fot. Timo Lahti Facebook
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Stało się. Premierową kolejkę żużlowej pierwszej ligi mamy nareszcie za sobą. Widzowie byli świadkami wielu naprawdę ciekawych gonitw, może i paru małych niespodzianek. Wszystko wskazuje na to, że tegoroczny sezon będzie naprawdę pasjonujący.

Starsi radiosłuchacze z całą pewnością pamiętają listę przebojów Hop-Bęc, nadawaną w pewnej ogólnopolskiej rozgłośni. Postanowiłem po krótkim namyśle odtworzyć owo Hop-Bęc w formie subiektywnego podsumowania pierwszej kolejki Nice 1. Ligi Żużlowej. Mam nadzieję, że koledzy radiowcy jakoś mi to podarują.

Co więc najbardziej ucieszyło, a co mogło zmartwić statystycznego kibica zaplecza elity po pierwszej kolejce? Oto moje propozycje:

HOP:

1. Forma Timo Lahtiego

Tutaj w zasadzie mogą przemówić same liczby. Fin reprezentujący łotewskie Daugavpils zainkasował komplet 15 punktów. Dokonał tego w meczu wyjazdowym, na torze nie odwiedzanym przez jego zespół od dwóch sezonów. Aż strach pomyśleć czego może dokonać w starciu z Wybrzeżem już w trzeciej kolejce na własnym torze. Pewnie jeszcze za wcześnie na tego typu wnioski ale chyba już czas, żeby fiński rodzynek spróbował swoich sił w elicie. Jego byłemu koledze z zespołu Fredrikowi Lindgrenowi wyszło to na dobre.

2. Bardzo dobrze punktujący Polacy

Jabłoński 13, Pieszczek 13, Gomólski 12+1, Musielak 12+1, Gapiński 11+1, Okoniewski 10+2, Walasek 10. To był naprawdę bardzo udany weekend dla polskich seniorów. W niektórych przypadkach możemy nawet mówić o seniorach plus. Rutyniarze Okoniewski, Walasek czy Gapiński nie tylko pokazali, że na żużlu jeszcze jeździć potrafią, ale mają szansę być wiodącymi postaciami w swoich klubach. Do tego odbudowująca się para gdańskich synów marnotrawnych i popularny „Tofik” w Łodzi to znak, że w przyszłym roku możemy mieć w PGE Ekstralidze nareszcie kłopot bogactwa wśród rodzimych jeźdźców.

3. Emocje do samego końca

Dwa spośród trzech spotkań zakończyły się minimalnymi zwycięstwami gospodarzy, a Start Gniezno przegrał z faworyzowanym Wybrzeżem po naprawdę dobrej walce. Szczególne brawa należą się beniaminkowi z Ostrowa, który od początku zapowiadał walkę o triumf nad Orłem Łódź i o mały włos sztuka ta by się mu udała. Wcale nie gorzej zaprezentował się Lokomotiv, który przegrał w Tarnowie o przysłowiowy błysk szprychy. To zwiastuje naprawdę ciekawy sezon, gdzie wszystko się może zdarzyć. Póki co pole position dla żużlowców z Gdańska.

BĘC:

1. Frekwencja na stadionie w Łodzi

Pierwszy mecz sezonu. Nowy stadion. Błysk jupiterów. Piękna pogoda. Wszystkie te czynniki to, jak się okazuje, zbyt mało, by wypełnić łódzką Motoarenę choćby w połowie. Zaskakujące to tym bardziej, że Orzeł w tym sezonie otwarcie zapowiada walkę o awans do PGE Ekstraligi i nie skąpił funduszy na wzmocnienie składu. Ci, którzy jednak przyszli, byli świadkami kapitalnego widowiska nierozstrzygniętego do ostatniego biegu. Oby to była zachęta do gremialnego odwiedzania owalu przy Dziewiarskiej, bo przecież tak wielu kibiców rywali chciałoby mieć takie cacko u siebie…

2. Postawa Sama Mastersa

Australijczykowi już chyba nie oderwiemy łatki żużlowca niespełnionego. Niby 27 lat to jeszcze ciągle w tym sporcie niewiele, ale zadziwia jego ciągła niedyspozycja na polskich torach. W piątek zdobył dla Ostrovii zaledwie jeden punkt i to wyłącznie dlatego, że Hans Andersen złapał defekt. Gdyby choć w jednym biegu pojechał lepiej, podopieczni Mariusza Staszewskiego sprawiliby w Łodzi nie lada sensację. Teraz czeka Mastersa przerwa w startach – niech będzie to dla niego czas przemyśleń.

3. Brak rywala dla ROW-u Rybnik

Tak, wiem. To miejsce może tutaj figurować po każdej z kolejek, a zamiast „Rekinów” wklejalibyśmy aktualnie pauzującą drużynę. A jednak nie sposób przejść obojętnie wobec problemu okrojonej Nice 1. LŻ. Szczególnie po tak wyrównanej i emocjonującej kolejce. Jakże przyjemnie byłoby zobaczyć jeszcze jeden pojedynek! A tak co tydzień kibice którejś z drużyn będą musieli obejść się smakiem. Ani klub, ani żużlowcy nic nie zarobią, a jeszcze rytm meczowy mogą zgubić. Miejmy nadzieję, że to już ostatni taki wyskok i w przyszłym sezonie liga pojedzie w komplecie.

MATEUSZ ŚLĘCZKA