Prezes Piotr Rusiecki i Piotr Pawlicki. FOT. Unia Leszno.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

– Kiedy obejmowałem klubowe stery w 2014 roku, byłem nieco przestraszony. Musieliśmy schodzić z zarobkami zawodników, bo w latach 2008-2012 zarabiali oni fortuny. To nie było łatwe i trochę się upociłem, żeby poskładać wszystko do kupy – mówił nam jakiś czas temu Piotr Rusiecki. Dziś to już stary wyga wśród żużlowych prezesów, który w ciągu sześciu sezonów wrzucił do worka cztery złota i srebro DMP. Wszystkie z byczym stemplem. A teraz, w czasie zarazy, musi się nieźle upocić, by z kompanami posklejać na nowo budżet 2020. I skład 2020.

Na co dzień Piotr Rusiecki to właściciel firmy Polcopper z Przysieki Polskiej, wsi leżącej około 20 km na północ od Leszna, nieopodal Śmigla. Odbywa się tam wielki obrót złomem, skup surowców wtórnych i metali kolorowych, które kolekcjonują również żużlowcy Fogo Unii. Firma Polcopper to dziś gigant kooperujący z Europą Zachodnią, Ukrainą, Rosją, Chinami, Koreą Południową, Turcją, Indiami czy Pakistanem.   

Robota na złomowisku do łatwych nie należy, stąd też na ścianie biura znalazł się żartobliwy napis: „Przed wejściem na teren firmy zapoznaj się z regulaminem bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą.” Rzeczywiście taki groźny ten Rusiecki?

– Nie wiem, skąd ta opinia. Po prostu mecze traktuję serio, a może i nie zawsze są powody do uśmiechu. Myślę jednak, że Iwanem Groźnym nie jestem – deklarował Rusiecki, gdy jakiś czas temu odwiedziliśmy jego firmę.

Klub prowadzi Rusiecki w Lesznie, firmę w Przysiece Polskiej, ale mieszka w Krzycku Małym, nad Jeziorem Krzyckim. Ma tam dwa sąsiadujące domy – jeden zamieszkuje on z rodziną, a drugi – Byki, Byczki, Kangury i jeszcze ktoś od polewania. Spokojnie, od polewania nawierzchni na Smoczyku. Chodzi o toromistrza Jana Chorosia. Żyją tam klubowicze w szerokim tego słowa znaczeniu. Piotr Baron, wspomniany Choroś, Brady Kurtz czy Jaimon Lidsey. A obok, w Krzycku Wielkim, mieszkają Kacper Pludra i młody Ratajczak.

Rusiecki to prezes pełną gębą, więc i języka angielskiego w gębie nie zapomina. Z tą bardziej kangurowatą frakcją ekipy komunikuje się swobodnie. – W szkole niby się angielskiego uczyłem, ale długi czas nie używałem. Pamiętam, że w 2002 roku byłem na turnieju Grand Prix, mechanicy żartowali w boksie Leigh Adamsa i się śmiali, a ja stałem z boku zdziwiony taki. Postanowiłem sobie wtedy, że na kolejny rok będę już mówił po angielsku, co przydało mi się bardzo i w sporcie, i w życiu zawodowym – wspomina 45-letni dziś sternik Fogo Unii.

Nauka okazała się połączeniem przyjemnego z pożytecznym, choć wraz ze zwiększaniem zasobu słownictwa powiększył się też nieco… brzuch. – Poznałem wtedy Anglika, Johna, który wcześniej w Londynie poznał pewną Polkę. Przyjechał za nią do Polski i się ohajtał. Przez całą zimę chodziłem z nim do pubu na dwa piwka, niemal codziennie. A że wtedy mieszkałem jeszcze w domu rodzinnym w Lesznie, w Rynku w zasadzie, to wyjście do pubu zajmowało dosłownie dwie minuty. On mnie uczył angielskiego, a ja Johna, przy okazji, polskiego – wyjaśnia Rusiecki, jakim sprytnym sposobem załatwił sobie za darmo native speakera. No, nie do końca za darmo. Dwa bronki za lekcję.

