Po bandzie. Kto mnie oszukał i kto jest najlepszym słupem reklamowym

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Na poważne ściganie znów trzeba czekać pół roku. Nie każdy organizm jest w stanie to przetrzymać. Mnie dwuletni synek każdego wieczora trąca w łokieć, podrzuca pilot do telewizora i przemawia głosem nieakceptującym sprzeciwu: „Tata, lulel!” Z wymową „ż” miewa jeszcze problemy.

Z tym młodzieniaszkiem nie żartuję. Chłopak poznaje Zmarzlika, Janowskiego, a na rowerku biegowym trenuje głównie starty. Najbardziej mnie rozbawił, gdy do swojego repertuaru startowej procedury dołączył tupanie nóżką. To miało, rzecz jasna, imitować drążnie koleiny w podłożu. A więc każdy szczegół jest tutaj dopracowany. Ale żeby była jasność – ja go tego wszystkiego nie uczyłem. Sam podpatrywał, a później wprowadzał w kanon zachowań.

Zatem syneczkowi już żużla brakuje. Może się skończyć podaniem jakiejś kroplówki z jutiuba. Jeszcze kilka lat temu taką właśnie grupę zapaleńców tworzyło grono wrocławskich kibiców. W porywach było ich około siedmiu tysięcy, nie więcej, i większość znała się z widzenia. Po zimie ci ludzie wyglądali jakby wyjęci z formaliny, zbierając się znowu na leciwym Stadionie Olimpijskim. Tylko na twarzach można było dostrzec dwie zmarszczki więcej. Akurat marcową porą, przy okazji pierwszych sparingów, dość widoczne na zmarzniętej skórze. To się jednak zmieniło po remoncie obiektu, mianowicie jego renowacja przyciągnęła na trybuny mnóstwo nowych twarzy. I ten dobry czas dla polskiego żużla trwa, teraz dzięki Bartkowi Zmarzlikowi, który był już w Pytaniu na Śniadanie, a w niedzielę będzie TurboKozakiem na antenie Canal+ Sport. Sam jestem ciekaw, jak wypadnie z futbolówką przy nodze. Pamiętam filmiki promujące wiosną stołeczną rundę Grand Prix na PGE Narodowym. Zmarzlik i Kołodziej rywalizowali m.in. w podbijaniu piłeczki pingpongowej. I nie było tam wielkiej wirtuozerii… Ale ten Bartek, naturszczyk, to świetny ambasador dyscypliny. Przekonujący nieprzekonanych, że na żużlu ścigają się jednak ludzie normalni.

Dobra, pół roku. Co tu robić? Zawodnicy świetnie wiedzą. Kto zdrów, ucieka teraz w ciepłe kraje, a kto do naprawy, daje się pokroić. By szybko wylizać rany i zacząć pracę nad modelowaniem ciała. Lub jego zrzucaniem. Taki Michał Gruchalski powiedział ostatnio Bartkowi Rabendzie, że chciałby zrzucić zimą do 15 kg, po czym ruszył na trening, nie dając podrążyć wątku. Tak się przynajmniej Bartek tłumaczył… To naprawianie zdrowia po sezonie i późniejsze rozpoczęcie przygotowań wcale nie musi sytuować rekonwalescenta kilka metrów za rywalami u progu kolejnego sezonu. Pamiętacie, jak skończył Doyle sezon 2016? Połamany, na łasce toruńskiej służby zdrowia i szpitalnym łożu. Do mediów społecznościowych przemycił wtedy jedną ze swoich racji żywieniowych. Ale mniejsza z tym. Taka przymusowa przerwa potrafi zapewnić organizmowi i głowie świetny odpoczynek psycho-fizyczny od reżimu treningowo-podróżniczo-startowego. O ile tylko nie tworzy się w tej głowie żadna bariera psychologiczna. Już kiedyś wspominałem – mianowicie żużlowcy są tak specyficznie zbudowani, że ich mózg połączony jest z prawym nadgarstkiem cienką, niewidzialną linią. A im więcej przykrych i bolesnych doświadczeń, tym bardziej ta linka się kurczy, zmniejszając ruchomość we wspomnianym nadgarstku. Nie daje się wtedy odkręcić manetki do oporu i robi się lipa. Przy czym u Doyle’a, mimo że wykorzystał już kilka żyć, ta prawidłowość nie działa. Jakby podczas jednego z rozlicznych karamboli linka się… zerwała. On dość późno mógł rozpocząć przygotowania do sezonu 2017, a jednak wrócił tak samo mocny. I na koniec mógł się przebierać w złoty kevlar od Maliniaka. Zatem nie skreślajcie tych, którzy muszą się teraz poddawać różnorakim zabiegom. Do sezonu jeszcze niespełna pół roku. Niestety.

Jesień to też jednak ciężka harówka. To teraz właśnie gania się po firmach i szyje budżet na nowy sezon. Teraz właśnie jest ten czas, gdy poszczególni mecenasi rozdzielają swoje fundusze i przeznaczają kawałki na reklamę oraz marketing. Przeczytałem ostatnio, że Iversen, który w końcówce sezonu zaczął startować na wyspach, rozważa kontynuację swojej działalności w Premiership. I pomyślałem, że to w związku z powyższym kapitalny nośnik reklamowy, z najbardziej kompletną ofertą dla sponsorów. Spójrzcie tylko, na ilu kanałach będzie Duńczyk obecny. Jako gwiazda PGE Ekstraligi w nSport+ oraz Eleven Sports. Jako uczestnik Grand Prix – w Canal+. Jako zawodnik ligi brytyjskiej, o ile się zdecyduje – w tamtejszym Eurosporcie. A jeśli zechce się wbić w skład Reszty Świata, walczącej towarzysko z reprezentacją Polski (spokojnie, po pół roku ZUS likwiduje L-4), to jeszcze TVP obskoczy. Gość będzie wszędzie. I wspomniany Doyle pewnie również, bo to znany pracuś, harujący na konkretne świadczenia emerytalne. Jako ostatni z wielkich opuścił jesienią arenę żużlowego cyrku, walcząc jeszcze kilka dni temu o mistrzostwo Premiership. Celu dopiął, po czym zauważył, że to jeden z pięciu najpiękniejszych momentów w jego sportowym życiu. No proszę, taka Anglia bidna, a tyle radości.

