Tomasz Gollob (z lewej) toczył swego czasu wojnę z nowymi tłumikami.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Pierwsi żużlowi biznesmeni zaczęli się pojawiać w Polsce przy żużlowym „boomie” początku lat 90. Roman Niemyjski, który nazwał klub od imienia córki Jeanette, Zbigniew Morawski, który płacił dolarami z walizki czy też Maciej Marcinkowski, który stawiał na nogi speedway we Wrocławiu to pionierzy sponsoringu żużla w kraju nad Wisłą. Oprócz posiadania pieniędzy, niejednokrotnie dziwnego pochodzenia, lubili oni grzać się w blasku fleszy…

Wszyscy wyżej wymienieni tak samo jak do speedwaya szybko przyszli, tak samo szybko z niego zniknęli. Jeden ze sponsorów, który nie musiał znikać, a w żużlu obecny jest do dziś to mieszkający obecnie w Niemczech Peter Nowak, właściciel firmy HN Nowak. Firma HN Nowak GMBH sponsorowała przez długie lata ikonę światowego żużla Tomasza Golloba. Jej reklamę mieli na sobie również tacy zawodnicy jak Sebastian Ułamek, Piotr Protasiewicz czy Krzysztof Kasprzak. Pochodzący z Bydgoszczy sponsor uznawany był za nietypowego. W sporcie tym zostawił kwotę, która dla przeciętnego Kowalskiego stanowi fortunę, a nigdy nie obnosił się z faktem, iż pomaga zawodnikom. Do dziś pozostał skromną osobą, która unika rozgłosu i zainteresowania. W tym sezonie niespodziewanie, po latach przerwy, reklama firmy HN pojawiła się na kevlarach Bartosza Smektały oraz Martina Vaculika.  Poniżej rozmowa z wieloletnim mecenasem sportu żużlowego.

Dlaczego to żużel stał się dyscypliną, którą Pan wspiera od tylu lat?

Oczywiście chodziło o patriotyzm lokalny. Wychowywałem się w Bydgoszczy, jakieś 800 metrów od stadionu Polonii. Pierwsze moje zawody żużlowe to Memoriał Zbigniewa Raniszewskiego w 1972 roku, który zakończył się wygraną Henia Glücklicha. Kolega ze szkoły wyciągnął mnie na te zawody. Pamiętam do dziś, że dostałem 5 złotych. Dwa złote kosztował wówczas program, a trzy złote bilet. Stadion był wypełniony po brzegi, a jeżdżący po płocie Heniu Glücklich sprawiał, że emocji nie brakowało. Wtedy podekscytował mnie ten sport i to ma swoje przełożenie do dziś.

A jakie początki miała trwająca przygoda ze sponsorowaniem tego sport ?

Wszystko zaczęło się w chyba w 1990 roku. Współpracowałem wtedy z firma Marchand. Ówczesny prezes tej firmy zwrócił się do mnie o pomoc przy zawodach Pucharu Kontynentalnego w Bydgoszczy. Startował wtedy też pan Tomasz Gollob. Mieliśmy reklamę naszej firmy na koziołku, na murawie. O ile mnie pamięć nie myli, to ufundowałem wtedy kask oraz rękawice, a nagrodę dostał właśnie pan Gollob.

Przez lata sponsorował Pan wielu polskich zawodników. Pamięta Pan, których?

Na pewno obu braci Gollobów. Później był pan Piotr Protasiewicz. Wspierałem także pana Sebastian Ułamka czy też pana Roberta Dadosa.

To Pan wspierał finansowo współpracę Dadosa z Egonem Müllerem?

Tak akurat się złożyło. O pomoc panu Robertowi poprosił mnie sam Egon
Müller, z którym, nie ukrywam, znamy się doskonale od – jeśli dobrze pamiętam – połowy lat 80. Pomoc w stosunku do pana Roberta Dadosa miała charakter bardziej filantropijny, bez roszczeń do jego osoby. Był on fajnym, inteligentnym, spokojnym chłopakiem. Jednak trzeba sobie powiedzieć, że przyszedł okres, kiedy był wytrącony z równowagi wewnętrznie. Miało to swój związek z panującą presją na wynik. To był zasadniczy problem u pana Dadosa. Wiedział, że jest mistrzem świata juniorów i był pod presją już od chwili, kiedy przechodził w wiek seniorski. Pan Robert nie zawsze dawał sobie z tym radę. To, co się stało później, było też wynikiem braku obok siebie zaufanej osoby.

