Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

U progu XXI wieku kilkanaście najbogatszych klubów piłkarskich na kontynencie zapragnęło usankcjonować fakt, że tworzy grupę trzymającą władzę. I powołało do życia Grupę G-14. W żużlowej Polsce mamy natomiast ostatnio do czynienia z Grupą L-4. Założycieli, jak sama nazwa wskazuje, jest czterech: bracia Pawliccy, a także Maciej Janowski i Maksym Drabik. Gra też idzie o władzę.

Sezon się skończył, trzeba kręcić aferki. Zwłaszcza że zawodnicy sami dostarczają pożywki. A znajomi pytają, co ja myślę o tych zwolnieniach lekarskich. Jednych nie pojmuję zupełnie, dla innych znalazłbym jakieś wytłumaczenie. Mają one jednak swoją część wspólną – otóż wszystkie te przedłożone świstki łączy, niestety, absolutny brak szacunku. Dla starszych, przełożonych, sponsorów, kibiców… Dla tych, którzy mniej lub bardziej pomagali budować życiowy dobrobyt. Bo nawet status gwiazdy ma to do siebie, że wciąż przysługują ci prawa, ale i wiszą nad głową obowiązki. Rzucenie świstkiem i zapadnięcie się pod ziemię to kompletny brak szacunku.

Pewnych rzeczy, jako obserwator sportowego światka, nie rozumiem. Takich dla przykładu, że oto młody Drabik rezygnuje z roli rezerwowego w cyklu Grand Prix i z szansy udziału w globalnych mistrzostwach. Z szansy dołączenia do elity, za co wielu innych dałoby się pokroić i przemielić. Z walki o marzenia, w imię prywatnej wojenki, zrezygnował też – a przynajmniej takie można odnieść wrażenie – młodszy Pawlicki. Też nie bardzo rozumiem. Starszy brat odgrywa tu mniej znaczącą rolę. Widocznie powziął decyzję, że skoro jest w jednym kawałku, to warto sezon zakończyć. Zwłaszcza że na tym wymarzonym cyklu mocno się ostatnio sparzył. Każdy z nas kalkuluje, sportowcy też. Trudno, trzeba to przyjąć i przetrawić, mimo że jako kibice chcielibyśmy, by wszyscy najlepsi walczyli dla nas do upadłego od marca do października. Maciek Janowski? Jako uczestnik IMŚ 2020 też już nie miał nic wielkiego do ugrania. Ale…

Powtórzę – to, co mnie najbardziej w tej całej aferze razi, to kompletny brak szacunku choćby dla selekcjonera Cieślaka. Z wieku mu i z urzędu ten zaszczyt należy. Tego wymaga, moim skromnym zdaniem, dobro międzyludzkich stosunków. Przecież wszystko można by tu załatwić w sposób dyplomatyczny. Jednym zdaniem i w trzydzieści sekund! Widziało się to całe towarzystwo choćby podczas stołecznej Gali PGE Ekstraligi. A gdyby tak Janowski powiedział coś w stylu: „Trener, mam prośbę. Jedna kontuzja niezaleczona, drugi dzwon w Togliatti, jeszcze mnie te play-offy dobiły. Potrzebuję odpoczynku, żebyś za rok miał ze mnie pociechę”.

Myślicie, że Narodowy zacząłby sobie rwać ostatnie włosy ze łba? Że nie wiedziałby, jak zastąpić tak zacną postać w nic nieznaczącym meczu towarzyskim z siódmym garniturem świata? Guzik prawda. Jeszcze by mu się oczy zaświeciły, cwaniakowi, jak przed pójściem na rower. Że może wykonać wspaniałomyślnie telefon do klubowego podopiecznego Pawełka i rzucić mu: „No, Przedpeła! Musimy Cię, towarzyszu, zbudować. Zawsze w Ciebie wierzyłem, jesteś w kadrze. Widzimy się w Rybniku”. Wilk syty i Włókniarz syty.  

