fot. KS ROW Rybnik
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W ubiegły weekend w ramach 8. kolejki Nice 1. Ligi Żużlowej udało się odjechać 2,5 meczu. Więc idealnie jeszcze nie jest, ale i tak średnia imponująca, biorąc pod uwagę perypetie pogodowe z początku sezonu. Jako że rozgrywki weszły w rundę rewanżową, zaczynają się fascynujące boje o zdobycie punktu bonusowego. Tego jednego oczka, które może zadecydować o czyimś  awansie bądź też spadku z zaplecza elity. Kto sobie to ekstra oczko dopisał, a kto nerwowo przegląda terminarze i tabele? Zapraszamy na pierwszoligowe Hop-Bęc.

HOP:

1. Rybnicki pokaz siły

Tak naprawdę, to punkt ten śmiało mógłby się znaleźć w naszej rubryce BĘC. Dlaczego? Ano nie świadczy szczególnie dobrze o poziomie ligi sytuacja, w której lider przyjeżdża do wicelidera i dostaje przestraszliwe lanie. Nie wiemy wtedy, czy to ten lider taki kiepski, czy gospodarz taki dobry. Skupmy się jednak na pozytywach. A tych u podopiecznych Piotra Żyty było pod dostatkiem. Aż czterech jeźdźców z dwufyfrową zdobyczą punktową i żadnym z nich nie jest Kacper Woryna! Nieuchwytny dla nikogo Troy Batchelor, który w tej części sezonu zwykł już powolutku rzucać ręcznik i punktować coraz słabiej. Jednak jeszcze nie tym razem. Świetny był też Siergiej Łogaczow, który już ostatecznie wybił z głowy Danowi Bewleyowi nadzieje na choćby jeden występ w czarno-zielonych barwach w tym sezonie. Wszystkie te ochy i achy tradycyjnie zweryfikuje następne spotkanie. A gdańszczanie powoli łapią wiatr w żagle…

2. Adrian Gała zostaje wiceliderem

Nie przestaje zaskakiwać drużyna Car Gwarant Startu Gniezno. Podopieczni Rafaela Wojciechowskiego właśnie wskoczyli na drugie miejsce w tabeli Nice 1. LŻ, kosztem upokorzonych ostrowian. Niby rywala mieli delikatnie rzecz biorąc nienajmocniejszego, bo ostatnio zespół Lokomotivu Daugavpils leje kto chce i kiedy chce, ale plan mimo wszystko trzeba było wykonać. Doskonale wśród gospodarzy spisał się Adrian Gała, który zakończył zawody z płatnym kompletem punktów. Wobec nieco słabszej formy kolegów z zespołu, 24-latek radził sobie wybornie i jako jedyny wśród gospodarzy uzyskał dwucyfrową zdobycz punktową. Forma wychowanka Startu systematycznie idzie w górę. Z meczu na mecz zdobywa coraz więcej punktów i żeby przebić swoje obecne osiągnięcie, musiałby już tylko wystąpić jako rezerwa w dodatkowym biegu. Ciekawe, czy zatrzyma go Unia Tarnów już w najbliższą niedzielę?

3. Zdunek Wybrzeże już chyba się obudził

Nareszcie byliśmy świadkami dobrego występu zespołu z Gdańska. Ofiarą dobrej formy podopiecznych Mirosława Berlińskiego padł łódzki Orzeł. Do momentu przerwania zawodów po biegu numer osiem, przewaga gospodarzy wynosiła już 14 punktów i kto wie, czy nie zakończyłoby się to laniem podobnym jakiego świadkami byli w Rybniku. Niestety, pogoda zrobiła swoje i emocje muszą zaczekać do następnego weekendu, kiedy to właśnie pojawi się lider. Tymczasem do tego feralnego momentu gdańszczanie wyglądali naprawdę dobrze. Szczególne powody do zadowolenia może mieć niepokonany w swoich dwóch biegach Kacper Gomólski, którego punktów zabrakło przed tygodniem w Łodzi. Świetnie pojechał też Jacob Thorssell, który w swoich trzech startach zgubił tylko jeden punkt. Na uwagę zasługuje też pierwsza „trójka” Kima Nilssona w barwach nowego zespołu.

