Liczba tygodnia

Kliknij→

Tyle sezonów Bydgoszcz czeka na Ekstraligę

LICZBA TYGODNIA LOTTO

Tyle sezonów Bydgoszcz czeka na Ekstraligę
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Speed Car Motor pokonał forBet Włókniarza i Betard Spartę. Póki co, rywalizacja dotyczyła miejsca w niedzielnej ramówce 6. kolejki PGE Ekstraligi. Stacja nSport+ zdecydowała się wymienić bitwę pod Jasną Górą na domową potyczkę lublinian, którzy spróbują ograć Get Well przy pomocy Grigorija Łaguty. Okazuje się jednak, że nie wszyscy fani Motoru są z tego powodu szczęśliwi. Ba! Niektórzy nawet mocno sytuacją wkur… ni.

W  mejlach do redakcji dostrzegłem złość części kibiców. Ktoś, pomny pierwotnego terminarza spotkań, wykupił po prostu kanały Eleven, nie konkurencji. A ktoś inny, emigrant zarabiający na chleb w Anglii, zabukował sobie bilety lotnicze z myślą o piątkowym terminie. I teraz liczy, że zdąży po meczu na odlatujący w niedzielny wieczór samolot powrotny na Wyspy. Uspokajam, mecz Speed Car – Get Well ma być przystawką przed daniem głównym Fogo Unia – Stelmet Falubaz.

A więc, jak widzicie, fani Motoru byli do sezonu przyszykowani perfekcyjnie i na kilka miesięcy do przodu. A teraz… płacą tego cenę. Nie wiem też, jak z koncertami Krzysztofa Cugowskiego i występami Ani Mru-Mru. Bo oni również mogli układać swój artystyczny kalendarz podług żużlowe potrzeby serca. Nic to, jak ci praca przeszkadza w pasji, to… rzuć pracę. No ale ok, mam świadomość, że nie jest to rozwiązanie na dłuższą metę.  

Wiecie w ogóle, skąd się bierze ta świetna prasa Motoru, będąca efektem torowych poczynań? Otóż, to prawda, Michelsen i Lambert robią robotę. Tego pierwszego – ku pokrzepieniu dołowanych lubelskich serc – typowałem zimą na odkrycie PGE Ekstraligi. I niech tak będzie. Miło też patrzeć na starszego Lamparta i Miesiąca. Wcześniej ten pierwszy nie zawsze nam udowadniał, że jego przeznaczeniem jest najwyższa z lig. Bywało, że rozmiar kapelusza do niej nie pasował. Ale czy nie podobnie było z Michelsenem, który dawno temu – już pewnie niewielu pamięta – nie wykorzystał szansy w Unii Leszno? Po prostu niektórzy wsiadają do windy i jadą po sukces najkrótszą drogą, a inni muszą iść schodami. Naokoło. Nie raz się po drodze potykając, niekiedy nawet spadając dwa stopnie w dół, by się jednak podnieść i nadrobić stracony dystans. Nie tak było ze wspomnianym Miesiącem, który – jeśli dobrze pamiętam – trzy lata temu zaczął rządzić w barwach III-ligowego Kolejarza Opole? Piszę, III-ligowego, bo nie wiem, po co stosujemy to błędne nazewnictwo i próbujemy udawać, że trzecia liga jest drugą, a druga – pierwszą. Chyba po to tylko, by każdorazowo musieć tłumaczyć sportowym dyletantom, w czym rzecz i nie widzieć na ich zdziwionych twarzach zrozumienia.

A więc ten Miesiąc to musi być pasjonat i niesamowicie charakterny zawodnik. Tyle lat tułać się po niższych ligach. Czekać na swoje szanse i wypłaty. Cierpieć po upadkach i wracać. Gdy patrzę na tę jego torową agresję, na wejścia tuż za kołem rywala, na grubość lakieru, po prostu wierzę, że nigdy nie pomyli się w obliczeniach. Wchodzi w łuki z taką werwą, że wzory fizyczne wyrzucają go daleko od krawężnika. Wtedy jednak zaczyna się siłować z maszyną, bo przecież trzeba postawić motor niemal w poprzek toru i rozpoczynać długą prostą.