Każdą z tych spraw można było załatwić po ludzku. I błyskawicznie. Do tanga potrzeba jednak dwojga.

A więc prasowe tytuły krzyczą, że czterech wylatuje z kadry. Wykrzyknik! Ale w czym rzecz? Co to, de facto, oznacza? Piotr Pawlicki sam się właśnie zwolnił z obowiązków względem orzełka, na własne życzenie. Drabik jednakowoż. Janowski natomiast sam sobie zapewnił udział w przyszłorocznej walce o medale IMŚ i żadna siła nieczysta go tego przywileju nie pozbawi. Starszy Pawlicki? To chyba nie jest na dziś kandydat do gwiazdorskich ról. A więc co oznacza dla tej grupy niepowołanie do kadry? Że nie wezmą udziału w zimowym zgrupowaniu? No przecież o to niektórym chodzi, prawda? Jeszcze na mordy tych parszywych pismaków trzeba później patrzeć, w ramach „presdejów”. Że nie powalczą w jakichś światowych eliminacjach? No właśnie sami się z tej zabawy wypisali. Że nie odbiorą nominacji na balu? Przyjeżdżają tam, niestety, za karę. I gdy tylko nadarzy się okazja, wykonują angielskie wyjście. A więc co może oznaczać to domniemane wyrzucenie z kadry? Bo przecież w Speedway of Nations pojadą Zmarzlik, Kuberka jakiś i jedna pozycja zostaje tylko do obsadzenia. Zatem podsumowując – wyrzucenie z kadry oznaczać może jedynie brak powołania na jakieś towarzyskie spotkanie, burzące weekendowe plany… Ma to być, w związku z powyższym, jedynie kara moralna i wychowawcza. A także prewencyjna. By Grupa L-4 się nie rozrosła. Bo G-14 rychło zaczęła liczyć… 18 zespołów. Choć przy założycielskiej nazwie pozostała.

Brzydko zachowali się młodzi wobec Cieślaka. Wobec zasłużonej postaci i wszystkich świętych, ptasie mleczko pod nos podstawiających.

I coś Wam jeszcze powiem. Otóż najbardziej to mógł się Zmarzlik na kadrę obrazić. Dlaczego? Wystarczy wspomnieć, w jaki sposób selekcjoner tłumaczył zeszłoroczny brak powołania dla pana Bartosza na Speedway of Nations. „Bo inni nie chcą z nim jeździć w parze.” Dość niefortunne stwierdzenie, wypowiedziane na forum pod adresem najlepszego polskiego zawodnika. Mało eleganckie względem chłopaka. Można było w inne słowa tę myśl przyodziać. Inna też sprawa, że, moim skromnym zdaniem, szybki poradzi sobie zawsze, a wolnemu empatia czy też przyjaźń doparowego niewiele pomoże. Tym bardziej, że mało jest obecnie jazdy parą w jeździe parami. Umiejętność na wymarciu. Zatem lepiej mieć dwóch szybkich, niż jednego szybkiego i jednego wolniejszego, którzy się lubią. No ale jak zareagował Zmarzlik? W ciągu roku ugruntował swoją wiodącą pozycję w narodzie, rozwiał wszelkie wątpliwości, kto tu jest numerem jeden, po czym przekazał selekcjonerowi następujące słowa: „Na mnie możesz, trenerze, zawsze liczyć!” Klasa. Nie trzeba tu chyba nic już komentować.

A że ktoś kogoś nie lubi? Tak czasem bywa, że ci słabsi nie przepadają za mocniejszymi. Gdyby ci słabsi mieli rywali na niższym poziomie, to by spoglądali na nich obojętnie. Albo wcale. Nie próbujmy jednak tworzyć niepotrzebnych murów. Zmarzlik na nikogo się nie obraża i z każdym chętnie pogada, a i taki Janowski potrafi oddać koledze należny szacunek. A że nie było i nie będzie między niektórymi wielkiej miłości? Hej, powtarzam – to nie są koledzy z kadry. To są rywale z kadry! Bo poruszamy się przecież w realiach sportu wybitnie indywidualnego. Nawet w wydaniu drużynowym. Tu nie jest tak jak w siatkówce, że jeden pracuje na drugiego. Przyjmujący na rozgrywającego, a rozgrywający na atakującego. Tu każdy pracuje na siebie.