Jego ówczesny tuner Egon Müller mówi, że traktował go niemal jak swojego syna, Dirka. Podziela Pan to zdanie?

Zdecydowanie tak. Ich współpraca przerodziła się szybko w coś więcej aniżeli chłodną relację zawodnik – tuner. Dużo ze sobą rozmawiali. Los pana Roberta Dadosa nie był absolutnie Müllerowi obojętny. Często Egon wspominał, iż po ludzku żal mu pana Roberta. Pan Dados bardzo często u niego gościł i powiem tylko tyle, że Müller nie za wszystkie usługi, które dla niego wykonywał, brał wynagrodzenie. To powinno wystarczyć, aby zrozumieć, iż miał do niego słabość. Poza tym Müller, jako iż sam był doskonałym żużlowcem, widział, że to nie tylko fajny chłopak, ale człowiek, który miał predyspozycje do bycia dobrym zawodnikiem.

W jakich okolicznościach rozpoczęła się Pana współpraca z Tomaszem Gollobem?

Po raz pierwszy z panem Tomaszem rozmawiałem podczas zawodów, kiedy to po raz pierwszy coś zasponsorowałem, czyli pod koniec lat 80. ubiegłego wieku. Później panowie Gollobowie: Władysław, Tomasz i Jacek, w drodze do Danii na zawody, zatrzymali się u mnie na noc. W pamięci utkwił mi fakt, że przyjechali jakimś mercedesem, a w bagażniku dostrzegłem chleb oraz pokaźny kawałek żółtego sera. Ja akurat w owym czasie byłem na etapie prac wykończeniowych swojego domu i państwo Gollobowie spali na jakichś materacach na poddaszu. Potem był już 1993 rok i finał indywidualnych mistrzostw świata w niemieckim Pocking. Pan Tomasz był wtedy słabo wyposażony i zdecydowałem się mu pomóc. Opłaciłem wykonanie w Danii skórzanego kombinezonu oraz obszycia motocykli. W finale wizerunkowo zaprezentował się profesjonalnie, na torze żużlowym, jak na debiut, też nie było źle (7. miejsce – 8 punktów). W 1994 roku wsparłem już pana Golloba finansowo. Przekazałem panom Gollobom 7500 marek niemieckich, co było jak na owe czasy dużą kwotą. To był zarazem początek naszej współpracy komercyjnej.

Z roku na rok współpraca się rozwijała, a Pana pomoc niejednokrotnie wykraczała poza tą ustaloną umową…

Nie należę do osób, które lubią mówić o takich sprawach, ale jeśli mam z kimś dobry kontakt, to pomagam bezinteresownie. W tamtych latach pomogłem, aby pana Tomasza zasponsorował na dwa sezony niemiecki LUK, a na jeden British Petrol. Nasza współpraca była faktycznie jakoś samoistnie przenoszona z sezonu na sezon. Pan Gollob był dobrym nośnikiem reklamowym, ewenementem w tym sporcie na rynku światowym. Wspaniały, widowiskowo jeżdżący zawodnik. Po parunastu latach współpracy nastąpiła jednak przerwa w naszych relacjach.

Co się stało?

W pewnym momencie miał miejsce jakiś dysonans pomiędzy mną a panem Władysławem Gollobem i jakoś tak się ułożyło, że nie zabiegałem już o dalszą współpracę. Relacje z panami Gollobami lekko się tym samym oziębiły.

Peter Nowak i Tomasz Gollob w czasie partyjki bilarda.

Kolejnym zawodnikiem, któremu Pan pomagał, był wychowanek Falubazu Piotr Protasiewicz.

Do sponsorowania pana Protasiewicza namówił mnie kolega, który w Bydgoszczy był księdzem i dużym koneserem sportu żużlowego. Któregoś razu był u niego na plebanii pan Protasiewicz i kolega Tadeusz zadzwonił z zapytaniem czy pana Piotra bym nie wsparł. Ze względu na swój sentyment do kolegi zadeklarowałem wówczas pomoc także panu Protasiewiczowi.