A dlaczego Maksym Drabik nie chce ani do Canal+, ani do Eurosportu, ani do TVP? Dlaczego nie zechciał przyjąć roli trzeciego rezerwowego w cyklu Grand Prix. Jeśli jest to jakiś argument dla potencjalnych sponsorów, to oczywiście przeciw niż za. No ale może budżet dopięty. Miał chłopak prawo podjąć taką decyzję? Oczywiście, że miał. Być może wie, co robi i ugra na tym, co chce.

Kasprzak zostali w Stali. Zatem nadal będzie nie tylko przyjacielem mistrza świata, ale i jego klubowym kolegą. A już wielu zrobiło z niego Koziołka. Lubelskiego. Wszelako pamiętać trzeba o jednym. Że ustalić warunki – w potocznej mowie „dogadać się” – to ja sobie mogę i w pięciu miastach. Ale złożyć podpis już tylko w jednym. Dlatego ja w ten transfer od początku nie dowierzałem. Zwłaszcza po telewizyjnej „groźbie” Krzysztofa. Skoro nie pierwszy raz w życiu czeka na zaległe pieniądze, to mu się w końcu ulało. Ale co by było, gdyby je w końcu otrzymał, po czym uciekł do Lublina? Można by śmiało powiedzieć, że grał na zwłokę i na zgubę swojego klubu. Że zostawił Stal na lodzie. Czego by nie wymyślił, jakiej linii obrony nie przyjął, nie dałaby się w Gorzowie obronić. Rzecz jasna, nie takie bezwzględne postawy objawiały nam się w sporcie żużlowym, no ale wielu z nas wciąż chce wierzyć, że żużlowym rynek różni się jednak od zwykłego rynku pracy. I że jakieś sentymenty, jakieś przywiązanie oraz szacunek do barw, wciąż w tym światku występują. A więc wtedy dopiero byłby Kasprzak koziołkiem. Ofiarnym. Skasował, wykorzystał i wystawił – tak by go postrzegali nad Wartą.

Niektórzy przekonują, że Stal ma także poważny problem z Karczmarzem, bo jemu również klub zalega pieniądze. No nie. Jakkolwiek te finansowe kwestie wyglądają, to moim skromnym zdaniem większe problemy ma młodzieżowiec sam ze sobą. Z tą linką łączącą mózg i prawy nadgarstek… Miliony mogą rozkładać przed nim na torze, a i tak nie znajdzie w sobie siły, by po nie sięgać, gdy pozostanie w takiej formie mentalnej, jak w minionych rozgrywkach. I nie piszę tego złośliwie, lecz po to tylko, by podkreślić, że pieniądze to nie wszystko. Żużel jest w swej prostocie niezwykle skomplikowanym sportem dla ludzi odważnych, a chwile słabości to żaden powód do wstydu. To problem, który należy rozwiązać. W te lub we wte.

Pół roku… Wiecie, ile powstanie w tym czasie tekstów o żużlu? Tysiące. Ile medialnych afer uda się rozkręcić? Ile tytułów zachęcających do kliknięcia? Pamiętajcie – przyciągający tytuł to nic złego. Myślicie, że w erze mediów papierowych przyprószeni siwizną redaktorzy takich nie wymyślali? Jednej zasady warto się jednak trzymać. By po wejściu do środka czytelnik nie poczuł się oszukany!

Ja dla przykładu, jako telewidz, poczułem się w minionym sezonie oszukany przez jednego z tzw. ekspertów, byłego zawodnika z Kujawsko-Pomorskiego. Jakby ci byli zawodnicy sądzili niekiedy, że nie muszą się do transmisji choćby po łebkach przygotować, bo przecież są byłymi zawodnikami. Dla jasności – oni nie muszą wiedzieć wszystkiego, bo rzeczywiście winni wnosić inne wartości, dopełniać transmisje wiedzą praktyczną. Zresztą pewne braki można w pocieszny sposób wytłumaczyć. Dobrze jednak wiedzieć cokolwiek. Okazać widzowi minimalne pokłady szacunku…

WOJCIECH KOERBER   

2 komentarze on Po bandzie. Kto mnie oszukał i kto jest najlepszym słupem reklamowym
    Viktor
    24 Oct 2019
     7:26pm

    Panie Redaktorze najłatwiej napisać o odwadze innych lub jej braku, ale samemu wykazać się odwagę o kim się pisze lub mówi to już palce drętwieją. Tak tak należny okazać minimalne pokłady szacunku dla czytelnika a nie bawić się w szarady lub rebusy.

Skomentuj

2 komentarze on Po bandzie. Kto mnie oszukał i kto jest najlepszym słupem reklamowym
    Viktor
    24 Oct 2019
     7:26pm

    Panie Redaktorze najłatwiej napisać o odwadze innych lub jej braku, ale samemu wykazać się odwagę o kim się pisze lub mówi to już palce drętwieją. Tak tak należny okazać minimalne pokłady szacunku dla czytelnika a nie bawić się w szarady lub rebusy.

Skomentuj