Szkoda tylko, że niekiedy wirtualny świat przesłania młodym jednostkom oczy i zakrzywia rzeczywistość. Wystarczy, że wrzucą na fejsa zdjęcie swojej pięty albo pieska, by po trzydziestu sekundach widzieć już dwa tysiące lajków i mnóstwo komentarzy zostawionych przez ślepo oddanych fanów, deklarujących uwielbienie bezgraniczne. Ten komórkowy świat właśnie, z androida, umacnia gwiazdki w przekonaniu o byciu nadludźmi. Na czym cierpią kontakty z innymi ludźmi.

Zawód żużlowiec ma w Polsce niezwykle gwiazdorski status. I nie napiszę, że te gwiazdy winny wszystkich możnych po dupie całować. Bo same też ciężko na sukces harowały, a rodziny inwestowały. Wszelako o szacunek tu tylko chodzi. O docenienie faktu, że w Polsce, za sukces w żużlu, sam prezydent zaprasza i krzyże do klapy przypina. Bo w takiej Rosji prezydent ma żużlowych mistrzów świata w dupie. I w każdym innym kraju jest podobnie.

Na koniec, dla kontrastu, chciałbym Wam wspomnieć o kimś, kto ideę sportu nosił w sercu. O Tomku Skrzypku, który wywodził się ze sportów walki, lecz w końcu trafił i do speedwaya. Z wielkim pożytkiem dla dyscypliny. I tak jak w ringu wygrywał zwykle jego narożnik, tak ostatnio niemal zawsze wygrywała jego strona parku maszyn. Wiedzcie, że był to człowiek na bardzo wysokim poziomie, nie tylko pod względem zawodowego wykształcenia, ale też ludzkich odruchów. Pod groźnie wyglądającą, wytatuowaną skórą kryło się cholernie wrażliwe i dobre serce. A do tego twarz miał wyrazistą. I nosa. Często sobie dworowałem, że miał nosa do sportów walki. A przy tym ogromną wiedzę. Trener par excellence.

Kiedyś Tomek zażartował, że „my, kickbokserzy, w przeciwieństwie do bokserów, potrafimy operować nie tylko równoważnikami zdań.” I był tego najlepszym dowodem. Mówił też, że życie to fala i on sam szedł przez życie na tej fali. A często też, jak sam podkreślał, na bombie. Operując na skrajnych emocjach. Lat temu kilka, w wywiadzie dla Gazety Wrocławskiej, mówił mi tak: „W końcu wziąłem się za swoją chorobę, bo jestem osobą uzależnioną od kilku leków i od alkoholu. Rywalizuję z F19.2, bo tak się nazywa to moje krzyżowe uzależnienie, od którego umierali prawdopodobnie Michael Jackson i Whitney Houston. Generalnie nie wszyscy ludzie się po tym zbierali.”

Odwiedzałem Tomka w zakładzie zamkniętym i widziałem z bliska jego walkę. A piszę o tym dlatego, że sam takiego oczyszczenia i otwarcia przed światem potrzebował. I co? I pozbierał się! Wygrał walkę o siebie i swoje marzenia. Przez całe dorosłe życie musiał się zmagać z demonami, jednak etap imprezowania i podnoszenia stołów zębami miał już dawno za sobą. Był wzorem do naśladowania dla innych sportowców, bo żył dla osiągania sportowych celów właśnie, niekoniecznie zważając na merkantylną stronę przedsięwzięć. Był też osobą bardzo wierzącą, a ja wierzę, że Skrzypek siedzący teraz na dachu to szczęśliwy Skrzypol. Owszem, nie ścigał się na torze, nie stał na pierwszej linii ognia, lecz dla mnie świat żużla kurewsko posmutniał. Zrobiło się pusto. BARDZO PUSTO!

