Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Już od kilku dni dochodziły nas słuchy, że Piotr Świderski może nie dotrwać do inauguracji żużlowego sezonu jako szkoleniowiec ROW-u Rybnik. Na papierze nigdy nim, de facto, nie był, bo umowa nie została przez obie strony parafowana. A dlaczego?

Czuć było od dłuższego czasu, że prezes Mrozek i Ty nie zmierzacie w tym samym kierunku…  – zagadujemy Piotra Świderskiego.

No zanosiło się na to od kilku dni i nic już nie poradzę. Powodem naszego niedogadania się były kwestie sporne w umowie.

Której po prawdzie nigdy nie podpisaliście?

Zgadza się. Na początku pogadaliśmy tylko o drużynie, o finansach i przyziemnych tematach. Jak to w takich sytuacjach bywa. Po jakimś czasie dostałem projekt umowy, a w tym czasie zdążyłem rzucić wszystkie swoje tematy i założyłem firmę pod kątem powrotu do aktywności zawodowej w charakterze trenera. Poprosiłem jednak prezesa, byśmy zmienili pewne punkty w kontrakcie, a po upływie iluś dni musiałem prosić o to raz jeszcze. Prezes na to, że nie wyrzucimy i albo podpisujemy, albo nie. No to nie podpisaliśmy.

A więc wracasz na wysoki stołek eksperta Canal+, gdzie byłeś dość mocno eksploatowany i na brak „startów” nie mogłeś narzekać. Marcin Majewski dzwonił?

Nie wiem, co będzie, bo temat wypłynął wczoraj. Nie byłem przygotowany na inne rzeczy, bo, powtarzam, otworzyłem firmę i planowałem przenosiny do Rybnika na stałe. W zasadzie na dniach miało się to wydarzyć. No ale wywróciło się wszystko, a planu B nie miałem.

Rozumiem jednak, że z trenerki się nie wyleczyłeś. W świat poszedł sygnał, że jest taki Świderski, którego można wypróbować, skoro Krzysztof Mrozek nie dopiął sprawy.

Nie jestem zrażony. Nie dogadałem się, bo wiadomo, że prezes nie jest łatwym gościem, a ja się o tym przekonałem.

Odchodzisz jednak z Rybnika niepokonany. To spory sukces u progu trenerskiej przygody…

Ha ha ha.

Poważnie rzecz biorąc – ja w tym ruchu nie dostrzegałem niczego autodestrukcyjnego. Wręcz przeciwnie. Miałeś tylko wskoczyć na tę karuzelę trenerską, a każdy pojedynczy wygrany mecz byłby Twoją wielką wiktorią. Szedłby na Twoje konto i sygnalizował światu, że warto ze Świderskim pracować.

Też podchodziłem do tego w taki właśnie sposób. Nie miałem nic do stracenia i traktowałem to jako wielkie wyzwanie. Miałem pomysł na drużynę, wiarę w nią, przemyślenia i dużą chęć pracy. A jaki by to dało efekt końcowy? Nie wiem.

Rozmawiał WOJCIECH KOERBER