Firmę w 1990 roku założyli rodzice, Ewa i Kazimierz. Początkowo nazywała się po prostu – Rusieccy. Działała w Lesznie. – Kupowało się złom i przetwarzało, a ja od samego początku, wtedy jako niespełna piętnastolatek, brałem w tym udział. Często zamiast do szkoły, chodziło się do pracy – wspominał młodszy z synów. Liceum w Lesznie jednak skończył, studiował też na prywatnej uczelni marketing i zarządzanie.

W 1997 roku siedzibę przeniesiono do wspomnianej Przysieki Polskiej. Kilkanaście miesięcy później wydarzyła się pierwsza rodzinna tragedia. W pracy zginął starszy o cztery lata brat, zarządzający wówczas przedsiębiorstwem. Podczas napełniania powietrzem opony ta wystrzeliła, a felga uderzyła Tomasza w głowę.

– Wtedy zostałem trochę sam. Zacząłem jednak rozszerzać działalność – mówił Piotr Rusiecki. Nowa miejscówka po dawnej cegielni i – co nie bez znaczenia – przy bocznicy kolejowej stworzyła większe możliwości. Swoje zrobił również rozwój technologiczny, inwestycje w sprzęt. Nazwa Polcopper pojawiła się w 2002 roku, kiedy doszło do fuzji rodzinnego biznesu Rusieckich i zakładu Romana Stachowiaka, następnie przez obecnego prezesa spłaconego.

Firma zajmuje się przerzucaniem i przetwarzaniem złomu, a jej domeną jest rozbudowany rynek zbytu poza krajem. Za granicę wysyła 95 procent urobku, stąd też uchodzi za konkurencję dla polskich hut. Ekspediowanie towaru odbywa się, de facto, na wszelkie możliwe sposoby – transportem drogowym, kolejowym, a także morskim (kontenery i całe statki). 

– Rodzice, obecnie emerytowani, nigdy nie interesowali się tym sportem. Tata pochodzi ze Śmigla, mama z Pleszewa, ale tradycji żużlowych nie było. Ja natomiast pamiętam już dobrze leszczyński finał Drużynowych Mistrzostw Świata z 1984 roku, miałem wtedy dziewięć lat. Ogromne wydarzenie, na stadionie było ze czterdzieści tysięcy ludzi, a wśród nich my z rodzicami. Choć się raczej nie interesowali, to wtedy na zawody dotarli. Pamiętam tę otoczkę i stoiska z kiełbasą. Można było zrobić wyjątkowe zakupy. Jak w Peweksie – uśmiechał się Rusiecki.

Mieszkając w Lesznie musiał jednak trafić na takich, którzy świata poza żużlem nie widzieli. – Poznałem sąsiada, starszego gościa, któremu przynosiłem kanister paliwa, a on zabierał mnie do Bydgoszczy czy Torunia. Siedziałem gdzieś z tyłu na nadkolu i zawsze było wesoło, te cztery godzinki mijały radośnie. Później doszły wyjazdy pociągami i wstyd mówić, ale ganiał się też człowiek po ulicach Zielonej Góry czy Gorzowa. Tak, była mała chuliganka. I mama nie dała już rady wyciągnąć żużla z głowy. Nie opuszczałem żadnego meczu ligowego, a zdarzyły się również dwa, trzy sezony, że zebrałem obecności na wszystkich turniejach Grand Prix – wspominał prezes. O karierze zawodniczej nigdy jednak nie myślał, zawsze był misiowaty i wysoki, solidnej postury.

W 2010 roku ukochana Unia została mistrzem kraju. Ale to był paskudny rok. Piotr Rusiecki znów stracił najbliższą osobę. W wypadku samochodowym zginęła jego żona Luiza. Jechała mercedesem do Przysieki, gdy z naprzeciwka nadjechał z nadmierną prędkością mercedes sprinter prowadzony przez młodego człowieka, pracownika jednej z firm. Bus wpadł w poślizg i zderzył się czołowo z autem, w którym znajdowała się mama dziewięcioletniej wówczas Marysi i sześcioletniej Ani.