Z tego faktu z pewnością klan Gollobów nie był wtedy zadowolony…

Efekt był łatwy do przewidzenia. Z racji faktu wsparcia pana Protasiewicza stosunki z panami Gollobami straciły na intensywności. Było ogólnie wiadomo, że obaj zawodnicy tej klasy, w tamtych czasach startując w Polonii Bydgoszcz, nie przepadali za sobą. Pan Protasiewicz szybko się rozwijał i wyrastał na konkurencję dla pana Golloba.

Jak więc doszło do wznowienia współpracy z Tomaszem Gollobem?

Przypadkiem spotkaliśmy się z panem Gollobem na stadionie. Pan Tomasz Gollob był wtedy sam, co nie było bez znaczenia dla całokształtu naszych stosunków. Przechodząc obok powiedział zwykłe – dzień dobry, odpowiedziałem i pamiętam, że chwilę później sympatycznie rozmawialiśmy na murawie. Doszliśmy do wniosku, że warto byłoby wznowić współpracę. Tym samym nasz znak firmowy HN, jak i my, wróciliśmy do łask pana Golloba i wznowiliśmy bardzo owocną współpracę.

To spowodowało koniec sponsorowania Piotra Protasiewicza?

Koniec współpracy z panem Piotrem nie miał nic wspólnego z panem Gollobem. Miałem wtedy osobiste powody ku temu, aby zakończyć współpracę z panem Protasiewiczem. Warto by tutaj zwrócić uwagę na fakt, że współpraca tego typu jest oparta na obopólnych celach.

Byli Gollobowie, był Protasiewicz, ale był także i Przemysław Tajchert z bydgoskiej Polonii…

Tak, był jeszcze wtedy pan Tajchert , którego też wsparłem finansowo. Dostał skóry i motocykle. Jeździł w owym czasie w parze z panem Tomaszem Gollobem i należałoby dodać, że robił to całkiem efektownie i efektywnie.

W jakich okolicznościach zakończyła się współpraca z Gollobem?

Po zdobyciu tytułu mistrza świata było okolicznościowe przyjęcie w podbydgoskiej Brzozie. Każdy ze sponsorów przygotował panu Gollobowi prezent. Pamiętam, że ode mnie pan Tomasz dostał kryształowy zestaw. Każdy z elementów na dnie miał wygrawerowane HN, znak mojej firmy. Chciałem, aby na sportowej emeryturze, korzystając z jakiegoś trunku alkoholowego, przypominał sobie o naszej współpracy. Wręczając go zaproponowałem wtedy już aktualnemu mistrzowi świata kontynuowanie naszej współpracy.

Peter Nowak

Kooperacja jednak ustała…

Byliśmy skłonni do dalszej współpracy, ale pan Tomasz Gollob z możliwości dalszego kontaktu z nami nie skorzystał. W miejsce naszej reklamy pozyskał pan Tomasz Gollob innego partnera do współpracy.

Czy dzisiaj macie ze sobą kontakt?

Nie, kontaktu w tej chwili nie mamy żadnego. Osobiście ubolewam bardzo nad tym, co się wydarzyło w roku 2017 i serdecznie życzę panu Tomaszowi szybkiego powrotu do zdrowia. Życzę powrotu do pełnej sprawności, a przede wszystkim siły i pogody ducha.

Nie ma Pan żalu do Tomka o sposób zakończenia Waszej współpracy?

Nie ubolewam nad faktem zakończenia współpracy. Jeśli chodziłoby o opiniowanie w tej sprawie, to tylko forma jej zakończenia pozostawia do życzenia.

Wielu kibiców zadaje sobie pytanie, czy Tomasza Golloba było stać na więcej tytułów mistrza. Jak Pan sądzi?

Pan Gollob bez żadnego wątpienia jest dla mnie najlepszym zawodnikiem w historii tego sportu. Oczywiście tytułów mógł zdobyć więcej, bo miał ogromny talent. Myślę, że 4-5 byłoby może i za mało jak na jego pracowitość i prezentowane umiejętności. Różne elementy zadecydowały jednak o tym, że kariera skończyła się na jednym indywidualnym tytule mistrzowskim.

Potem pomagał pan również Krzysztofowi Cegielskiemu i Sebastianowi Ułamkowi. Jak Pan ich wspomina?

Pana Krzysztofa zawsze wspominam z wielką sympatią. Bardzo inteligentny, ułożony człowiek. Jest osobą obdarzoną dużą autorefleksją. Cieszy mnie fakt jego osobistego rozwoju zarówno od strony zdrowotnej i mentalnej. Z panem Sebastianem Ułamkiem faktycznie też współpracowaliśmy, kiedy był czołowym polskim zawodnikiem.

