Przełożenie meczu Betard Sparty z truly.work Stalą samo w sobie było nieporozumieniem. Przełożenie na dzień kwalifikacji przed stołeczną Grand Prix Polski to największy skandal bieżącego sezonu. Nieporównywalnie większy od tego, że jeden zawodnik, tuż po wyścigu, powiedział „spierdalaj”, a drugi złowrogo spojrzał przed siebie. Oby Zmarzlik i Woffinden mogli jednak wziąć udział w piątkowej sesji eliminacyjnej na Stadionie Narodowym…
No i udało się wykreować aferkę. W Zielonej Górze, tuż po wyścigu, Miesiąc rzucił „spierdalaj” w kierunku boksu Vaculika, a Vaculik miał grozić Miesiącowi. I można było przyciągnąć tym „spierdalaj” w tytułach. Nie dostrzegam jednak w tej sytuacji ani niczego nadzwyczajnego, ani też nagannego, biorąc pod uwagę okoliczności przyrody. A są one takie, że dwóch rozemocjonowanych wojowników zjeżdża z pola bitwy, z tętnem sięgającym 160 i parą wydostającą się uszami. Oni, de facto, jeszcze jadą. Dopiero za jakieś pięć, dziesięć minut będą zapewne gotowi, by przybić piątkę. I rozmawiać w sposób znormalizowany. A więc to, że w obecnych czasach kamery krążą po parkach maszyn, zaglądając zawodnikom do boksów, jest dla kibica sporą wartością dodaną. To taki bonus dla nas wszystkich. Winna też jednak obowiązywać niepisana zasada, że nie wszystko zostanie wykorzystane przeciwko aktorom. Czy to fair, domagać się kar za słowa wypowiadane w afekcie, w stanie uniesienia, w stresie? Gdy to tylko słowa.
Wyścig żużlowy to nie czas na uprawianie sztuki dyplomacji. Tym bardziej, że zaraz po zajściu trudno dokonać obiektywnej samooceny, czego mieliśmy ostatnio dowody (Rolnicki, Zagar etc.). Wtedy jeszcze każdy, lub prawie każdy, czuje się niewinny. Widać, ludzka rzecz na polu bitwy. Jakiś czas temu ktoś ukuł nawet definicję pojęcia „dyplomacja”, otóż występuje ona wówczas, gdy mówisz komuś „spierdalaj” w taki sposób, że zaczyna odczuwać narastające podniecenie na myśl o zbliżającej się podróży. Zatem nie przesadzajmy z tym savoir-vivre’m w parkach maszyn, świetnie przecież wiemy, że język Pawła Miesiąca nie jest tak giętki i elastyczny, jak sylwetka na motocyklu. I że Vaculik to persona o wysokiej kulturze jeździeckiej, a na co dzień też osobistej. Zresztą, żużlowy boks to enklawa, w której lepiej się sprawdzają dosadne, żołnierskie komendy niźli zdania wielokrotnie złożone poprzedzone zwrotem „przepraszam, czy…”. Albo inaczej – ten boks to terrarium, z którego musi wyskoczyć odpowiednio nastrojony, czytaj – nabuzowany, i głodny Lew. Lub Wilk. Lub wojowniczy spartanin. Przecież te okolicznościowe nazwy nie wzięły się znikąd. Jaskółki są tu raczej skazane na pożarcie. Na degradację…
Sami często wspominacie, że ktoś Wam podniósł ciśnienie. Zresztą… Niezmiennie lubię przytaczać anegdotkę z czasów mojej szychty w Gazecie Wrocławskiej, otóż szefostwo dziennika wymyśliło Plebiscyt na Społecznika Roku, co również oddaje klimat naszych czasów. Mianowicie wybory takie – najsmaczniejszej cukierni w mieście, najładniejszej szkolnej higienistki czy też najbardziej życiowego dzielnicowego – no więc wybory takie, dokonywane za pośrednictwem płatnych SMS-ów, pozwalają gazetom utrzymywać się na rynku i na kioskowej wystawce. No to wybieramy społecznika roku. Siada naprzeciw pewien stażysta, kulturalny młody człowiek o imieniu Kamil, obdzwania po kolei kandydatów, pyta, czy wyrażają zgodę na udział etc. I słyszę raz, jak wygłasza po raz enty regułkę, jak nawija makaron na uszy, próbując wzbudzić zainteresowanie, lecz już chwilę później spogląda z niesmakiem na słuchawkę i odkłada. Wtedy ja, znając trochę życie, dopytuję Kamilka, czy ktoś nie reflektuje, czy nie czuje się jednak wyróżniony. I okazuje się, że reakcja niedoszłego laureata zacnego przecież, w założeniu, plebiscytu jest następująca: „Na społecznika? A spier… pan!”.
