Urodzony w 1954 roku w Manchesterze Peter Collins to bez wątpienia legenda brytyjskiego żużla. Jeżeli chodzi o liczbę zdobytych medali mistrzostw świata, tych indywidualnych, a także drużynowych z pewnością nie ma sobie równych. W 1976 roku, mając 22 lata wywalczył tytuł indywidualnego mistrza świata, a do momentu zakończenia kariery (1986 rok) w sumie tytułów mistrzowskich wywalczył aż 10, niektóre drużynowo lub w parach. Zapisał się na kartach historii, a jego rekord na Wyspach wciąż nie został pobity.
Spośród bogatej kolekcji, aż cztery złote medale Peter Collins wywalczył w systemie parowym, jeżdżąc za każdym razem z innym partnerem.
– Jazda w parze jest z jednej strony świetnym systemem, a z drugiej niezwykle trudnym, a bywa to czasami denerwujące. Możesz wygrywać swoje wyścigi, ale partner może mieć gorszy dzień i wszystko przegrać. Finalnie nie osiągasz sukcesu. Poza tym jazda w parze jest nieporównywalnie odmienna od walki indywidualnej. Istnieje szerokie grono zawodników, którzy świetnie radzą sobie w pojedynkę, ale w teamie, gdy musisz spoglądać na partnera już tak dobrze nie jest. Jazda parą polega na wzajemnej współpracy, trzeba dobrze wyjść ze startu, a następnie przez cztery okrążenia jechać w kontakcie, blokując jednocześnie wewnętrzną, jak i zewnętrzną. Nie każdy to potrafi. W teamie musisz przede wszystkim dobrze znać swojego partnera i styl jego jazdy – tłumaczył Peter Collins w wywiadzie dla Speedway Star.
Peter Collins w dalszej części wywiadu nawiązał również do startów w klubie Belle Vue, gdzie spędził całą swoją karierę. – Startując w Belle Vue zawsze starałem się opiekować juniorami oraz rezerwowymi. Często startowałem w parze z juniorem, wówczas moją misją, którą sam na siebie nakładałem było jak najlepiej wystartować, a następnie blokować rywali w taki sposób, aby młodszy kolega mógł do mnie dołączyć. Chłopcy zawsze dziękowali mi za to. Żużel to sport drużynowy i trzeba wzajemnie sobie pomagać, aby osiągać sukcesy w lidze. Ja właśnie tak funkcjonowałem – wspomina Brytyjczyk.
W żużlu od zawsze było i jest tak, że danego zawodnika najbardziej cieszą sukcesy indywidualne, co jest w pełni zrozumiałe, ponieważ w tychże zmaganiach liczy się tylko dyspozycja, forma, sprzęt jednego żużlowca, a wynik zależy w 100% od niego. Podobnie było w przypadku Collinsa, dlatego zapytany o najlepsze wspomnienie bez zastanowienia przywołuje rok 1976, gdy wywalczył tytuł indywidualnego mistrza świata. – Z pewnością najlepiej wspominam rok 1976, jeżeli chodzi o moją karierę, ale także o całe moje życie. Udało mi się wówczas wywalczyć upragniony tytuł po raz pierwszy, i to w roku, w którym wziąłem ślub. Te dwa wydarzenia spowodowały, że wspominam ten właśnie rok najlepiej – przyznał Collins.
Rok później, w 1977 finał mistrzostw świata miał miejsce w Szwecji, a Peter Collins na kilka dni przed tym wydarzeniem zanotował dramatyczny upadek w Belle Vue z powodu złego stanu toru. Skutkiem tego było dosłownie przecięcie mięśnia oraz złamana kość strzałkowa. – Ten wypadek to była masakra, na kilka dni przed finałem mistrzostw świata w Szwecji. Wyszedłem ze szpitala dopiero w piątek rano, czyli w dzień zawodów. Koledzy z Belle Vue wynajęli prywatny samolot, którym polecieliśmy do Szwecji. Noga bolała jak cholera, a nie mogłem wziąć zbyt wiele leków przeciwbólowych, ponieważ było to zakazane przed zawodami. Miałem gips na nodze więc obchód i inspekcję toru wykonałem na noszach. Finalnie skończyłem drugi i wówczas byłem zły na siebie, że nie udało się wygrać. Jednak teraz, gdy wracam do tego momentu wspomnieniami to chyba nie było źle. Wystartowałem ze złamaną, bolącą nogą, na której miałem w sumie 350 szwów. Choć z drugiej strony wiem, że można było tamte zawody wygrać i na koncie mieć o jeden tytuł więcej – wspomina zwariowany Peter Collins.
SEBASTIAN SIREK
Zużel. Patryk Dudek w dobrym nastroju przed rewanżem! „Jest duża szansa, żeby wjechać do finału”
Żużel. Tarcia w Rybniku! Grzegorz Walasek zły na trenera!
Żużel. PSŻ Poznań żegna kolejnego zawodnika!
Żużel. Sztab kryzysowy we Wrocławiu. Fatalne prognozy na żużlowy weekend!
Żużel. Koniec sagi! Jasna przyszłość Macieja Janowskiego!
Żużel. Łaguta włączył tryb play-off. Co za liczby!