Czy Motorowi uda się uniknąć jazdy w barażach?
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Za nami dwa pierwsze spotkania drugiej kolejki ekstralipy. Na wnioski jeszcze za wcześnie. Należy wstrzemięźliwie wstrzymać się jeszcze dwie, może trzy rundy z daleko idącymi konstatacjami. Pogoda zmienna. Temperatury skrajnie różne, więc i silniki reagują drastycznie inaczej. Słaby Kasprzak przy zerze Celsjusza bliski zera, ale może za dwa tygodnie, przy +15, punktów też będzie w okolicach piętnastu. Chomski powiada, że trzeba sobie ufać i ja mu wierzę, podobnie jak w ubiegłym sezonie wierzyłem Cieślakowi, który broniąc atakowanego, poza torem, Zagara mówił: „Ale to jest Zagar, on musi jechać”.

Lublin pokazał słabemu Gorzowowi rogi, nie tylko różki. Uwaga, Koziołki bodą! Tym razem Zmarzlik wsparty Woźniakiem, Karczmarzem, połową Thomsena i dwoma udanymi biegami Najwera, jeszcze sobie poradził. Wygrali ośmioma, ale przynajmniej cztery z nich dostali w prezencie od arbitra. Śmiem twierdzić, że bez tego podarunku, nieco skromniej, ale i tak by sobie poradzili.

Decyzji o przerwaniu biegu i wykluczeniu starszego Lamparta, gdy ten „dawno” był na murawie, a pozostali mieli do niego jeszcze „prawie kilometr” nic nie broni. Było 3:3, skończyło się 4:2 dla gospodarzy. W XIV Najwer znowu nabroił. Taśmy dotknął Karczmarz, choć ewidentnie przed startem ruszał się (czołgał) Lampart. Decyzja zła. Wyrzucił Lamparta, zamiast dać mu ostrzeżenie za utrudnianie startu, zaś wylecieć powinien junior Gorzowa. W powtórce remis za sprawą Thomsena i śliwki zawodnika meczu. Ale… Teraz już nie zgadniemy.

Zatem bilans sędzia – Motor minimum +4 dla arbitra. W efekcie Stal byłaby lepsza mimo wszystko, ale kapkę niżej, co może być istotne w obliczu rewanżu. Może acz nie musi. Chomski pospieszył się trochę z taktyczną w piątej odsłonie. Thomsen ciułał punkciki, a Zmarzlik, który pojechał za niego ten bieg, przegrał z Michelsenem. Na Lamberta w tej fazie meczu to i Thomsen by wystarczył, a tak poszła taktyczna bezpowrotnie i bez efektu.

A propos rewanżu. Koziołki jadą aż miło, ale dopiero teraz przed nimi schody. Z dwóch co najmniej powodów. Pierwszy, to trudniejsi stopniowo rywale i sława odkrycia roku, więc nikt nie zlekceważy. Najbliższy Włókniarz pozbierał Przedpełskiego, a „Miedziak” także jechał w Grudziądzu dobrze, choć jeszcze z punktów tego nie widać. Teraz Włókniarz podejmie lublinian, a młodzież Motoru powinna jeszcze być języczkiem u wagi. Wszystko oczywiście pod warunkiem, że nikomu do tego czasu skład się nie uszczupli. Drugi powód, odleglejszy w czasie, to… powrót Zengoty i Łaguty. Lublin ma równy skład. Skład mało powtarzalny. Chłopaki gotowi wygrać z liderem rywala, by za chwilę ulec juniorowi. Tej stabilizacji brakuje. Kogo więc ma menedżer wyrzucić z tej nieobliczalnej ekipy, by zrobić miejsce liderom? Będzie zagwozdka.

Teraz test z abstrakcyjnego myślenia. Gorzów bez Zmarzlika, Częstochowa bez Madsena, Wrocław bez „Woofiego”, Toruń bez Iversena – stosują ZZ i jadą do Lublina – jaki byłby wynik? Dedykuję wnioski z dedukcji znaf.com.pl, którzy inauguracyjną porażkę GKM-u ze Speed Carem nazwali kompromitacją. Skąd u nich przekonanie o bezsilności i rzekomej słabości Lublina?

Motor będzie miał teraz stopniowo coraz bardziej pod górkę, ale to nie musi oznaczać wywieszenia białej flagi, póki zawody się nie zakończą. Do tego ma bardzo fajnych juniorów i w zanadrzu dwójkę liderów, którzy doskoczą, gdy wojna będzie w trakcie, a rezultat działań batalistycznych nie przesądzony. Ważny mecz z Częstochową, ale oni innych nie mają u siebie. GKM dał radę w drugiej rundzie Włókniarzowi, choć mógł zrobić to okazalej. Liderzy Częstochowy to jednak klasa sama w sobie i nie ma co psioczyć.

Grudziądz zrobił, co powinien, do tego w przepięknych okolicznościach przyrody i nie myślę o temperaturze. Działo się aż miło. Cieślak nie tylko wywiózł przyzwoity w kontekście bonusa, wynik, ale też zyskał Przedpełskiego i za moment odzyska „Miedziaka”. Obaj pojechali bojowo, nie popełniali większych błędów, a że z punktów na razie to nie do końca wynika – spokojnie, wspomnicie słowa Przemasa już w kolejnym meczu u siebie, po wyjeździe do Lublina.

Gospodarze walczyli jak natchnieni. Brakowało nieco synchronizacji, że tak to nazwę, bo jeśli już nie wygrywali indywidualnie, to przegrywali zwykle podwójnie. Trzy z sześciu ledwie solowych triumfów liderów gości, to były jednocześnie dubeltowe wiktorie zespołu. Tu GKM pogrzebał szanse na wyższą wygraną i o tym trzeba pomyśleć. Do tego upadek „Buczka” na prowadzeniu, w wyścigu, nomen omen, piątym, jak w Gorzowie, coś pechowy w piątek piąty bieg dla gospodarzy obu spotkań i mamy powody, nie waham się użyć tego terminu kategorycznie i z pełnym przekonaniem, tak nikłej jak na obraz walki, wygranej gospodarzy.

Teraz GKM do Zielonki, a właściwie dream teamu z Winnego rodu, w którym przebłyski pokazuje młody Tonder, co może stanowić jedynie wartość dodaną dla gospodarzy. Powiedzieć przed meczem, że to wkalkulowana porażka, to lepiej w ogóle nie jechać. Skoro Lublin może, a nie „powinien”, to kto wie. Pojadą na luzie, bez presji i jedynie o Lindbaecka można się nieco niepokoić. Drugi mecz bez wyrazu. W wyższej temperaturze silniki mogą pracować lepiej, byle tylko „Toninho” sfrustrowany odsunięciem od nominowanych, nie sięgnął po „uspokajacze”, bo może okazać się zbyt spokojny. Teraz czas na poprawki przy sprzęcie i w głowie. Będzie chwila i celowo piszę poprawki, a nie zmiany, bo o pozytywny efekt tu idzie, a nie jakikolwiek.

Teraz czas na niedzielę. Czy dwa ostatnie spotkania drugiej kolejki przebiją widowiskowością i dramaturgią szczególnie grudziądzki mecz – ano zobaczymy. Oby było czym pieścić oko, bo apetyty po piątku wilcze.

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI