Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

OK, nie będę teraz obiektywny. Lubię Lublin, zaimponowali mi swoją postawą na torze w ostatnich latach, działaniami marketingowymi i aktywnością w social mediach. Robią to po prostu dobrze, a może i bardzo dobrze. Co do Torunia, mam z kolei ambiwalentne odczucia. Trochę jako drużyny jest mi ich szkoda, ale patrząc z perspektywy może ten ewentualny spadek im nie zaszkodzi?

To, co robi Lublin to pewne uosobienie romantyzmu w sporcie. Oto skazywana na pożarcie drużyna radzi sobie całkiem przyzwoicie, a z rywalizacji z bezpośrednim konkurentem dolnych części tabeli wychodzi zdecydowanie z tarczą. Toruń od lat montuje/stara się montować dream team, a w najgorszym przypadku drużynę złożoną z zawodników, którzy z palcem w nosie powinni zapewnić utrzymanie w najlepszej, najbogatszej itd… Tymczasem od równie wielu lat zgromadzeni na Motoarenie kibice muszą niemal do końca drżeć o byt swoich pupili w najwyższej klasie rozgrywkowej. Czemu? Z kilku powodów.

W Toruniu od wielu lat jest pompowana spora kasa, ale takie działanie nie przynosi efektów, a prezes senator Termiński raczej zwrotów z tej inwestycji nie ma. W Toruniu jeździ obecnie dwóch zawodników, którzy swego czasu zakładali na swoich szyjach złote medale indywidualnych mistrzostw świata. W całej lidze jeździ ich czterech. Recepta na sukces? No nie, bo wygląda na to, że mimo posiadania nowoczesnego stadionu i stosunkowo silnego składu „krzyżacy” nie dysponują jednym – duchem zespołu, zrozumieniem, wsparciem, czy szumnie zwanym „timspirit”.

Tymczasem wjeżdża po ponad dwóch dekadach Lublin, który stopniowo budował sobie drogę do PGE Ekstraligi. Budował sobie poprzez awanse, konstruowanie siatki sponsorów, przywiązanie kibiców głodnych żużla na najwyższym poziomie itd. I zrobili to, i robią to nadal, grając na nosie różnej maści ekspertom, którzy przed sezonem wieszczyli lubelakom rychły spadek. Los okazał się przewrotny, i w tym momencie to torunianie muszą bać się o utrzymanie, a żużlowcy z Alei Zygmuntowskich 5 mogą patrzeć w przyszłość z umiarkowanym optymizmem. Magia sportu, przewrotność, karma? Jak zwał, tak zwał. Jedno nie ulega wątpliwości – lublinianie zaskarbili sobie w tym sezonie sympatię wielu ośrodków żużlowych.

Czy Toruniowi ewentualny spadek zaszkodzi? Nie wiem. Z rozmów wynika, że lokalne środowisko sponsorskie jest ograniczone, co w przypadku degradacji może oznaczać dłuższy pobyt na zapleczu Ekstraligi. Z jednej strony tego torunianom nie życzę, bo kto nie chce ścigać się o najwyższe laury, a z drugiej może mały odpoczynek od PGE Ekstraligi zrobi im dobrze? Może dojdzie do pewnych przetasowań, które w efekcie pozwolą kibicom cieszyć się dobrymi wynikami? Z perspektywy 1. ligi wiem jedno – tam wcale nie jest źle!