I na torze jest podobnie. Nikt nie chce być ani społecznikiem, ani frajerem. To czas, gdy trzeba się prężyć i budować swoją przewagę. Czas na miłe słówka przyjdzie natomiast nieco później, pod prysznicem na przykład.
Czyli to składanie oferty dotyczącej zbliżającej się podróży dość powszechne jest po prostu. Przed tygodniem podróży do Wrocławia pragnęli np. gorzowianie, ale też im powiedzieli „spier…”. Wracam do tematu, bo z mojego punktu widzenia należy. Mianowicie nie jestem w stanie zrozumieć, jak można było przełożyć to spotkanie na 17 maja, czyli na termin, w którym najlepsi żużlowcy świata winni być w Warszawie i walczyć o jak najlepsze rozstawienie przed odbywającym się dzień później turniejem. O, w swoim mniemaniu, jak najkorzystniejszy numer startowy. To dla mnie niepojęte, jak można w ten sposób krzywdzić sportowców marzących o byciu numerem 1. Którzy ciężko na te swoje marzenia pracują. I dlaczego zgodę na taką dziejową niesprawiedliwość wyrażają władze PGE Ekstraligi oraz FIM-u. Cykl ruszy, po prawdzie, bez obrońcy tytułu, wicemistrza świata i czwartego zawodnika zeszłorocznego rozdania.
Wszyscy świetnie wiemy, z jakiego powodu do tego meczu nie doszło i że został odwołany na podstawie, o zgrozo, optymistycznych prognoz pogody. Niektórzy sobie dowcipkują, że ciężko rozłożyć plandekę z urazem więzozrostu barkowo-obojczykowego. Przy czym najbardziej znamienny jest fakt, że słynna plandeka nie była nawet do niczego potrzebna. Kompletnie zbędna przy tak sprzyjającej pogodzie. Należało zrobić wszystko, by uniknąć problematycznej dla całej dyscypliny sytuacji, tymczasem nie zrobiono nic. A nawet więcej niż nic.
Niezrozumiałe przyzwolenie PGE Ekstraligi na odwołanie spotkania jeszcze długo może mieć przykre konsekwencje. Zmuszanie Woffindena i Zmarzlika do jazdy w Gorzowie, podczas gdy cała reszta będzie się już zbroić na czasowym torze w Warszawie, rokrocznie innym, to dowód na to, że bliżej speedayowi do cyrku niż dyscypliny sportu dbającej o równość szans. Dlatego mam cichą nadzieję, bazując na prognozach, że piątkowa aura pomoże naprawić ludzkie błędy i nakaże wszystkim uczestnikom przełożonej potyczki sp… ać. A niektórym prosto do Warszawy. I że taka decyzja zapadnie jeszcze dziś, by oszczędzić ludzkości kłopotów. A gdy przyjdzie wreszcie czas na nadrobienie zaległości, będziemy się już mogli emocjonować pojedynkami Zmarzlika z Janowskim. Prawda? Nie czekacie na takie pojedynki?
To jednak pewne, że jeśli spotkanie nie spadnie dziś z wokandy, gorzowianie zrobią jutro na Jancarzu o niebo więcej niż wrocławianie ostatnio na Olimpijskim, by event się odbył.
