Po bandzie. Polska kontra Resztki Świata i wilcze derby

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Ktoś ostatnio wykoncypował w odmętach sieci, że zagraniczni młodzieżowcy w drużynach PGE Ekstraligi pozytywnie wpłynęliby na rozwój żużla poza Polską. A najbardziej skorzystałby na tym żużel… Ruski. Stwierdzenie równie błyskotliwe, co prawdziwe. Burza jednak przeszła, wielkich szkód szczęśliwie nie wyrządziła i znów wychodzi słońce. Dla młodych Polaków. Takich jak Wiktor Jasiński z Gorzowa?

Od wielu już lat słychać, że speedway ledwo dyszy i pada. Tymczasem w Polsce, takie odnoszę wrażenie, ma się całkiem dobrze, by nie zaryzykować stwierdzenia, że coraz lepiej. Poziom najwyższy z możliwych, sędziowie w białych koszulach, a miejsca na największych stadionach wyprzedają się w kilka godzin. Bywa, że już w grudniu, jak na wrocławską rundę Grand Prix Polski. A do tego jeszcze gości speedway na każdym liczącym się kanale sportowym. Krótko mówiąc, chętnych do partycypacji przy podziale tortu jest wielu i niemal każdemu jakiś kawałek się trafi. Rzecz jasna, im niżej, tym trudniej, nie myślcie sobie, że wszędzie tak kolorowo. Nie od dziś wiadomo, że duży może więcej, a planktonem nikt się nie przejmuje. Jak się unosi, to dobrze, a jak przestanie, to mało kto zauważy.

No więc na świat się trzeba otwierać, byle nie… za szeroko. Szwedzi otworzyli drzwi na oścież i dziś… nie ma Szwedów. Wiecie, jak wygląda kadra zawodnicza Lejonen Gislaved na kolejny sezon? Woryna, Szczepaniak (nie pytajcie – który, bez znaczenia), Drabik, Kasprzak, Hampel, Gała, Musielak… Tymczasem w cyklu Grand Prix dzikie karty przyznają nie zawodnikom, a krajom. Bo tak należy rozumieć pomocną dłoń po raz kolejny wyciągniętą w kierunku Lindbaecka, prawda? Bo jeden Lindgren to za mało. Gdyby te karty zdobywało się głównie dla siebie, nie dla kraju, to by jedna musiała trafić do Michelsena, nie Lindbaecka. Mielibyśmy wtedy i większe poczucie sprawiedliwości, i namiastkę świeżej krwi w cyklu. No ale Dunów już za dużo by było…   

To prawda, że prawdziwych kozaków zostało na świecie kilku. Że ostatni mecz w Rybniku winien się odbyć pod hasłem „Polska kontra Resztki Świata”. Dlatego jestem niemal przekonany, że po tym, jak walka o zagranicznego młodzieżowca w PGE Ekstralidze zakończyła się fiaskiem, prezesi klubów z Wrocławia i Rybnika nadal będą się bili o przyszłość dyscypliny w wymiarze globalnym. I zawnioskują teraz o rozbudowę Drużynowych Mistrzostw Polski Juniorów. O doproszenie do rozgrywek utalentowanej młodzieży z zagranicy, bez znaczenia, czy pod banderą narodowych reprezentacji U-21, czy jakichś kombinowanych ekip. A propos – zerkałem na ostatni finał IMŚJ w Pardubicach i zwróciłem uwagę na Jonasa Jeppesena. Zresztą chyba nie tylko ja, w Lubuskim również. Kapitalną końcówkę sezonu miał też Jaimon Rusiecki, niekiedy błędnie jeszcze nazywany Jaimonem Lidseyem. Taki zagraniczny junior sprawiłby, że Fogo Unia Leszno pozostałaby drużyną kompletną…

Nic to, z kuli ziemskiej nikt tych młodych chłopców zepchnąć nie zamierza, jak mawia Mariusz Jędra, prezes Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów, były wicemistrz świata w tej dyscyplinie. Jego rekord życiowy w podrzucie to jakieś 227 kg, ale na spotkaniach z młodzieżą… zaokrągla zwykle do 230, czasem nawet do 250. Gdy go poniesie.

A więc w polskich ligach żużlowych jeździli już, jeśli dobrze pamiętam, Czesi, Ukraińcy, Łotysze i Węgrzy. A teraz pojadą Niemcy z MSC Wolfe Wittstock. I wiem, że istotnie mają to być Niemcy. Czy tędy właśnie droga? Owszem, choć problem jest głęboki, a ta nasza pomoc nie zawsze daje owoce. Co z tego, że Woffinden stał się mężczyzną na polskich torach i sięgnął po trzy tytuły mistrza świata? Brytyjskiego żużla tym samym nie uzdrowił. I trudno się dziwić, skoro na co dzień w tamtejszej lidze w ogóle nie jeździ… Zresztą Brytyjczycy sami sobie strzelili swego czasu w kolano, wprowadzając irracjonalne KSM-y i wypraszając z rozgrywek gwiazdy. My mamy na punkcie speedwaya fioła, od pewnego czasu też na punkcie skoków narciarskich, lecz siłą innych nie zarazimy. Sami muszą tego chcieć! I sami próbować stworzyć system. Wiecie, jak wygląda obecnie mamucia skocznia w Harrachovie? Zgliszcza. Zawiązał się co prawda jakiś komitet odbudowy, wspierany przez Adama Małysza, ale to wołanie na puszczy tylko. U naszych sąsiadów Pepików liczą się hokej, futbol i tenis. A żużel jest za knedlami i smażonym syrem z browarem.