BĘC:

1. Orzeł rozczłonkowany

Może i wyżej opisywane zwycięstwo Zdunek Wybrzeża w tym pół-meczu nie byłoby tak efektowne, gdyby nie olbrzymie problemy kadrowe w zespole gości. Od dłuższego już czasu kuruje się lider drużyny Tobiasz Musielak, któremu kontuzja barku uniemożliwia swobodne poruszanie się na motocyklu. Na domiar złego, w lidze duńskiej kontuzji doznał najlepszy wśród rajderów zagranicznych, Hans Andersen i jeszcze nie wiadomo jak długa będzie to absencja. Wobec takiego obrotu spraw, łodzianom było piekielnie ciężko nawiązać walkę z gospodarzami. Tak naprawdę punktowało ich tylko trzech, wygrywając łącznie ledwie dwa biegi. Trzej wystawieni juniorzy uzyskali łącznie tylko punkcik. Przed prezesem Skrzydlewskim nie lada zadanie. Szanse na play-off ciągle jeszcze istnieją, pod warunkiem wzmocnienia składu. Przypadek Kima Nilssona, którego awaryjnie zatrudniło Zdunek Wybrzeże pokazuje, że jest to możliwe.

2. Nicolai Klindt tym razem był tylko kevlarem

Duńczyk ewidentnie duchem nie pojawił się w Rybniku. Jego bilans w meczu na szczycie Nice 1. LŻ to trzy biegi i zero punktów. Oczywiście, koledzy też wiele lepiej w tym meczu nie pojechali, ale to właśnie Klindt ledwie tydzień wcześniej w starciu z tym samym zespołem zaliczył najlepszy mecz w sezonie, zdobywając 11 punktów. Dyspozycja Duńczyka może dziwić o tyle, że z reguły na wyjazdach radził sobie całkiem nieźle. W swoim najgorszym meczu w sezonie na obcym terenie, zdobył 6 punktów i dwa bonusy. Potem było już tylko lepiej. Nie jest to oczywście powód do jakichkolwiek nerwowych ruchów w wykonaniu tak kierownictwa Arged Malesy TŻ Ostrovii, jak i samego zadownika. Drużyna w następnej kolejce pauzuje, a za dwa tygodnie jedzie mecz u siebie. Jest więc mnóstwo czasu, żeby wyciągnąć wnioski z tej wpadki.

3. Ulewa przyszła i zepsuła zabawę w Gdańsku

Pogoda, jak już zdążyliśmy się przyzwyczaić, płata rozgrywkom co chwilę różne niespecjalnie przyjemne figle. Pół biedy, jeżeli z jej powodu mecz jest przełożony odpowiednio wcześniej, a przez to nie tracą czasu i pieniędzy tak zawodnicy, działącze jak i kibice. Gorzej jednak, jeżeli wysiłkiem wielu osób mecz jednak się odbędzie, a jednak wskutek wybryków aury musi dojść do jego przerwania i zaliczenia wyniku. Niby wszystko jest OK, bo regulamin stanowi jasno, że zawody zaliczamy po odjechaniu połowy biegów. A jednak każdorazowo taki bieg wydarzeń pododuje niedosyt i poczucie pewnej niesprawiedliwości. Przed paroma tygodniami przed biegami nominowanymi zakończono spotkanie PGG ROW-u Rybnik z Unią Tarnów. Raptem ośmiopunktowa zaliczka w roli faworywa stawiać będzie tarnowian. W Gdańsku kwestia bonusa rozstrzygnęła się w miarę wcześnie, bo gospodarze w mig odrobili 4 punkty straty. Jednak nie ma to jak 15 soczystych wyścigów, pełnych walki i nerwowych kalkulacji. Pogodo, odpuść!

MATEUSZ ŚLĘCZKA