Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Najpierw Stelmet Falubaz odpuścił mecz Betard Sparcie, a później Betard Sparta – Fogo Unii. Taa, a ja odpuszczam wszystkim domorosłym wyznawcom teorii spiskowych. Coraz bardziej niestrawne stają się te spekulacje. Zwłaszcza w czasach żużlowej komercji. Naprawdę sądzicie, że zawodnik lekką ręką odpuszcza w jeden wieczór jakieś 40 patyków?

To jasne, że tylko przygłup w identyczny sposób nakrywa do stołu, gdy z tą samą ekipą trzeba się zmierzyć dwukrotnie w krótkim odstępie czasu. I gdy stawka pierwszej potyczki o niebo mniejsza jest, niż drugiej. Ale stawką zawsze są też pieniądze. A tory w obu przypadkach były REGULAMINOWE. Równe, proste, bezpieczne i takie same dla wszystkich. Takie, które zweryfikowały sportową wartość obu ekip w tym konkretnym dniu. Poza tym – naprawdę sądzicie, że największym marzeniem sportowca jest dostać po łbie na swoim i wypełnionym po brzegi stadionie?

Czytam, że we Wrocławiu szyki pokrzyżował gospodarzom komisarz toru. Nic z tych rzeczy, spartanie tego nie komentują, bo wszystko zrobili wedle własnego uznania. A goście z Leszna żadnych pretensji nie zgłaszali. Polecam Wam jedno zdanie menedżera Barona po niedzielnym pojedynku: „Jesteśmy przygotowani na wszystkie tory, bo o to w tym wszystkim chodzi.”

Jakie to proste, prawda? Jak kolarska sentencja Andrzeja Bławdzina, który przed laty pouczał Ryszarda Szurkowskiego: „Atakuj wtedy, kiedy tobie jest najciężej. Bo innym też jest wtedy ciężko i modlą się tylko o koniec.”

Aha. Tomasz Gollob pytał mnie ostatnio, czy Baron odszedł z Wrocławia na życzenie własne czy może przełożonych. – Gdyby mnie ktoś wtedy zapytał, odradzałbym takie rozstanie. Ja go znam. Baron to bardzo trudny przeciwnik – zauważył mistrz.

Bodajże przed rokiem siedziałem w Canale+, zerkałem na mecze przed Magazynem PGE Ekstraligi. I pojawił się senator Dowhan, jakoś tak po kilku wyścigach meczu Get Well – Falubaz. Mniej więcej 16:8 dla gospodarzy było. – Oho, na razie sukces finansowy – rezolutnie zauważył Dowhan. Mówią o nim senator PiS, bo… Prezes i Senator. No więc każdy ma swój punkt widzenia. Andrzej Rusko miał w niedzielę pełne trybuny, niską punktówkę do wypłacenia i jeszcze zranionego przeciwnika na play-offy dostał. Czyli sukces. Ale, umówmy się, nie tak to miało wyglądać.

Dobra, czas na play-offy. Teraz wszystko się zeruje. Dziś niedzielny wynik z Wrocławia nie ma już żadnego znaczenia. Albo inaczej – więcej do stracenia mają ci mocni faworyci, bo raz jeszcze muszą coś udowodnić. To nie jest komfortowa sytuacja, lecz prawdziwi mistrzowie dają sobie w takich sytuacjach radę. Jest taka anegdotka, mianowicie podchodzi chłopczyk do Cristiano Ronaldo i mówi, że chciałby 40 autografów. No więc Krystyna zaczyna wypisywać, po kilkunastu nachodzi jednak gwiazdę refleksja i pyta, po co małemu aż tyle tego. To chłopczyk mu odpowiada: „Bo chciałbym je wymienić na jeden od Messiego”.

Cena sportowca zmienną jest. Spójrzcie tylko na Holtę. Miesiąc temu nikt nie chciał na niego patrzeć, a dziś zaczynają patrzeć i to pożądliwie. Zatem jutro czterdzieści podpisów Messiego może mieć wartość jednego od Ronaldo. A żużel to bardzo przewrotny sport. Wrocławianie zamierzają się teraz odbudować dwumeczem z Falubazem i pojawią się nowe nadzieje. Bo przecież wtedy był upał, a teraz nie. Bo wtedy inaczej nakryliśmy do stołu, a teraz inaczej podejmiemy gości. No, najpierw jednak muszą się uporać Byki z Włókniarzem, a spartanie z Myszką Miki.

Myszka Miki… Ten Smolinski wcale nie gorszy od Pedersena. W minioną sobotę był bliski awansu do cyklu Grand Prix 2020. Wziąłby udział w biegu barażowym z Vaculikiem i Fricke o jedno brakujące miejsce, gdyby wcześniej kierownik startu nie wymachał końca wyścigu po… trzecim kółku. Niemiec prowadził, za to w powtórce wjechał w Ljunga i go wykluczyli. Trzy punkty w plecy. W takim turnieju. A czemu nie zaliczono wyników feralnego biegu, skoro – de facto – zaczęło się czwarte okrążenie? No właśnie, czemu? Bo w żużlu nie było, nie ma i nigdy nie będzie sprawiedliwości. Będzie tylko moja prawda i twoja. A moja bardziej mojsza niż twojsza. Spece od regulaminów obruszą się zaraz, że nie można było zaliczyć wyników po trzecim kółku, bo stworzy się precedens i następnym razem taki kierownik startu zakończy wyścig przedwcześnie z pełną premedytacją – by ratować skórę gospodarzom. To niech kara za błąd takiego cwaniaczka wynosi pół bańki – płatna przez klub. A może zaliczajmy wyniki w sytuacji klarownej, a powtarzajmy, gdy tasowanie było? Nie, zbyt duże pole do własnej interpretacji. I taki jest właśnie speedway, zawsze się znajdzie ktoś poturbowany przez los. A my szczęściu nie pogadamy. Bo zawsze nam każą znaleźć winnego. Bzdura!