Ale do sedna. Otóż nie byłoby tych wszystkich ochów i achów nad Lublinem, gdyby nie młodzieżowcy. Gdyby do wiktorii nad MrGarden GKM-em nie dołożyli swoich cegiełek Wiktorowie: Lampart i Trofimow. Zwracam uwagę, że 13 punktów i jeden bonus to nie wszystkie ich zasługi. Mianowicie obaj wygrali po jednym seniorskim biegu, a więc dołożyli coś ekstra, a nawet bardzo ekstra. Gdyby nie to? Nie byłoby zapewne tego zwycięstwa i podboju branżowych mediów. Nie byłoby też postraszenia wicemistrzów Polski na Jancarzu, gdyby nie sympatyczne 10+2 z ich strony.

Zawsze będę się upierał, że młodzieżowcy to języczek u wagi, bez którego ani rusz. Że trzeba mieć w składzie przynajmniej jednego klasowego juniora, by myśleć o rzeczach wielkich. A najlepiej dwóch. Jak Fogo Unia. Betard Sparta też źle nie ma, do Drabika próbuje w końcu równać młody Liszka, ksywa Jason. Bo rudy. A we Wrocławiu wciąż pamiętają Crumpa. Wspomniany Drabik? Jestem ciekaw jego dalszego rozwoju. Czy ma w sobie to coś, co pcha człowieka najwyżej jak się da, czy ma już po prostu w życiu za dobrze.

A więc w Lublinie albo mieli szczęście, albo nosa. Że wiedzieli, na którego konia postawić. O ile talentu młodego Lamparta wszyscyśmy byli świadomi, o tyle na miano objawienia ligi pracuje rzetelnie ten drugi – twardy Trofimow (w Lublinie podpisał kontrakt do końca przyszłego roku!). Zrobił to, na co liczyli m.in. w Zielonej Górze czy Toruniu w stosunku do swojej młodzieży. Okrzepł przez zimowe miesiące i wyskoczył z formą jak Małysz w grudniu 2000 roku. Bo z juniorami tak często bywa – że nie czynią znaczących postępów w trakcie sezonu, lecz dojrzewają przez tych kilka jesienno-zimowych miesięcy. I już wiosną, od pierwszego wyjazdu na tor, wskakują na wyższy poziom. Choć metodyczny postęp latem również może być, rzecz jasna, podręcznikowy. W tym bardzo złożonym sporcie. Motorsporcie.

Na taki właśnie metodyczny postęp muszą liczyć w Zielonej Górze i Toruniu. Falubaz i Get Well to drużyny, które na dziś wydają się mieć najmniejsze wsparcie swojej młodzieży. Które nie odnalazły swojego Trofimowa. A wtedy realizacja celów okazuje się ponad siły. No dlaczego MrGarden uporał się z Włókniarzem? Bo w końcu pomogli młodzi: Rolnicki z Turowskim (w sumie 8+2). I o tyle chodziło.

Wiecie, kiedy nie są juniorzy potrzebni? Gdy ma się zespół złożony z Woffindena, Zmarzlika, Doyle’a, Janowskiego i Sajfutdinowa. Kilka innych dream teamów też by można na papierze stworzyć, ale żaden taki nie powstanie nigdy w realu.   

Wspominałem ostatnio, że z juniorem Dudkiem Falubaz wywalczył trzy złota DMP. Podobnie Unia Leszno ze Smektałą i Kuberą, przy czym ta książka nadal się pisze. A pokażecie mi drużynę, która wygrała ligę bez pomocy juniorów? No? No nie pokażecie. Choć przeglądając listę drużynowych mistrzów Polski postanowiłem kliknąć rok 2003, wydawał mi się najbardziej podejrzany. I ten Włókniarz rzeczywiście przypominał ekipę pięciu seniorskich gwiazd (Sullivan, Walasek, Ułamek, Jonsson, Holta) z nieco mniej gwiazdorską obsadą juniorską (Czerwiński, Pietraszko). Choć swoje Czerwiński dorzucił, z bonusami 91 oczek. A sukces polegał również na tym, że podobnie skonstruowano drugiego z finalistów – Apatora-Adrianę Toruń. Crumpa, Rickardssona, Jagusia, Protasiewicza i Bajerskiego (względnie Sawinę) mieli wspierać 18-letni wówczas Miedziński oraz kevlar z Jagusiem młodszym lub innym nie do końca utalentowanym zawodnikiem. I średnia Czerwińskiego (1,243) okazała się jednak nieco lepsza od przeciętnej Miedziaka (1,113). Poza tym częstochowianie występowali wówczas pod nazwą Top-Secret Włókniarz. A więc mieli jednak jakiś swój tajny plan…  

A dziś, taka moja diagnoza, bez pomocy juniorów nie ma czego szukać.

WOJCIECH KOERBER