I-ligowe Hop-Bęc. Komu w końcu ten awans? Biała flaga nad Dźwiną

Fot. Facebook TŻ Ostrovia
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Niebiosa wreszcie zadecydowały się ulitować nad drużynami z zaplecza PGE Ekstaligi, i w całej swej łaskawości pozwoliły odjechać wszystkie zaplanowane na niedzielę spotkania. Było trochę emocji i nie do końca spodziewanych wyników. Liderów na tę chwilę mamy dwóch, a i trzeci może się ujawnić, jak tylko nadrobi meczowe zaległości. Emocje, emocje, emocje…

Okazuje się, że nie taki ten Rybnik straszny, jak go malują. Miała być wielka ucieczka, a skończyło się drżeniem o bonus w konfrontacji z beniaminkiem z Ostrowa. Kompletnie za to siadł Lokomotiv, który swoją twierdzę Dynenburg otworzył szerokim gestem i w środku urządził festyn z nagrodami dla licznie zgromadzonych gości. Nie szaleją specjalnie również inni prężący muskuły przed sezonem. Tak Orzeł jak i Zdunek Wybrzeże powinny oczekiwać od siebie znacznie więcej. Oto Hop-Bęc minionej kolejki.

HOP:

1. Liderów dwóch, a może i trzech

Gdy PGG ROW Rybnik usuwał ze swojej drogi kolejnych rywali wydawało się, że na podopiecznych Piotra Żyto mocnych już w tym sezonie nie będzie. W tym samym czasie Arged Malesa TŻ Ostrovia pauzowała, a kolejkę wcześniej dość zdecydowanie przegrała z delikatnie rzecz ujmując nienajmocniejszym zespołem Zdunek Wybrzeża Gdańsk. Do pierwszego równania wydawało się, że wszystko idzie zgodnie z planem. Na szczęście dla ostrowskich kibiców o swoim killerskim instynkcie przypomniał sobie Grzegorz Walasek. Ozdrowiał Aleksandr Łoktajew, a najlepsze zawody w sezonie odjechał Nikolai Klindt. Tym samym na półmetku ligi mamy ex-aequo dwie drużyny na pierwszym miejscu! Do tego dochodzi jeszcze zaległa konfrontacja Car Gwarant Startu Gniezno z Unią Tarnów. Zwycięzca tego pojedynku zrówna się punktami z liderującą dwójką. Chcieliśmy ciekawych rozgrywek, no to proszę bardzo.

2. Falstart Startu, ale w Gnieźnie już zdrowo mieszają

Właśnie zespół z pierwszej stolicy Polski zaskakuje, obok Ostrovii, najbardziej. Wydawało się, że po oddaniu obydwu juniorów zespół, obok Ostrovii, będzie desperacko bronił się przed spadkiem. Tymczasem już za chwilę Car Gwarant Start może współliderować lidze. Gnieźnianie mają na rozkładzie zespoły PGG ROW-u u siebie, oraz Orła Łódź i Lokomotivu Daugavpils na wyjeździe. Choć z tymi ostatnimi wygrać to ostatnio żadna sztuka, o czym w drugiej części tego podsumowania. Na Łotwie fantastycznie pojechali Oskar Fajfer, Jurica Pavlic oraz Adrian Gała. Wszyscy zawody zakończyli z drucyfrowymi zdobyczami punktowymi. Do tego solidny Oliver Berntzon i okazuje się, że nawet bez punktów juniorów można wygrać na groźnym dotychczas terenie. Ciekawe, co jeszcze przyszykują nam podopieczni menedżera Wojciechowskiego?