Jest Pan w stanie policzyć, ile przez te wszystkie lata wydał na żużel?

Nie przywiązywałem do tego większej wagi i nigdy skrupulatnie nie liczyłem. Jeśli chodzi o polskich zawodników, to suma jak na nasze możliwości była pokaźna. Do tej kwoty wydanej podczas współpracy z polskimi zawodnikami należy dodać kolejną pokaźną kwotę wydaną w Niemczech.

Martin Smoliński Foto – Tom Hofmeister

Tam w ostatnich latach jest Pan chyba największym sponsorem żużla?

W Niemczech moja przygoda zaczęła się od znajomości z Andrzejem Marynowskim, który swego czasu startował w Brokstedt. Poznaliśmy się i zacząłem mu pomagać. Z biegiem lat rozszerzyło się to na kolejnych zawodników niemieckiego pochodzenia. Było ich naprawdę wielu. Pierwszym niemieckim był Matthias Kroeger, a później już, jak to się mówi, poszło z górki. Pojawił się Gerd Riss, któremu pomogłem również podczas jego startów w Polonii Bydgoszcz. Pamiętam, że po raz pierwszy pojawił się na meczu w Lesznie i razem z panem Tomaszem Gollobem w parze zrobił chyba 7 punktów. Razem pracowaliśmy siedem lub osiem sezonów. Pomagałem między innymi panu Kevinowi Wölbertowi, panu Tobiasowi Kronerowi, synom Gerda Rissa czy panu Martinowi Smolinskiemu. Z tym ostatnim działam do dziś i angażuję się od lat w pomoc dla klubu z Brockstedt. Wspomagam również Kaia Huckenbacka. Miałem w swojej sponsorskiej karierze również epizod z seniorską i juniorską kadrą Niemiec.

Firmy HN na próżno było jednak szukać na kevlarach zawodników zagranicznych….

Wcale to nie znaczy, iż zawodnicy z zagranicy nie wiedzieli, gdzie mnie szukać. Współpraca z zawodnikami z zagranicy nie miała dla mnie większego znaczenia ze względu na fakt, że nasze aktywności firmowe nie są do tego stopnia międzynarodowe. Do współpracy z nami byli skłonni, a wręcz chętni, tacy zawodnicy jak pan Crump, pan Hancock, pan Nielsen, pan Lindgren, czy też pan Billy Hamill. Było jeszcze i paru innych, których nazwisk już nie pamiętam. Parę lat byłem związany z panem Nikulinem, który znany jest z żużla na lodzie, W trakcie współpracy z nami dwa razy zdobył tytuł wicemistrza świata. Dosłownie teraz sobie przypomniałem, że mamy na koncie również współpracę z panem Emilem Sajfutdinowem, kiedy zdobywał tytuły mistrza świata juniorów.

Sponsorował Pan przez lata zawodników, a przecież Pańskie zaplecze finansowe pozwala na bezproblemowe zainwestowanie w któryś z klubów. Nie myślał Pan nigdy o tym?

Oczywiście, że myślałem. Jednak zdecydowałem się na zainwestowanie w szerszy sposób w rozbudowę firmy, a co za tym idzie, ewentualne środki na zainwestowanie w żużel poświęciłem na inwestycje firmowe. Jestem fanem tego sportu i chętnie korzystam z możliwości bezpośredniego obserwowania, ale zabawa w doglądanie oraz pilnowanie tego rodzaju aktywności przedsiębiorczej wybiega zdecydowanie poza krąg moich możliwości czasowych.

Peter Nowak oraz Martin Vaculik

Jak Pan ocenia obecny stan polskiego żużla po tylu latach obecności w tym sporcie?

