fot. KS Orzeł Łódź
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Koniec! Sezon zasadniczy w Nice 1. Lidze Żużlowej 2019 dokonał swojego żywota. Tym samym wiemy, że jeszcze nic nie wiemy… Normalnie o tej porze mamy przynajmniej jedno rozstrzygnięcie. Wiemy, kto z ligi leci. Tym razem jednak, z uwagi na okrojoną liczbę drużyn, dowiedzieliśmy się, kto co najwyżej polecieć może. Cała reszta dopiero przed nami. Play-offy i baraże zapowiadają się wybornie. Póki co jednak przyjrzyjmy się, co też ciekawego nawyrabliali w ostatniej kolejce rozgrywek nasi ulubieńcy.

HOP:

1. Lokomotywa dojechała do celu

Pewnie nie wszystkim się to podoba, ale zespół Lokomotivu Daugavpils zwycięstwem z Unią Tarnów ostatecznie zapewnił sobie pozostanie na zapleczu elity. Ręce załamują narodowi purytanie, dla których sama obecność obcej jednostki to potwarz i degrengolada rodzimego speedwaya. Niespecjalnie zachwyceni są też wielbiciele krótkich przejażdżek na wyjazdowe mecze. Bo do Dyneburga przecież tak strasznie daleko! Nie to, co na ten przykład z Gdańska do Rybnika. Tutaj jest rzut kamieniem… Cieszą się za to wszelkiej maści internacjonaliści, którym Łotysze w lidze nie przeszkadzają i najzwyczajniej w świecie lubią popatrzeć na jazdę Andrzeja Lebiediewa i spółki. Podopieczni Nikołaja Kokina, będący przez większą część sezonu czerwoną latarnią ligi, spięli się jednak na finale rozgrywek i przez kolejny rok będą cieszyć (lub irytować) swoją postawą kibica pierwszej ligi.

2. W Gdańsku jadą do końca

Że też temu Wybrzeżu się chciało! Zespół w ostatniej kolejce nie jadący już o nic mógłby śmiało mecz z Gnieznem odpuścić, umożliwiając tym samym rywalom lepszą pozycję wyjściową w półfinałowym starciu z Ostrovią. Teza tym bardziej prawdopodobna, że w tej kolejce jedno spotkanie znalazło się z tego powodu na cenzurowanym, o czym trochę niżej. Podopieczni Mirosława Berlińskiego podeszli jednak do swoich obowiązków zupełnie profesjonalnie, tak jakby chcieli powiedzieć kibicom „tak, strasznie daliśmy ciała w tym roku, ale przynajmniej godnie się pożegnamy.” Trio Thorssell, Bech i Pieszczek porobiło dwucyfrówki, Karol Żupiński przypomniał sobie aż dwukrotnie jak się wygrywa wyścigi, a Denis Zieliński… no cóż. W każdym razie przy subtelnej rewolucji kadrowej z tej mąki może jeszcze będzie chleb.

3.  W play-offach pewniaków brak

Jakże inaczej wygląda sytuacja w porównaniu z poprzednim sezonem! Wtedy w półfinałach znalazły się teamy z Lublina, Rybnika, Gniezna i Daugavpils, ale tak naprawdę każde dziecko w pobliskim przedszkolu wiedziało, że w finale zobaczymy Motor z ROW-em. Tym razem pod koniec sezonu mieliśmy kalkulacje, szachy i podchody, bo nikt nie był do końca pewien, kogo łatwiej odprawić z kwitkiem w pierwszej kolejności. Niby ten Rybnik ligę wygrał pewnie, ale na pewno nie w stylu lubelskim. Niby ta Unia nie do końca chciała zawracać sobie głowę awansem, ale ostatecznie z tym Rybnikiem dwumecz wygrała. I w nagrodę będzie miała okazję zrobić to raz jeszcze. Z kolei w drugiej parze tydzień temu był meczowy remis. Tak Car Gwarant Start jak i Arged Malesa TŻ Ostrovia to drużyny siebie warte. I naprawdę konia z rzędem temu, kto zaryzykuje zestawienie finału. A najlepiej jeszcze za typ kto w nim wygra.

