Piłka ręczna. Rzuty karne zdecydowały. Łomża Vive Kielce przegrywa finał Ligi Mistrzów

źródło: facebook.com/ EHF Champions League
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Niezwykłe emocje w finale Ligi Mistrzów piłkarzy ręcznych! Do wyłonienia najlepszej klubowej drużyny Europy potrzebne były rzuty karne. Po regulaminowym czasie meczu i dogrywce na tablicy wyników widniał remis 32:32. W rzutach z siódmego metra lepsi byli jednak szczypiorniści Barcelony, którzy wygrali całe spotkanie 37:35.

 

Szczypiorniści z Kielc zameldowali się w Final Four Ligi Mistrzów, organizowanym tradycyjnie w Lanxess Arenie w niemieckiej Kolonii, po raz piąty w swojej historii. Szczególnie pamiętna była edycja z 2016 roku, kiedy to Vive pokonało w finale po rzutach karnych 39:38 Vesprem. Tym razem węgierski zespół został ograny przez podopiecznych Tałanta Dujszebajewa już w półfinale, zaś w decydującej potyczce ich przeciwnikiem była Barcelona – obrońca trofeum zwycięzcy Ligi Mistrzów. Oba zespoły mierzyły się już ze sobą w fazie grupowej obecnych rozgrywek, dwukrotnie tryumfował wtedy zespół z Polski.

Mimo że pierwsi do bramki rywala trafili kielczanie, to początek spotkania należał do szczypiornistów z Hiszpanii. Po dziesięciu minutach gry zbudowali trzybramkową przewagę. Wśród mistrzów Polski wyróżniał się Czarnogórzec Branko Vujović, który co i rusz bombardował z 9 metra bramkę strzeżoną przez Gonzalo Pereza de Vargasa. Vive pod koniec pierwszej połowy, również dzięki wykluczeniu Angela Fernandeza, skutecznie odrobiło straty i 26. minucie na tablicy widniał wynik 12:12. Ostatecznie na przerwę obie drużyny schodziły przy stanie 14:13 dla Katalończyków.

Bramka za bramkę. Tak toczył się początek drugiej części gry. Po bramce Daniela Dujszebajewa kielczanie odzyskali prowadzenie (17:16). Mimo to, żadna z ekip nie potrafiła zbudować nawet dwubramkowego prowadzenia. Zwiastowało to niezwykłe emocje w końcówce meczu. Na cztery minuty przed końcem, korzystając z błędu Artioma Karaleka, po dłuższym czasie na prowadzenie wyszła Barcelona (27:26). W przedostatniej minucie Timothy N’Guessan miał szansę wyprowadzić hiszpański klub na prowadzenie dwoma bramkami – spudłował jednak w dobrej sytuacji. Dzięki temu Vive miało w ostatniej akcji piłkę, a ewentualny gol dawałby dogrywkę. Presję wytrzymał Karalek, po końcowej syrenie wynik brzmiał 28:28, a kibice w Kolonii czekali na dogrywkę.

Ta rozpoczęła się od kilku błędów kielczan w ataku pozycyjnym, ale i świetnej parady bramkarza Vive Andreasa Wolffa. Ostatecznie po pierwszej połowie dodatkowego czasu na minimalnym prowadzeniu (30:29) byli obrońcy tytułu. Jednak mistrzowie Polski po strzeleniu dwóch goli z rzędu odzyskało inicjatywę w spotkaniu. Żadna z drużyn nie potrafiła odskoczyć, Vive rozgrywało ponadto ostatnią akcję dogrywki. Gol jednak nie padł, zatem podobnie jak w 2016 roku o zwycięstwie w Lidze Mistrzów miały zadecydować rzuty karne.

W konkursie rzutów z 7. metra najpierw trafili lidery obydwu klubów – Aleix Gomez i Arkadiusz Moryto. Kolejni egzekutorzy również się nie mylili. Pomylił się dopiero Alex Dujszebajew w trzeciej serii rzutów. Presja była zatem po stronie kielczan. Niestety, Ludovic Fabregas się nie pomylił, Barcelona wygrała tę część gry 5:3, a cały mecz 37:35. Hiszpański klub zdobył najcenniejsze trofeum w klubowej piłce ręcznej już po raz dziesiąty.

 

Najlepsze kursy online