WOJCIECH KOERBER

4 komentarze on Po bandzie. Na kadrę to mógł się Zmarzlik obrazić
    Arek - nazgul
    17 Oct 2019
     2:42pm

    Witam serdecznie.
    Szanowny panie Wojtku myślę, że wielu kibicom kickboksingu oraz sportu żużlowego, a na pewno „mojej” Unii Leszno będzie brakowało śp. Tomka Skrzypka. Był to człowiek i sportowiec, który pokazał jak można się podnieść po różnego rodzaju słabościach i ciosach zadawanych przez życie. Zapewne można Go stawiać jako przykład „feniksa wstającego z popiołów” rozpoczynającego nowe życie, dla tych co znajdują się na zakręcie swego jestestwa i zmagają się ze swoimi słabościami i nałogami. Przykład człowieka mówiący, że można wygrać sobie drugie życie. Oby i po drugiej stronie spełnił się w roli mentora dla młodych gniewnych jak to miało miejsce za Jego życia.
    Panie Wojtku, jak Pana szanuję, za trafne komentarze, tak jest mi smutno, że i Pan wpisał się – przepraszam za stwierdzenie – w gównoburzę związaną „falą” L4. Bo tak naprawdę z tymi L4 o co wszystkim chodzi?! Czy o urażoną dumę pana Cieślaka, czy może promotora Złotego Kasku pana Polnego, czy wreszcie o udział w meczu Polska – „reszta świata”(celowo z małej litery). Meczu, który nigdy nie powinien był się tak nazwać, bo był to casting dla zawodników zagranicznych, którzy w sezonie 2020 mogą startować w Rybniku!!! Myślę, że gdyby w reszcie świata pojechali Madsen, Sajfutdinow, Vaculik, Łaguta, Doyle czy Woffinden lub Czugunow, to żaden zawodnik by nie odmówił. Jeśli już PZM na to pozwolił to do kadry powinni być powołani zawodnicy z podobnym potencjałem żużlowym jak zawodnicy reszty świata! Pierwsza zaś wersja powołań do kadry była taka, że mówiąc obrazowo Kadra wybierała się armatą 155mm na polowanie na wróble. Jeśli pan Mrozek chciał przetestować kandydatów w walce z zawodnikami ExL-mi z najwyższej półki to powinien sięgnąć głęboko do mieszka i odpowiednio im zapłacić za mecz. Jeśli chodzi o rozegranie Złotego Kasku, to winnym zamieszania jest promotor, który narobił całego „bajzlu”. W pierwszym terminie wespół z GKSŻ i PZM nie dopilnował Polonii Piła by wypełniła zaleceń komisji licencyjnej przed sezonem odnośnie koniecznych prac przy torze w związku z uchybieniami. Nie dziwię się zawodnikom, że u progu sezonu nie chcieli ryzykować kontuzją na niebezpiecznym torze i się „zbuntowali”. Natomiast szczytem niekompetencji było wyznaczenie drugie terminu Złotego Kasku w rezerwowy dzień rozegrania pierwszego meczu finałowego pomiędzy Betard Spartą, a Fogo Unią!!! Trzeci termin rozegrania zawodów, gdy topowi zawodnicy poza tymi z GP sezon skończyli 22 września też zakrawa na kpinę, więc czego działacze i wy dziennikarze się spodziewaliście, że zawodnicy tak z marszu po wyczerpującym sezonie pobiegną i z radością będą się ścigać i narażać na kontuzje?! Ciekawym jakie konsekwencje ponieśli GRANATOWOMARYNARKOWI za dopuszczenie toru w Pila do jazdy na nim. Pan ma zapewne lepszy dostęp do informacji, ja nigdzie o tym nie doczytałem, a i z nieoficjalnych źródeł nic nie wiem o żadnej karze. To z żużlowców robi się tych najgorszych i winnych całego zamieszania. Co do pana Marka Cieślaka to mam jedno zastrzeżenie i myślę, że ono mocno wpłynęło na zachowanie zawodników w stosunku do niego o nieinformowaniu go o L4. Trener kadry, człowiek z niebywałym autorytetem, który jako pierwszy powinien wnioskować o przełożenie zawodów w związku z niebezpiecznym torem stara się namówić zawodników do jazdy i mówi o jakimś precedensie i odwoływaniu zawodów ligowych w Pile. Podbierając słowa Dominowi, powiem „trochę to słabe”. Zawody żużlowe są wystarczająco niebezpieczne, by zwiększać to niebezpieczeństwo przez jazdę na torze zagrażającym zdrowiu zawodników.
    Pozdrawiam