No ale tam, gdzie może zawieść czynnik ludzki, zawsze będą się rodziły kontrowersje. Dla przykładu ostatnio, oglądając w TV mecz PGE Ekstraligi, przekonałem się, że można być ekspertem kompleksowo… nieprzygotowanym. To jasne, że pan ekspert, były żużlowiec, nie musi wiedzieć wszystkiego. Ale chociaż cokolwiek… Takich dziennikarzy też mamy w branży kilku. Kompletny brak szacunku dla widza. Kompletny.

Żegnamy Andreasa Jonssona. Niektórzy powiadają – szkoda, w pierwszej lidze mógłby jeszcze porządzić. Może i mógłby. Tylko po co? Jonssona, tak sądzę, należy włożyć do worka z tymi największymi, którzy celowali w tytuł IMŚ. Nie wyszło, lecz stanął stopień niżej. To ten typ zawodnika, który nigdy się nie oszczędzał. Który wiecznie siadał na motocykl poobijany. Jak Holta czy Kildemand. Ileś żyć już Andreas wykorzystał, jest świetnie sytuowany oraz mocno wyboksowany, że użyję takiej nomenklatury. I sam właśnie przyznał, że jego głowę bardziej niż kolejne sportowe cele zaczęły zajmować kwestie bezpieczeństwa, obawy o własne zdrowie. Dobra decyzja, Andreas. Byłeś wielkim wojownikiem. Herosem po prostu! Dziękujemy.

Na jakiś czas żegnamy też dr. Ś., po którego przyszło CBA. Spokojnie, sądzę, że się pan Grzegorz wybroni, przy okazji wytaczając jeszcze kilkanaście spraw o naruszenie dóbr osobistych. Swego czasu żądał takiego zadośćuczynienia od Marka Cieślaka. Chodziło o słynny DPŚ z 2013 oku, biznesmen zarzucił selekcjonerowi, że ten powiedział mediom, iż Gollob zrezygnował z reprezentacji właśnie przez niego. Nie bardzo rozumiem, jak można iść do sądu z taką pierdołą, ale, widać, można. Dodam tylko, że skończyło się to porażką. Za to obecnie Ś. znajduje się w sporze sądowym z miastem Wrocław. Chciał rzekomo przejąć piłkarski Śląsk, lecz temat nie został skonsumowany. Pan Grzegorz jest m.in. autorem książki pt. „Tomasz Gollob mistrzem świata. Dlaczego dopiero teraz?” Jeszcze w niedzielę gościł na trybunie VIP Stadionu Olimpijskiego. 15 lat temu rywalizował z Andrzejem Rusko o tytuł DMP. Rusko Drabikiem, Hampelem, Hancockiem, Miśkowiakiem, Gapińskim, Świderskim, Słaboniem, natomiast rywal – braćmi Gollobami, Rickardssonem, Kołodziejem, Marcinem Rempałą.   

A poza tym nie wierzcie, że żużel w Polsce pada. Pada, pada i paść nie może. Choć, to prawda, da się zauważyć niepokojące tendencje, o których wspominał ostatnio choćby Przemek Sierakowski. Nasza młodzież dorasta i idzie na odstrzał. Żeby nie być gołosłownym, mianowicie nasz statystyk, Karol Płonka, wyposażył mnie ostatnio w taką oto wiedzę, że w fazie zasadniczej tegorocznej PGE Ekstraligi obcokrajowcy zdobyli więcej punktów (2480) niż krajowi seniorzy i juniorzy razem wzięci (2377). Nie brzmi dobrze, choć podobna sytuacja miała też miejsce w 2011 i 2009.  

Po prostu trzeba uważać, byśmy nie dali się wydymać. Jak w dowcipie o Murzynie. Małżeństwo uprawia seks, po czym ona do niego: – Kochanie, w ogóle nie mam orgazmu i przyjemności z tego. A może zatrudnimy Murzyna i będzie mi tańczył, co?

Mąż się zgodził, Murzyn tańczy, małżeństwo się kocha, a żona znów: – Skarbie, wciąż nic, nie mam orgazmu.

Mąż zrozpaczony, więc żona na to: – Kochanie, a może zamienisz się z Murzynem i ty będziesz tańczył?

Mąż myśli, myśli, zgodził się. Murzyn kocha się z jego kobietą, ona w orgazmie, jęczy jak szalona. Na co mąż triumfalnie: Widzisz, Murzyn, tak się kurwa tańczy!  

WOJCIECH KOERBER