mnie tez. no i co mam zrobic?.Jak chcesz mi pan cos powiedziec to mów pan duzymi literami plis.OK?

Skomentuj

2 komentarze on Po bandzie. Żużlowe media najbardziej agresywne na rynku?
    Dryla King -Anty ostafa
    12 Dec 2019
     10:47pm

    Witam Panie Wojtku. Artykuł jak zawze na Waszym portalu trafny, obiektywny z nutką humoru. Redaktorzy Wasi to zawsze dobrze przygotowana drużyna. Nie ma u Was tytułów ze znakami zapytania i zdan typu…. wkuluarach sie mówi ..podobno itd. Jescze raz życze powodzenia i wspólnie czekamy na rozpoczęcie sezonu 2020. Pozdrawiam

    Lucky Bastard
    14 Dec 2019
     12:12am

    Łe no panie czytam to czytam i czuje ,ze chcesz mi pan cos powiedziec,ale mi tego nie mówisz.Ze kórwa mać ostafinski pana wkórwia?No mnie tez. no i co mam zrobic?.Jak chcesz mi pan cos powiedziec to mów pan duzymi literami plis.OK?

Skomentuj