    Fanka
    17 Oct 2019
     9:12pm

    Doskonały artykuł. Takie same mam przemyślenia. Nie chodzi nawet o samo L4, ale to w jaki sposób się to odbyło. Piotr Pawlicki od jakiegoś czasu już ma pretensje do wszystkich w koło i o wszystko. Kiedy ma okazję pokazać się w Złotym Kasku i udowodnić swoją jakość wysyła L4. Trener Cieślak nie powinien się ugiąć i nie powinien zmienić zdania co do tej 4 zawodników. Owszem zawodnicy mogą iść na L4, ale tu chodzi o to w jaki sposób się to odbyło. Wystarczyła tylko rozmowa z Trenerem. Szacunek mu się należy! A Maciek i Maksym nie potrafią nawet odebrać telefonu kiedy dzwoni Trener Cieślak?! Zawsze miałam Maćka Janowskiego za jednego z mądrzejszych i rozsądniejszych zawodników, ale ostatnia afera na pewno zwiększy jego grono hejterów. Najwięcej wizerunkowo stracił zdecydowanie Janowski. Piotrek Pawlicki miesza w środowisku żużlowym strasznie. To już kolejny raz kiedy kadrę dopadła epidemia L4. W tym przypadku trzeba już stanowczych decyzji.

Skomentuj

4 komentarze on Po bandzie. Na kadrę to mógł się Zmarzlik obrazić
    Arek - nazgul
    17 Oct 2019
     2:42pm

