Piotr Zaborowicz: Sport jest moją pasją, a ja lubię czuć się potrzebny

Autor nagrania fot: archiwum P. Zaborowicza
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Już jako dziecko wiedział, że chce zostać dziennikarzem sportowym. Miał ambitne plany i marzenia. Tymczasem w wieku 14 lat cały jego świat się zawalił, a on sam stracił ochotę do życia. Jednak dzięki heroicznej postawie swojej mamy – określany jest mianem człowieka niepokonanego. Poznajcie historię Piotra Zaborowicza – niewidomego pasjonata sportu z Bydgoszczy.

Piotr, proszę, przedstaw się naszym Czytelnikom.

Nazywam się Piotr Zaborowicz, mam 30 lat i od 2010 roku zajmuję się dziennikarstwem. Przez pierwsze 5 lat współpracowałem z radiem internetowym pod egidą „Caritas Polska”, które miało za zadanie aktywizację osób niepełnosprawnych. Następne 3 lata to był okres pracy dla radia WNET. Piszę także o siatkówce dla portalu polski-sport.pl. Szukam również portalu, dla którego mógłbym przesyłać pliki dźwiękowe traktujące o moim ukochanym żużlu, ale nie jest to łatwe. Mam już zresztą osiągnięcia na polu dziennikarskim. Zdobyłem podczas Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Reportażu „Camera Obscura Bydgoszcz 2011” pierwszą nagrodę za reportaż radiowy pt. „Jak wyszedłem z dołka” w kategorii dla twórców nieprofesjonalnych. Od 14. roku życia jestem osobą całkowicie niewidomą bez poczucia światła.

Kiedy zapragnąłeś zostać dziennikarzem sportowym?

Już jako małe dziecko wiedziałem, że chcę zostać dziennikarzem sportowym. Kocham sport od zawsze. Rodzice zabierali mnie na mecze żużlowe, a ja chłonąłem tę całą otoczkę. Uważnie słuchałem, co mówi spiker zawodów, czytałem pomeczowe relacje. Pamiętam swoje pierwsze zawody żużlowe. To był Półfinał Kontynentalny w Bydgoszczy w 1994 roku. Potem w niedzielę, gdy odbywały się mecze w Bydgoszczy, już po śniadaniu byłem gotowy żeby iść na stadion. Potem, jak straciłem już całkowicie wzrok to myślałem, że moje pragnienie zostania dziennikarzem będę musiał wymazać z pamięci. Załamałem się, a moje życie, plany i marzenia legły w gruzach. Jednak dzięki heroicznej postawie mojej mamy i życzliwych mi ludzi – jestem dzisiaj w tym miejscu, w którym jestem. Tata zmarł, gdy miałem 12 lat i praktycznie we wszystkim pomagała i pomaga mi mama. Jest bardzo dobrze wykształcona. Ukończyła Akademię Ekonomiczną w Poznaniu, ale przypłaciła tę opiekę swoim zdrowiem.

Myślałem, że niewidomy się już urodziłeś…

Wiele osób myśli, że jestem niepełnosprawny od urodzenia, ale używając terminologii medycznej wzrok straciłem w wyniku retinopatii wcześniaczej. Takich jak ja chowano do inkubatora i dawano niewielkie szanse na przeżycie. Inkubator zniszczył mi wzrok w prawym oku całkowicie. Z lewym okiem nie było aż tak źle, ale żeby przeczytać gazetę musiałem ją trzymać bardzo blisko oka. Lekarze mi powiedzieli, że oczywiście z biegiem czasu wzrok mi się trochę pogorszy, ale będzie to efekt raczej starości, a nie innych rzeczy. Po moich 14. urodzinach zaczęły się problemy z lewym okiem. Obraz w telewizorze zaczął być ciemny, potem czerwony. Na komisji orzekającej niepełnosprawność mama sygnalizowała ten problem, ale lekarze stwierdzili, że to jest okres dojrzewania i wszystko się unormuje. Pamiętam bardzo dokładnie datę – 17.10.2003 roku. Zaczęło mnie bardzo boleć oko. Zaczęła dosłownie tryskać z niego krew. Okazało się, że miałem tam ciśnienie znacznie przekraczające normę. Bezpowrotnie uszkodzony został nerw wzrokowy – przestałem całkowicie widzieć.

Marzenia o byciu dziennikarzem prysły jak mydlana bańka…

Wtedy tak myślałem. Znalazłem się w ogromnym dołku. Młody, dojrzewający chłopak przestaje całkowicie widzieć. Koniec świata.

Czytałem, przygotowując się do rozmowy z Tobą, że mówią o Tobie niepokonany…

Bo wyszedłem z tego dołka, dzięki mamie i kilku osobom. Sport mnie nigdy nie opuścił, a ja nie opuściłem sportu.

