Ilekroć czytam o integracyjnym aspekcie zgrupowań reprezentacji, myślę sobie, że to z lekka nadużywany slogan. Co wcale nie znaczy, że jestem przeciwnikiem tego typu przedsięwzięć. Wręcz przeciwnie, mają te obozy swoje uzasadnienie, swój klimat i swoją misję.
Różnego rodzaju problemy zdrowotne rokrocznie wykluczały z obozów kadry pojedyncze nazwiska. Tym razem nazwisk się namnożyło, a żużlowe media, niezwykle agresywne, takich okazji nie przepuszczają. Jest zima, więc trzeba grzać. Grzać takie tematy.
To, że zimą właśnie żużlowcy muszą się pozbywać ze swoich ciał różnego rodzaju metali – by nie piszczeć na lotniskach, a później na starość – jest w branży faktem powszechnie znanym. A niekiedy też konkretnym usprawiedliwieniem obozowej absencji. Jak grypa lub angina. Czy jednak zawodnicy coraz mniej chętnie zaglądają na niedługie w końcu zgrupowania reprezentacji? Coś w tym, niestety, jest, choć każdy przypadek to odrębny temat.
Zauważę po raz enty, że żużlowcy to firmy zewnętrzne na usługach klubu, uprawiające odrębną politykę wedle własnego widzimisię. A więc to jednostki szykujące się do sezonu wedle własnych receptur, zwłaszcza reprezentanci kraju, ci z mocną pozycją. Czy zatem obóz kadry tylko im, indywidualistom, te przygotowania zakłóca? A jeszcze na deser, zamiast coś miłego, pismaki im się zwalą na łeb w ramach press day. I trzeba uciekać zamiast odpocząć.
Moja diagnoza jest następująca – otóż zawodnicy świetnie wiedzą, że status reprezentanta nie liczy się, de facto, teraz, lecz latem. Mają świadomość, że nie jest ważna prędkość zimą na biegówkach, lecz wiosną i latem na torze. I choć selekcjoner Marek Cieślak biegówki kocha niemal tak samo jak rower, to latem, przy nominacjach, też nie będzie o nich pamiętał. Byłoby to podcinaniem zajętej przez siebie gałęzi.
A więc zgrupowanie reprezentacji bez wątpienia jest przydatne trenerom, bo lepiej poznają podopiecznych. A i zawodnikom nie powinno zaszkodzić, bo obsługę mają tam kompleksową – żużlowi praktycy, dietetycy, psychologowie, do tego kontakt w COS-ie z przedstawicielami innych dyscyplin. Wreszcie zaspokaja też ono potrzeby sponsorów, partnerów etc. To jedna z niewielu okazji, gdy krajową czołówkę można skrzyknąć w jednym miejscu i wykorzystać do celów marketingowych. Gdy zawodnicy nie są jeszcze w sezonowym pędzie. Natomiast z tym podkreślaniem integracyjnego aspektu przedsięwzięcia bym nie przesadzał. No bo ci nasi reprezentanci to nie są przecież koledzy z kadry, tylko rywale z kadry. To sportowcy, którzy już za chwilę, w walce o medale i status reprezentanta właśnie, będą się wzajemnie zwalczać i eliminować. W pozytywnym tych słów znaczeniu, w sportowej rywalizacji, która jest sensem i celem ich zimowych przygotowań. Przestańmy udawać, że jest inaczej, bo mowa o sporcie wybitnie indywidualnym. Oczywiście, miło jeśli ci reprezentanci darzą się też wzajemnym szacunkiem, jak sportowcy po prostu. Natomiast kto się miał zintegrować, już dawno to zrobił. A kto nie, znaczy, że z innej jest bajki i tyle. Jak w życiu – jednych z daleka dostrzegamy i wywołuje to już banana na naszej twarzy, innych tylko tolerujemy, a jeszcze innych niekoniecznie.
Miło by też było, gdyby reprezentanci, przy okazji, darzyli szacunkiem trenera. Gdyby czuli się po prostu w obowiązku informować go o swoich planach dotyczących zgrupowania. Z wieku mu i z urzędu ten zaszczyt należy. W tym światku inne jednak obowiązują standardy. Otóż by zawodnicy i trener okazywali sobie szacunek, muszą być zjednoczeni tym samym celem. Albo brutalnie rzecz ujmując – muszą mieć w tym jakiś swój interes. W innym wypadku stają po przeciwnych stronach barykady.
Nie próbujmy jednak porównywać sportu żużlowego do jakiegokolwiek innego. Bo, zapewniam, jest jedyny w swoim rodzaju. W każdym innym to trener decyduje, o której jest zbiórka, o której trening i jasnym jest, że wszyscy zdrowi biorą w nim udział. W speedwayu natomiast to gwiazda decyduje, czy wpadnie na stadion, kiedy ewentualnie i czy zechce jej się wyjechać na tor. Ale, z drugiej strony, czy to takie nieracjonalne? No nie. Bo jeden siedział cały tydzień na dupie i rwie się do jazdy, żeby nie zardzewieć chociażby, tymczasem drugi wrócił właśnie ze Szwecji, śnięty w połowie. A wcześniej był jeszcze w Anglii. I co, ma wyjechać po to tylko, by przydzwonić w płot ze zmęczenia? Jeden ma silniki po remoncie, do sprawdzenia, a drugi właśnie je przetestował.
Nie sądzę, by absencja w zimowym zgrupowaniu reprezentacji Polski stawiała kogoś w drugim rzędzie i zmniejszała wymiernie szansę na sukces. Pamiętacie, kto sięgnął we Wrocławiu po tytuł Speedway of Nations? Rosjanie Łaguta i Sajfutdinow, którzy na obozie swojej reprezentacji nie byli nigdy i zapewne nigdy nie będą. Ten drugi pisał nawet ostatnio do Putina, by zwrócić uwagę, że jego rodacy są mistrzami świata w takiej jednej dyscyplinie. Ale to nie znaczy, że my też mamy rozkurzyć to całe towarzystwo. Raczej powinni zawodnicy docenić, że ktoś ich chce doszkalać za darmo, a za sukcesy nagradzać. A że przy okazji wykorzystać marketingowo? Zdrowy układ. I jeszcze jedno. To słuszna koncepcja, że młodzieżowa kadra zbiera się razem z dorosłą. Bo dla małoletnich akurat to, jak sądzę, cenna nagroda, że mogą się o starszych, utytułowanych kolegów poocierać. Podpytać, podpatrzeć, wyciągnąć coś dla siebie. O poczuciu dumy z faktu bycia reprezentantem nie wspominając. Dla niektórych to wciąż wartość dodana.
Tyle w temacie, bo jeszcze trzeba przeczytać po sobie. A wiecie, co jest dla pismaka najbardziej traumatycznym doświadczeniem? Kiedy usypia go własny tekst. Znaczy to, że pora się przebranżowić.
WOJCIECH KOERBER
Żużel. Kolejne ogłoszenie w Opolu. Niespodzianka ligi nigdzie się nie wybiera
Żużel. John Davis: Plech najlepszy, po śmierci Richardsona żużel stracił dla mnie sens
Żużel. Tak wyglądało spięcie Chomskiego z kibolami Stali! „Nie krzycz k****, dobrze?”
Żużel. Bardzo ambitne plany juniora. „Moim celem jest średnia na poziomie 2,0”
Żużel. Sukces działaczy Startu! Kolejny lider zostaje na pokładzie!
Żużel. Wykorzysta doświadczenie, by pomóc juniorom. „Chciałbym podzielić się tą wiedzą”