BĘC:

1. Kombinatorka po tarnowsku

Unia przegrała w Daugavpils. Żaden to wstyd. Przegrała też bonusa, co już jednak z lekka trąci myszką. Ale fakt, że zrobiła to specjalnie jest już lekkim przegięciem. Teorii spiskowych całe mnóstwo! A że w Tarnowie podłożyli się, bo chcą trafić na silny Rybnik i oszczędzić sobie niezręczności w postaci awansu do finału, gdzie jeszcze nie daj Boże trafiłaby się niespodzianka. A kasa klubu pusta i stadionu brak. Nie ma się co wychylać. Druga teoria mówi coś zgoła odmiennego. Że podopieczni Tomasza Proszowskiego i Pawła Barana wybrali sobie Rybnik, bo byli od nich lepsi w sezonie zasadniczym. Że jak ich już łykną, to następnych w sumie też. I wtedy, w kwestii stadionu, jak to ostatnio powiedział pan Kępa, będą negocjować. Ponownie. Jakoś to będzie! I tylko szkoda Przemysława Koniecznego. Przez „wcześniejsze ustalenia” wyjechał chłopak na tor sześć razy i zdobył jeden punkt. Nie wiem, co trzeba było przeskrobać, żeby sobie zasłużyć na takie katorgi. Cała nadzieja w tym, że z tej traumy wyjdzie junior Unii silniejszy.

2. Nikt nie chciał skończyć z przytupem

Sporo na przestrzeni sezonu bylo zdobywców kompletu punktów w danej kolejce. W zależności od okoliczności nazywani byli królami, carami, kosmonautami czy maszynami. A jak przyszło się z ligą pożegnać, to chętnych do glorii i chwały zabrakło. Najbliżej celu był Nicolai Klindt, ale zgubił oczko w dwoim drugim wyścigu i musiał obejść się smakiem. O punkt więcej wyszarpał Oskar Fajfer, ale jechał w sześciu biegach. Nie liczy się. Zawiódł nawet Wiktor Kułakow, któremu już piętnastki powoli zaczęto drukować w programach meczowych. Tym razem uzyskał Rosjanin skromną dyszkę i bonusem, choć i startów ledwie cztery. Szczęśliwie dla wszystkich wyżej wymienionych oraz pauzujących w tej kolejce Rekinów, jest jeszcze szansa na zmazanie tej wstydliwej statystyki. W końcu długotrwałe bezkrólewie jeszcze nigdy nie przyniosło niczego dobrego.

3. Orzeł nie może, czyli toruńska kalka w pierwszej lidze

Znamienne były deklaracje prezesa Skrzydlewskiego sprzed kilku sezonów, gdy będąc zaproszonym w szeregi Ekstraligi odmówił, tłumacząc to chęcią zwycięstwa w sportowej rywalizacji i nadchodzącą naówczas wielkimi krokami perspektywą nowego stadionu. No to ma! Stadion nowy i lśniący, rywalizację jak najbardziej sportową i w konsekwencji ostatnie miejce w stawce. Wychodzi na to, że na frajera wyszedł łódzki sternik. Było brać jak dawali, a stadion, no cóż, coś tam ponegocjować, jak to ostatnio robią prawdziwe rekiny biznesu. Kasa z telewizji by popłynęła i jakoś by było. A tak drużyna bez długów i z ekstraligowymi nazwiskami będzie się biła o przetrwanie z przegranym finału 2. Ligi. Wstyd jak stąd do Melbourne, gdzie też mają fajny stadion, ale niespecjalnie chcą na nim jeździć. Prezes Skrzydlewski potrafi się zdenerwować. I jeżeli w przypływie irytacji każe swoim rajderom spaść, to oni pokornie zadanie wykonają. Ciekawe, ilu wtedy będzie chętnych do jazdy na Moto Arenie…

MATEUSZ ŚLĘCZKA