A więc przełożenie spotkania we Wrocławiu było podejrzanym i niebezpiecznym precedensem. Ale już odwołanie niedzielnych spotkań uznaję za decyzję ze wszech miar słuszną, która wielu oszczędziła zachodu oraz pieniędzy. I która potwierdziła, nie po raz pierwszy zresztą, słuszność systemu. Bo system jest OK.
W tej całej zawierusze nie sposób też nie wspomnieć o głównym sponsorze żużla. O kibicach. Gdy zmieniono termin spotkania Speed Car Motoru z Get Well Toruń, z piątkowego na niedzielny, a przy okazji też nadawcę, okazało się, że nie wszyscy w Lublinie byli zachwyceni tym wbiciem się zespołu w prestiżową, niedzielną ramówkę. Bo ktoś miał przecież zabukowane bilety lotnicze z Anglii pod pierwotny termin, a ktoś inny wykupił pakiet Eleven, zamiast konkurencji. Doszły do naszej redakcji takie skargi na zły los. I teraz też nie wszyscy są szczęśliwi. Głównie ci gorzowscy kibice, którzy zabukowali sobie wcześniej nocleg w Warszawie z piątku na sobotę. No ale w tym akurat względzie zawsze znajdą się pokrzywdzeni. I na to recepty nie ma.
Wiecie, jaka jest różnica między optymistą a pesymistą? Optymista twierdzi, że świat stoi przed nim otworem. Pesymista natomiast ma świadomość, co to za otwór… Zmarzlik i Woffinden, jak sądzę, pozostają, mimo wszystko, optymistami. Oni, globalni mistrzowie, świetnie przecież wiedzą, że świat stoi przed nimi otworem.
WOJCIECH KOERBER
Nazywajmy sytuację po imieniu – jeśli chodzi o ten przekładany mecz … To cała Wina klubu Wrocławia na siłę robili coś co nie powinno mieć miejsca czyli starali się odwołać mecz. I to swojemu klubowi Tay musi podziękować że będzie miał ..3 imprezy dzień po dni – ciekawe czy wszystkie mu wyjdą mimo wszystko to ogromny wysiłek mentalny i fizyczny do tego ryzyko kontuzji, a Bartek dostał odłamkiem tej całej sytuacji . Fakt oburzenia publiki na sposób działania WTS jest prawidłowy bo to już kopanie dołów koparką pod E-ligą i całą dyscypliną w PL.
Co do sytuacji w ZG hmm jeden wniosek ktoś tu robi sobie PR i rozgłos puszczając ten filmik do tego cenzurując swojego zawodnika który też święty nie był . takich pyskówek było dużo ale zawsze pokazywać należy obie strony. I zamiast skupić się na podróży i emocjach z GP w Warszawie nakręcamy afery zbędne ale wiem jedno Andrzej R ma parcie które wylewa się już uszami z niego i widać nie cofnie się przed niczym … Nikomu to nie posłuży jak na razie najwięcej traci na tym klub z Wrocławia … ale ludzie w pewnym wieku już się nie zmienią i nie wyciągną wniosków chyba tylko jakiś mega wstrząs może zdziałać cuda.
obrona miejsca przez Dudka na Lambercie byla bardziej chamska uwazam
Żużel. Za nim pierwszy pełny sezon. Wierzą w jego rozwój
Żużel. Piotr Baron nie martwi się o atmosferę. Trener Apatora o transferach na sezon 2025
Żużel. Zawiesił szaliki Motoru w Tanzanii, Kongo i Angoli! Tak celebruje złota Koziołków! (WYWIAD)
Żużel. Fatalne wieści. Dilger ze złamanym kręgosłupem!
Żużel. Glasgow chce ugościć najlepszych. Poczynią wielką inwestycje!
Żużel. Będzie renegocjacja kontraktów w Tarnowie? Unia walczy o przystąpienie do ligi