Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Krzysiu i Grzesiu sprawili, że w zeszłym tygodniu sejsmograf zanotował tąpnięcie w granicach Rybnickiego Okręgu Węglowego. A wstrząsy wtórne odczuwamy do dziś. Krzysiu i Grzesiu to barwne postacie. Jeden lubi się pokazywać z wyciętymi szlaczkami na skroniach, a drugi z króliczkiem Playboya na kevlarze. Czy Krzysia zechce jeszcze rozzłościć Andrzej Rusko, który lubi przejmować uchodźców z Rybnika (Milik, Fricke)?

Wypuść szczura, zobaczymy, którędy wyjdzie – pouczał swego czasu podwładnych prezes Andrzej Rusko, gdy próbował co nieco zamieszać na rynku. Gdy niekiedy chciał coś faktycznie ugrać, a czasem tylko kogoś wypuścić. Wytrawny gracz. I za taki właśnie wypuszczony balonik robi ostatnio dobiegający „50” Greg Hancock. Czy rozmawia on z Betard Spartą? To za dużo powiedziane, niemniej Rusko lubi kierować zapytania do ciekawych zawodników w potrzebie. Od zawsze tak robi, po prostu szuka biznesowych okazji. Mało to razy kojarzyło się z WTS-em Golloba? Wszelako na jedną rzecz zwracam uwagę – otóż Hancock nie jest jeszcze w potrzebie. On swoje winien ugrać. Natomiast prezes WTS-u nie jest raczej miłośnikiem sięgania głęboko do kieszeni. Zwłaszcza gdy chodzi o własną kieszeń.

Ktoś zapyta – a zaszłości? A 2004 rok? Andrzej Rusko słusznie kiedyś zauważył, że jesteśmy zbyt małym środowiskiem, by pielęgnować stare konflikty i nie wymazywać ich z twardego dysku. Co nie znaczy, że zapomniał… Zatem nigdy nie wiemy, jak się sprawy potoczą. W każdym razie Betard Sparta to ekipa z wielkim potencjałem – gdyby tylko Milik i Fricke wrócili do dyspozycji z 2017. Obaj trafili do Wrocławia z Rybnika i niekoniecznie zostali stamtąd wydaleni. A więc Wrocław vs Rybnik 2-0. Grisza Hancock mógłby ten wynik podwyższyć.  

A Grisza Łaguta? Twierdzi, że dostał w Rybniku propozycję do odrzucenia, tzn. miałby jeździć za darmo. Z tego, co wiem, całej prawdy nie powiedział, otóż miał się tam ścigać za punktówkę, natomiast, rzeczywiście, bez kwoty kontraktowej za podpis. Tak to sobie prezes Mrozek wykombinował względem „ruskiej panienki”, jak… pieszczotliwie nazwał zawodnika. A czy w prywatnych rozmowach przemawiał do Łaguty podobnie, przy czym używał jednego z synonimów panienki? Zostawmy to. Po tej słynnej konferencji Mrozka słychać głosy, że prezes nie uniknie kary, choć w moich oczach ukarał się już sam – pokazując prawdziwe oblicze.

Myślicie, że w najbliższym sezonie Hancock nadal będzie ligowym dominatorem? Bo niejaki Noriaki Kasai też miał wylatywać ponad poziomy do grobowej deski, a jednak przyszło właśnie załamanie. W sezonie, w którym cała niemal japońska eskadra skacze wybornie. Poza Kasaim. Nad czym zresztą ubolewam, bo również jestem członkiem sekty wierzącej w jego nadprzyrodzone moce. Poczekamy, ocenimy, na pewno nie stopują Amerykanina żadne torowe kolizje. Potrafi ich unikać czterokrotny mistrz świata. A pamiętacie, jak było z sześciokrotnym zwycięzcą globalnych mistrzostw, Tonym Rickardssonem? Darek Sajdak, jego wieloletni mechanik, mówił mi ostatnio tak: „Tony nie łamał kości. On łamał kaski. Raz tylko uszkodził kciuk przed turniejem GP, natomiast kaski aż sześciokrotnie.” Dodam, że po jednym z takich dzwonów, w Częstochowie z Ułamkiem, Szwed ze dwa dni nie widział na oko.

Nic to, dzięki konfliktowi Krzysia z Grzesiem, prezesa z zawodnikiem, na plan dalszy zeszły konflikty zawodników z dziennikarzami. To bardzo trudny i skomplikowany temat, często błędne koło. Niekiedy wydaje się pismakowi, że napisał neutralnie, jednak zawodnik obrażony. Nie gada. No a skoro nie gada, to dziennikarz wali już z grubej rury, bo na co mu niemowa przydatny. Tak ten brutalny mechanizm często działa. I wojna już na całego. Choć geneza może być też inna – to zawodnik olał, więc dziennikarz okazał się na łamach średnio sympatyczny lub też szczery do bólu.

Czy zawodnik ma prawo odmówić mediom głosu? Oczywiście. Ja nawet takich świetnie rozumiem. Są po prostu tacy, którzy rozgłosu nie potrzebują lub też najpierw wolą zrobić, a później dopiero sobie pogadać. Szanuję to. Ale jednego nie zaakceptuję. Jeśli zawodnik odsyła cię na „za godzinę” lub „za pięć godzin”, po to tylko, by później już puszczać jedynie piosenkę  w telefonie. Bo ty cały dzień ustawiasz pod niego, a on pokazuje, że ma cię w dupie. Innymi słowy – że nie szanuje twojej pracy. Więc dlaczego ja mam szanować jego robotę?

Bywa, że dziennikarze generalnie nie mają łatwo z rozmówcami, nie tylko ze świata sportu. Ja zawsze, muszę to przyznać, nauczałem młodych ludzi, że jak się należy, to trzeba przyp… ić. Wiecie, dlaczego? Bo jeśli po drugiej stronie jest człowiek inteligentny, to zrozumie. Czasem nawet zadzwoni – raczej z pretensjami niż z przeprosinami. Ale, od słowa do słowa, może się okazać, że jesteście jednak z tej samej gliny. A więc tak się właśnie rodzą często największe przyjaźnie! Od wojenki. Pamiętajcie o tym. I że jeśli się ciebie nie boją, to cię nie szanują. Trener Orest Lenczyk zwykł pouczać, że jak się ciebie nie będą bali, to się będą z ciebie śmiali.   

Ludzie mnie czasem pytają, jak to jest, że ten czy tamten działacz rozmawia jeszcze z jakimś dziennikarzem. To proste. Bo chce mieć dobrą prasę. Bo wroga trzeba mieć po swojej stronie. A czy należy się przejmować medialną nagonką ad personam? Wiem, że nie zawsze jest łatwo, że czasem trzeba zareagować choćby dlatego, że plotka powtarzana wielokrotnie staje się prawdą. Niemniej pamiętajcie, co powiedział pewien mądry człowiek – mianowicie nigdy nie dojdziesz do swojego celu, jeśli będziesz się zatrzymywał i rzucał kamieniami w każdego psa, który na ciebie szczeka.

WOJCIECH KOERBER