Zatem czekają nas w nowym sezonie 2. ligi wilcze derby z Wilkami Krosno. Wilki niemieckie kontra polskie. Ile to podobnych derbów człowiek wyłapał, gdy przez lata obcował z tematem tzw. małych lig piłkarskich w regionalnej Gazecie Wrocławskiej. Dla przykładu Gromnik Kuropatnik i Fortuna Obora to były derby mięsno-drobiowe. We wspomnianej gazecie małe ligi, aż po klasy C, były dawno temu konikiem red. Tadeusza Dolińskiego. Nawet gdy już przeszedł na emeryturę, to odwiedzał w każdą niedzielę redakcję i zbierał po kolei, na pieszo, wyniki, tak wysoce miał rozwinięte poczucie obowiązku. Po kolei, bo trzeba wiedzieć, że nie były to jeszcze czasy telefonii komórkowej, te miały dopiero nadejść na dniach. Po każdy jeden wynik dzwoniło się zatem w osobiście wydeptane punkty kontaktowe – na plebanię, do monopolowego etc. Red. Doliński był już nieco znerwicowany i myślał, że gdy zamknie się w pokoiku szefa, za ścianą, to my tajemnic kuchni nie usłyszymy. Niestety, wszystko słyszeliśmy.

– Halo? Halo?! Kurrrwa, jebał go pies. Sołtysa nie ma, ksiądz nie odpowiada. Kurrrrwa!

Przed tym pierwszym k… następowało energiczne rzucenie, by nie powiedzieć jeb… cie, słuchawką od telefonu. A gdy już się misja w końcu powiodła, sekretarka musiała jeszcze przenieść wyniki i tabele na komputer. Bo pan Tadziu wstukiwał je mozolnie na… maszynie do pisania.

Następcy, zdarzało się, byli już mniej skuteczni. I mniej udani.

– Halo, ile? Haaalo, nie słyszę. 0:0? A do przerwy? – pytał jeden nierozgarnięty młodzieżowiec. I się nie przebił, mimo że był… Polakiem.

Innym razem wpadkę zaliczył nawet doświadczony senior, Romciu. Do fachu wrócił po kilku latach przerwy, a zwykł niekiedy żartować, że „ja się generalnie sportem nie interesuję, ja tylko ze sportu żyję.” I to, niestety, wyszło…

Gdzieś około godz. 22, tuż przed dedlajnem. Wtedy ja już za ten cały bajzel odpowiadałem, szybko mnie na tę minę wsadzili. Widzę, że Romciu spogląda w monitor i w charakterystyczny dla siebie sposób, w chwilach zakłopotania i niepewności, masuje się po brodzie. Czuję pismo nosem.

– Co się stało, Romciu?
– A nic, nic. Słuchaj, za zwycięstwo teraz dają trzy punkty, tak?
– Tak. A ty doliczałeś po dwa?
– Noo.
– Noż kurrrwa!

Wtedy każdy z chłopaków brał od Romcia po dwie, trzy tabelki i na nowo je układał w chwilach wielkiego stresu, z tym dedlajnem wiszącym nad głową niczym topór. I z wrzeszczącym wydawcą na karku. Na swoim karku mającym z kolei wrzeszczącego drukarza.

I tak wygląda sport od kuchni. Sukces często rodzi się w bólach. Widzieliście ostatnio Bartka Zmarzlika w piłkarskim Turbokozaku? No nie ma Bartas tyle kleju w nogach, co zmysłu na torze. Tym większe brawa, że nie odmówił występu. Fajny naturszczyk i muchy nie wylatują mu z nosa jedna za drugą. Świetny ambasador dyscypliny!

A młodzieżowcy? Nie po to namawiał Zmarzlik tego Jasińskiego, by rzucił motocross na rzecz żużla, a teraz ustępował miejsca na torze rywalowi z Danii. Muszą zaczynać ci młodzi obcokrajowcy od jazdy w tzw. małych ligach. Dziś i tę rywalizację da się już w internecie obejrzeć, nie trzeba dzwonić po suche wyniki do księdza. Najwytrwalsi i najlepsi zostaną zauważeni, słabsi niech jeżdżą u siebie w domu. I tam, w domu, muszą stworzyć dla nich system.   

WOJCIECH KOERBER

One Thought on Po bandzie. Polska kontra Resztki Świata i wilcze derby
    Viktor
    31 Oct 2019
     7:19pm

    Pan Redaktor na zdjęciu jak aniołek a jednak klnie jak szewc. Widocznie nie terminował u strych doświadczonych redaktorów; a być może u szewca prostował drewniane gwoździe. Cokolwiek by satyrycznie nie powiedział jedno jest pewne ,że etyka szefa naczelnego nie tyka.

Skomentuj

One Thought on Po bandzie. Polska kontra Resztki Świata i wilcze derby
    Viktor
    31 Oct 2019
     7:19pm

    Pan Redaktor na zdjęciu jak aniołek a jednak klnie jak szewc. Widocznie nie terminował u strych doświadczonych redaktorów; a być może u szewca prostował drewniane gwoździe. Cokolwiek by satyrycznie nie powiedział jedno jest pewne ,że etyka szefa naczelnego nie tyka.

Skomentuj