3. Jedyny na Łotwie, co jeszcze świeci

Pośród wywieszonej już chyba w Dyneburgu białej flagi, krząta się jeszcze jeden taki chłopak, który postanowił nie dawać za wygraną. I nie chodzi tutaj bynajmniej o Andrzeja Lebiediewa. Ten jedzie po prostu swoje i po sezonie pewnie weźmie go pod stwoje skrzydła jakiś Speed Car Motor albo inny PGG ROW, jeśli postanowi wreszcie awansować. Mowa o Olegu Michaiłowie. Chłopak jeździ sporo, statystycznie znacznie więcej niż młodzieżowcy w pozostałych klubach. Jego średnia biegowa to w tej chwili 1.5 punktu, co czyni go drugim po Robercie Chmielu najlepszym jeźdźcem formacji juniorskiej w lidze. Co prawda, regularnie powyżej 6 punktów na mecz przywozi jadąc u siebie, ale na wyjazdach jego zdobycze są niewiele gorsze. Jego średnia to w tej chwili 5,67 punktu na mecz. W tej klasyfikacji młody Łotysz jest już najlepszy. I teraz uwaga… Wiek juniora kończy dopiero w przyszłym sezonie. Taka mała ściągawka dla – no nie wiem… – Falubazu Zielona Góra?

BĘC:

1. Lokomotywa już nawet nie stoi. Ona włączyła wsteczny…

W Daugavpils juz się chyba wszystkim odechciało. Bo jak inaczej wytłumaczyć bardzo porządny start Łotyszy i cztery następujące po sobie porażki? Do pełni zdrowia wrócił już co prawda Timo Lahti, ale Fin zdobył w sobotnim meczu z Car Gwarant Startem Gniezno zaledwie 4 punkty. Okazuje się, że bez jego dobrej formy drużyna nie jest w stanie wygrywać nawet na własnym podwórku. Tradycyjnie już na meczu jedynie ciałem był obecny Wadim Tarasienko, który ewidentnie nie przystaje poziomem do pierwszoligowych rozgrywek. Tak jak w poprzedniej kolejce, zganić nie można w zasadzie tylko Lebiediewa i Michaiłowa. Może nad Dźwiną doszło już do zmęczenia materiału i wobec braku perspektywy awansu trzeba sięgnąć po świeżą krew? Póki co wygląda na to, że w PLŻ 2. Jeden mały plusik tej całej historii… Przynajmniej w żużlowej centrali są zadowoleni.

2. Gdańscy Polacy nie lubią Łodzi

Coś niepokojącego w meczu z Orłem Łódź stało się z polskimi zawodnikami w brawach Zdunek Wybrzeża. Otóż najlepszy z nich, Krystian Pieszczek zdobył 5 punktów z bonusem. Kacper Gomólski był gorszy o jedno oczko, a Adrian Cyfer uzyskał ich łącznie trzy. Swoja drogą i tak o trzy więcej, niż podczas ostatniego meczu przeciw PGG ROW Rybnik. Gdyby nie doskonała dyspozycja gdańskich „stranieri” w postaci Jacoba Thorssella i Michaela Becha, podopieczni Mirosława Berlińskiego nie mieliby co marzyć o punkcie bonusowym w rewanżu. Dziwne to o tyle, że z reguły Pieszczek i Gomólski stanowią o sile swojego zespołu. To oni przez pierwszą część sezonu ciągnęli wynik gdańszczan. Okazja do udowodnienia sobie i kibicom, że to jedynie wypadek przy pracy już w sobotę. Zdunek Wybrzeże musi wygrać za trzy punkty, jeżeli chce opuścić przedostanie miejsce Nice 1. LŻ, właśnie kosztem łodzian.

3. Linus do zmiany? Zza pleców juz wychyla się Nick Morris

Zdecydowanie zabrakło rybniczanom punktów Linusa Sundstroema w meczu na szczycie przeciw Arged Malesa TŻ Ostrovii. Szwed przywiózł raptem trzy oczka i dotychczasowy lider musiał opuścić stadion przy Piłsudskiego na tarczy. Tak po prawdzie to eks Gorzowianin niespecjalnie dobrze radzi sobie na wyjazdach przez cały sezon. O ile w Daugavpils robotę za niego wykonali Batchelor ze Szczepaniakiem i spokojna wygrana stała się faktem, to jeśli wspomniana dwójka jedzie w delegacji choć trochę gorzej, pojawiają się porażki. Kibice w Rybniku już nerwowo wyczekują powrotu do pełni sił Nicka Morrisa. Inni żyją zeszłosezonowymi dokonaniami Dana Bewleya i to jego widzieli by w składzie. Prawda jest jednak taka, że przy Gliwickiej Szwed jeździ bardzo dobrze, i jeśli miałby zostać zastąpiony, to dopiero 9 czerwca w Gdańsku.

MATEUSZ ŚLĘCZKA