– Znów zostałem jakby sam. Kilka dni później mieliśmy obchodzić dziesiątą rocznicę ślubu… W planach była wycieczka do Włoch. A poznaliśmy się na siłowni w Lesznie. Wpadła mi w oko, więc ją później odnalazłem. Poszedłem w odpowiednie miejsce, bo mediów społecznościowych ani powszechnych telefonów komórkowych jeszcze nie było – wspomina Rusiecki. – Po dwóch latach od tragicznego zdarzenia właścicielka mercedesa sprintera zwróciła się do mnie o pomoc. Miała problem z ubezpieczeniem samochodu, jakieś niespłacone raty leasingowe. Pomogłem. I kontakt się urwał – dodaje.

Dziś przy wychowywaniu córek pomaga Ewa, która ma dorosłego syna w Australii. Ona właśnie dała miłość i wsparcie. Dzięki niej oraz dzieciom prezes może się poświęcić działalności biznesowej i sportowej.

Pierwszym beneficjentem biznesu Rusieckich okazał się na początku XXI wieku młodziutki Norbert Kościuch. A zaraz potem ruszyła pełną parą współpraca z Leigh Adamsem. – Tyle lat jeździliśmy za nim na Grand Prix, to właśnie jemu się kibicowało. Owszem, mieliśmy Tomasza Golloba, ale serce było przy Adamsie. Bardzo fajny człowiek, pozostajemy w kontakcie, rozmawiamy o żużlu, wymieniamy spostrzeżenia. Dzięki niemu właśnie sprowadziliśmy Brady’ego i Jaimona. Ten drugi jest rówieśnikiem oraz kumplem ze szkoły Declyna, syna Adamsa. Dzięki młodemu Adamsowi zaczął się ścigać – podkreślał Rusiecki.   

Czy w 2020 roku Byki również dorzucą coś do przebogatej kolekcji metali kolorowych?

WOJCIECH KOERBER

Piotr Rusiecki, prezes Fogo Unii Leszno. fot. Paweł Prochowski
10 komentarzy on Piotr Rusiecki: Nie jestem Iwanem Groźnym
    Rysio-z-Klanu
    12 May 2020
     5:09pm

    Jak dla mnie fajny, ciekawy artykuł. Nie to co dywagacje i baśnie z 1001 nocy na plotkarskich faktach:)

    Radek
    12 May 2020
     5:43pm

    Super fajna rodzina 🙂 Pan prezes Rusiecki tytan pracy o gołębim sercu 🙂 Pozdrawiam serdecznie cały klan Rusieckich,,,

    Kirył (Unia Leszno)
    12 May 2020
     8:43pm

    Odgrzewany kotlet i chyba mocno nieświeży… Chyba Pan nie słyszał o kłopotach Polcoppera, gdyż bzdury pisze wyciągnięte pół roku temu. I to sam naczelny!

    Gadol
    16 May 2020
     5:07pm

    Skoro komentarz z linkiem zablokowaliście to krótkie info: wpiszcie sobie czytelnicy Rusiecki i przegląd sportowy w wujka Gugle. Wyskoczy praktycznie kopia artykułu, tego samego autora z listopada 2018.

Skomentuj

10 komentarzy on Piotr Rusiecki: Nie jestem Iwanem Groźnym
    Rysio-z-Klanu
    12 May 2020
     5:09pm

    Jak dla mnie fajny, ciekawy artykuł. Nie to co dywagacje i baśnie z 1001 nocy na plotkarskich faktach:)

    Radek
    12 May 2020
     5:43pm

    Super fajna rodzina 🙂 Pan prezes Rusiecki tytan pracy o gołębim sercu 🙂 Pozdrawiam serdecznie cały klan Rusieckich,,,

    Kirył (Unia Leszno)
    12 May 2020
     8:43pm

    Odgrzewany kotlet i chyba mocno nieświeży… Chyba Pan nie słyszał o kłopotach Polcoppera, gdyż bzdury pisze wyciągnięte pół roku temu. I to sam naczelny!

    Gadol
    16 May 2020
     5:07pm

    Skoro komentarz z linkiem zablokowaliście to krótkie info: wpiszcie sobie czytelnicy Rusiecki i przegląd sportowy w wujka Gugle. Wyskoczy praktycznie kopia artykułu, tego samego autora z listopada 2018.

Skomentuj