Piotr nie poddał się i dzisiaj jest dziennikarzem sportowym. Fot: archiwum P. Zaborowicz

Interesujesz się jeszcze czymś poza sportem?

Sport to jest wręcz moja pasja, nic mnie nie interesuje tak bardzo. Oczywiście, mam też inne zainteresowania, ale sport jest na pierwszym miejscu u mnie. Te inne zainteresowania to między innymi polityka i gospodarka.

Czy jako osoba z niepełnosprawnością uważasz, że świadomość ludzi „zdrowych” o tym jak postępować z tymi niepełnosprawnymi się zmienia?

Tak, ale dzieje się to bardzo powoli. Na tym polu nasz kraj ma jeszcze wiele do zrobienia. Tak jak mówiłem na wstępie – chciałbym podjąć też działania w jakimś portalu piszącym o żużlu, ale wiele osób nie wie jak postępować z takimi osobami jak ja. Zdaję sobie sprawę, że środowisko dziennikarskie jest hermetyczne i nie jest łatwo o pracę, ale wiedziałem, na co się piszę. Ja to mogę robić nawet w ramach wolontariatu, bo to po prostu kocham.

Jak wygląda Twoja praca przy takiej relacji?

Przesyłam na „puszkę” bądź maila plik dźwiękowy. Zaznaczam, że jest to już przygotowany kompletnie przeze mnie plik, czyli redukcja szumów i niepotrzebnych rzeczy. Znajomi mojej mamy kupili mi w Kandzie specjalny program do obróbki plików dźwiękowych dla osób niewidomych. Także nie wysyłam samej „surówki”. Ostatnio przygotowałem podsumowanie roku w wykonaniu żużlowców Polonii Bydgoszcz, a że sezon mieli bardzo udany – więc zrobiłem to od deski do deski. Jeśli jestem na meczu siatkówki, to zdarza mi się robić wywiady po meczach. Lokalni dziennikarze już mnie rozpoznają i nawet trzymają dla mnie miejsce na trybunie. Chcę cały czas być „pod prądem”, żeby nie wypaść z obiegu.

Z kim chodzisz na mecze?

Przede wszystkim z mamą, ale także zdarza mi się ze znajomymi. Byłem także na pierwszym meczu finałowym w Poznaniu jako kibic Polonii Bydgoszcz. Byłem w tzw. „młynie”, przeszedłem chrzest bojowy i bardzo mi się spodobało (śmiech). Poznałem na pewnym forum społecznościowym osobę, która mnie tam zabrała. Jak będzie tylko sposobność, to będę chciał częściej jeździć. Kurczę – gdybym widział – to pewnie co tydzień byłbym na jakimś meczu.

W jaki sposób „oglądasz” mecze?

Proszę nie zapominać, że do 14. roku życia miałem wzrok. Używam bardzo mocno wyobraźni i przywołuję z pamięci kolory. Mama mi mówi, który aktualnie kask prowadzi, kto drugi itd. Jak jest jakaś akcja, to też mi szybko referuje. Wracając do domu, czytam jeszcze informacje na różnych portalach i tak magazynuję wiedzę. Staram się jak najbardziej oddać to, co dzieje się na torze czy boisku. Jeszcze niedawno, jak był obowiązek konferencji prasowych po meczach żużlowych, to „robiłem” je w całości – włącznie z pytaniami. Dostawałem wówczas wiele pozytywnych sygnałów, że robię to rzetelnie. Bardzo mnie to cieszyło.

Kto jest Twoim ulubionym żużlowcem?

Był nim Tomasz Gollob. Wychowałem się na jego sukcesach i płakałem jak zdarzyło mu się przegrywać. Bardzo mu kibicuję w drodze do zdrowia i trzymam za niego kciuki.

Ulubionym żużlowcem Piotra był Tomasz Gollob. Fot: archiwum P. Zaborowicz

Czekasz na derby bydgosko-toruńskie?

Oczywiście, już nie mogę się doczekać. Uważam, że to eWinner będzie faworytem obu spotkań, ale w Bydgoszczy na pewno będzie trudniej Toruniowi, bo Jerzy Kanclerz zbudował drużynę, która nie będzie przysłowiowym „chłopcem do bicia” i jeszcze będzie głośno o Polonii.

Dopiąłeś swego i zostałeś dziennikarzem. Masz jeszcze jakieś marzenia?

Mam i wiem, że jest ono mało prawdopodobne. Chciałbym odzyskać wzrok…

Dziękuję pięknie za rozmowę.

Dziękuję.

Rozmawiał ŁUKASZ BRUNACKI