    Witam serdecznie.
    Szanowny panie Wojtku myślę, że wielu kibicom kickboksingu oraz sportu żużlowego, a na pewno „mojej” Unii Leszno będzie brakowało śp. Tomka Skrzypka. Był to człowiek i sportowiec, który pokazał jak można się podnieść po różnego rodzaju słabościach i ciosach zadawanych przez życie. Zapewne można Go stawiać jako przykład „feniksa wstającego z popiołów” rozpoczynającego nowe życie, dla tych co znajdują się na zakręcie swego jestestwa i zmagają się ze swoimi słabościami i nałogami. Przykład człowieka mówiący, że można wygrać sobie drugie życie. Oby i po drugiej stronie spełnił się w roli mentora dla młodych gniewnych jak to miało miejsce za Jego życia.
    Panie Wojtku, jak Pana szanuję, za trafne komentarze, tak jest mi smutno, że i Pan wpisał się – przepraszam za stwierdzenie – w gównoburzę związaną „falą” L4. Bo tak naprawdę z tymi L4 o co wszystkim chodzi?! Czy o urażoną dumę pana Cieślaka, czy może promotora Złotego Kasku pana Polnego, czy wreszcie o udział w meczu Polska – „reszta świata”(celowo z małej litery). Meczu, który nigdy nie powinien był się tak nazwać, bo był to casting dla zawodników zagranicznych, którzy w sezonie 2020 mogą startować w Rybniku!!! Myślę, że gdyby w reszcie świata pojechali Madsen, Sajfutdinow, Vaculik, Łaguta, Doyle czy Woffinden lub Czugunow, to żaden zawodnik by nie odmówił. Jeśli już PZM na to pozwolił to do kadry powinni być powołani zawodnicy z podobnym potencjałem żużlowym jak zawodnicy reszty świata! Pierwsza zaś wersja powołań do kadry była taka, że mówiąc obrazowo Kadra wybierała się armatą 155mm na polowanie na wróble. Jeśli pan Mrozek chciał przetestować kandydatów w walce z zawodnikami ExL-mi z najwyższej półki to powinien sięgnąć głęboko do mieszka i odpowiednio im zapłacić za mecz. Jeśli chodzi o rozegranie Złotego Kasku, to winnym zamieszania jest promotor, który narobił całego „bajzlu”. W pierwszym terminie wespół z GKSŻ i PZM nie dopilnował Polonii Piła by wypełniła zaleceń komisji licencyjnej przed sezonem odnośnie koniecznych prac przy torze w związku z uchybieniami. Nie dziwię się zawodnikom, że u progu sezonu nie chcieli ryzykować kontuzją na niebezpiecznym torze i się „zbuntowali”. Natomiast szczytem niekompetencji było wyznaczenie drugie terminu Złotego Kasku w rezerwowy dzień rozegrania pierwszego meczu finałowego pomiędzy Betard Spartą, a Fogo Unią!!! Trzeci termin rozegrania zawodów, gdy topowi zawodnicy poza tymi z GP sezon skończyli 22 września też zakrawa na kpinę, więc czego działacze i wy dziennikarze się spodziewaliście, że zawodnicy tak z marszu po wyczerpującym sezonie pobiegną i z radością będą się ścigać i narażać na kontuzje?! Ciekawym jakie konsekwencje ponieśli GRANATOWOMARYNARKOWI za dopuszczenie toru w Pila do jazdy na nim. Pan ma zapewne lepszy dostęp do informacji, ja nigdzie o tym nie doczytałem, a i z nieoficjalnych źródeł nic nie wiem o żadnej karze. To z żużlowców robi się tych najgorszych i winnych całego zamieszania. Co do pana Marka Cieślaka to mam jedno zastrzeżenie i myślę, że ono mocno wpłynęło na zachowanie zawodników w stosunku do niego o nieinformowaniu go o L4. Trener kadry, człowiek z niebywałym autorytetem, który jako pierwszy powinien wnioskować o przełożenie zawodów w związku z niebezpiecznym torem stara się namówić zawodników do jazdy i mówi o jakimś precedensie i odwoływaniu zawodów ligowych w Pile. Podbierając słowa Dominowi, powiem „trochę to słabe”. Zawody żużlowe są wystarczająco niebezpieczne, by zwiększać to niebezpieczeństwo przez jazdę na torze zagrażającym zdrowiu zawodników.
    Pozdrawiam

    Fanka
    17 Oct 2019
     9:12pm

    Doskonały artykuł. Takie same mam przemyślenia. Nie chodzi nawet o samo L4, ale to w jaki sposób się to odbyło. Piotr Pawlicki od jakiegoś czasu już ma pretensje do wszystkich w koło i o wszystko. Kiedy ma okazję pokazać się w Złotym Kasku i udowodnić swoją jakość wysyła L4. Trener Cieślak nie powinien się ugiąć i nie powinien zmienić zdania co do tej 4 zawodników. Owszem zawodnicy mogą iść na L4, ale tu chodzi o to w jaki sposób się to odbyło. Wystarczyła tylko rozmowa z Trenerem. Szacunek mu się należy! A Maciek i Maksym nie potrafią nawet odebrać telefonu kiedy dzwoni Trener Cieślak?! Zawsze miałam Maćka Janowskiego za jednego z mądrzejszych i rozsądniejszych zawodników, ale ostatnia afera na pewno zwiększy jego grono hejterów. Najwięcej wizerunkowo stracił zdecydowanie Janowski. Piotrek Pawlicki miesza w środowisku żużlowym strasznie. To już kolejny raz kiedy kadrę dopadła epidemia L4. W tym przypadku trzeba już stanowczych decyzji.

Skomentuj