Według mojej opinii polski żużel jest bardzo skomercjalizowany. Aspekt rozrywkowy tego sportu miał wcześniej inny charakter, ponieważ dreszczyk emocji, który towarzyszył mu kiedyś, miał dla mnie coś wspólnego ze sportowym idealizmem. Dzisiaj tego niestety nie zauważam. Priorytetem w tym sporcie jest strona komercyjna, natomiast mniej dba się o emocje kibiców. Za pieniądze można kupić wprawdzie wszystko, ale ducha sportu czy idealizmu niestety nie. Kiedyś zaangażowanie zawodników było po prostu inne, czuli oni tak zwanego ducha sportu. Sam fakt możliwości uczestniczenia w walce na torze miał dla zawodników kolosalne znaczenie. Dziś młodzi zawodnicy mają inne charaktery i żyją w innych czasach, a co za tym idzie muszą się w danym czasie odnaleźć. Osobnym zagadnieniem jest sposób prowadzenia klubów. Nie przystoi mi ocenianie czy krytykowanie pracy wielu ludzi, którzy są zaangażowani w ten sport. Prawda jest jednak taka, że wszystko można zrobić lepiej.

W tym roku powrócił Pan do polskiego żużla, ale nie tylko. Zaangażował się Pan w pomoc Bartoszowi Smektale oraz Martinowi Vaculikowi. Proszę powiedzieć jak doszło do rozpoczęcia współpracy?

W przypadku pana Smektały nosiliśmy się już od dłuższego czasu z zamiarem nawiązania kontaktu, ponieważ pan Bartosz wyróżnia się, jeżeli  chodzi o wyniki na torze  i postawę jako sympatyczny człowiek. Doszliśmy również do porozumienia z panem Vaculikiem, który podpytywał o możliwość kontaktu z nami. Postawa pana Vaculika jako sportowca i skromnego człowieka zdecydowanie zasługiwała na naszą uwagę. Po sympatycznej rozmowie z panem Vaculikiem oraz panią Kingą Hepel szybko doszliśmy do porozumienia odnośnie uruchomienia współpracy na bazie reklamy w sporcie. Mam nadzieję, że ci zawodnicy będę towarzyszyć nam w przyszłości w tym sporcie. Mogę zdradzić, że na obecną chwilę prowadzimy rozmowy z kolejnym zawodnikiem. Jednakże rozmowy nie są jeszcze sfinalizowane i tym samym powstrzymam się od ujawniania szczegółów.

Jak ocenia Pan pierwszą połowę rozgrywek Ekstraligi? 

Ekstraliga polska pod względem poziomu jest zdecydowanie wyrównana, poza zespołem Unii Leszno, który w moim odczuciu znajduje się w zasięgu… nikogo.

Jak odniesie się Pan do ostatnich pogłosek, że nie wszyscy zawodnicy trzymają się regulaminu w kwestii przygotowania sprzętu?

Według mojej opinii na pewno, jednostkowo, nieregularności mają miejsce. Zresztą swego czasu mówił o tym sam pan Tomasz Gollob. Na ile jest to możliwe, trudno sprecyzować, jednakże jeśli taki specjalista od tego sportu jak pan Gollob o tym wspomina, oznacza to, że coś takiego może faktycznie  mieć miejsce.

Firma HN powróciła na polskie tory. Czy to oznacza że powróci Pan do Polski również biznesowo?

Na chwilę obecną powiem tylko tyle, że nie wykluczam takiej opcji.

Żaden z polskich zawodników nie awansował do Grand Prix Challenge w Gorican. To pech, oznaka kryzysu a może coś więcej?

Moim zdaniem nie ma to nic wspólnego z kryzysem, bo polscy zawodnicy zdominowali światowy żużel. Być może jest w tym trochę pecha, a może jakieś inne czynniki, które zadecydowały o niepowodzeniu polskich zawodników.

Jest Pan specjalistą od sponsoringu indywidualnego. Dopinguje Pan dzisiaj „prywatnie”  jakiegoś zawodnika?

Dla mnie największym i najlepszym zawodnikiem w tym sporcie był bez wątpienia pan Tomasz Gollob. On był bez wątpienia ewenementem w tej dziedzinie. To był, powtórzę raz jeszcze, wspaniały, ambitny, utalentowany oraz waleczny zawodnik. Na dziś na pewno postacie panów Zmarzlika i Dudka są zdecydowanie przekonujące. Zwracam również szczególną uwagę na rozwój takich zawodników jak panowien Smektała, Kubera, nie zapominając o panu Drabiku. Uważnie przyglądam się również, z przyjemnością, panu Vaculikowi, który na obecną chwilę dba o irytację konkurentów.

Dziękuje za rozmowę.

Dziękuję również. Korzystając z okazji pozdrawiam wszystkich kibiców czarnego sportu.

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA

ZDJĘCIA: JAROSŁAW PABIJAN