Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Patryk Malitowski w swojej krótkiej karierze reprezentował kluby m.in. z Wrocławia, Lublina czy Krosna. O tym, dlaczego kariera skończyła się przedwcześnie i co mu dała jazda na żużlu, w poniższej rozmowie. 

Patryk, powiedz co u Ciebie słychać po zakończeniu kariery? O ile się nie mylę, minęły już trzy lata, jak zaprzestałeś swojej jazdy na żużlu…

Tak, to już trzy lata. Pracuję zawodowo jak każdy normalny człowiek. Obecnie jestem kierowcą ciężarówki i po prostu jeżdżę z różnymi ładunkami. 

Łatwo było przestawić się na pozażużlowe życie?

Łatwo pewnie nie było. Jeździłem, byłem też w jakiś sposób rozpoznawalny, udzielało się wywiadów itd. Człowiek z biegiem lat przyzwyczaja się do takiego sposobu życia i nie jest łatwo z dnia na dzień zacząć żyć jak każdy inny człowiek. To przestawienie się ze sportowego trybu na normalność łatwe nie jest, ale dałem radę.

Do żużla, rozumiem, wciąż ciągnie?

Oczywiście. Na żużel się nie obraziłem. W weekendy pomagałem ostatnio  Grześkowi Walaskowi. Mam za sobą również jeden trening na torze, był to jednak bardziej hobbystyczny wyjazd. Jako czynny zawodnik powracać do żużla już nie zamierzam. Nie ma na to ani ochoty, ani pieniędzy. 

Największy Twój sukces to, bodajże, piąte miejsce w finale Srebrnego Kasku oraz wygranie Memoriału Łukasza Romanka. Jak sądzisz, czego zabrakło do osiągania większych sukcesów w żużlu?

Szczerze powiem, że moim zdaniem zabrakło po prostu pieniędzy. Często przyjeżdżałem na zawody czy to młodzieżowe czy ekstraligowe i odstawałem już przed startami od innych kolegów pod kątem sprzętowym. Tak naprawdę miałem za mało silników. Całą karierę tak naprawdę jeździłem na dwóch, trzech silnikach. Każdy oczekiwał ode mnie lepszych występów, ale bez dobrego sprzętu w tym sporcie świata zawojować się nie da. Wynik nie przychodzi sam. Potrzebny jest do tego sprzęt. Kolokwialnie mówiąc, z gówna bata się nie ukręci. Choćby na Memoriale Łukasza Romanka w 2013 pokazałem, że coś tam na żużlu potrafię. Startowałem wtedy na silniku, który kiedyś kupił mi tato i, o ile pamiętam, pokonałem Woffindena czy Pedersena.

Kluczowe lata Twojej kariery przypadły na starty we Wrocławiu.

Tak teraz można tylko gdybać, co by było gdyby. Człowiek był młody, podpisał kontrakt na sześć lat i pewnie nie było to najrozsądniejsze wyjście, jak patrzę wstecz. Byłem we Wrocławiu i musiałem po prostu tam być. Nie było innej opcji. Moim zdaniem swój zawodnik zawsze jest gorzej traktowany aniżeli obcy. Nie było łatwo. Chciałem robić jeszcze lepszy wynik dla zespołu, ale było jak było. Szczerze powiem, wiele nieprzespanych nocy z tamtego okresu mam za sobą. Kibice nie wiedzą tak naprawdę, z jakimi problemami boryka się często zawodnik. Wymagałem od siebie lepszych wyników, ale też jednocześnie, podświadomie,  wiedziałem, że z takim sprzętem jakim dysponowałem ich nie osiągnę. Można gdybać teraz, co by było, gdybym przed sezonem 2012 zmienił klub wrocławski na rzeszowski. Była bardzo fajna propozycja pod każdym względem. Do tej zmiany jednak nie doszło, ponieważ Wrocław chciał kosmiczne pieniądze za moje wyszkolenie… Żałuję tego bardzo, bo kto wie czy do dziś nie ścigałbym się na żużlu, gdybym wtedy zmienił klub. Ta kwestia jak i kilka innych, o których nie chcę wspominać, sprawiły że jakiś żal do klubu czy raczej działaczy pozostał. Nie ukrywam.

Przygotowanie sprzętowe wymaga sporo nakładów finansowych…

Oczywiście, że tak. Gdzieś ostatnio czytałem, że Bartek Zmarzlik wydał na sprzęt milion złotych. Zawodnik, który chce dobrze jeździć i osiągać sukcesy, musi najpierw sporo włożyć w sprzęt. Kibice czy dziennikarze dywagują często o zarobkach, ale mało który ma pojęcie, ile kosztuje sam sprzęt. 

To w takim razie spytam tak. Ile Patryk Malitowski dostawał na tak zwane przygotowanie sprzętowe?

Nie chciałbym o takich rzeczach rozmawiać. Kontrakt amatorski skończył mi się w 2013 roku. Na ostatni rok juniora przeszedłem na zawodowy. Powiem tyle, że kwota, którą otrzymałem we Wrocławiu  była niższa aniżeli 100 000 złotych, tak więc jakoś super sprzętowo nie można było się uzbroić. Prawdą jest, że kontraktem zawodowym wpuściłem się w jeszcze większe bagno niż to jakie miałem na kontrakcie amatorskim. Musiałem założyć firmę, kupić busa do przewożenia motocykli, zatrudnić mechanika i tak dalej. Pieniądze, które zarabiałem i dostawałem, po poniesieniu wszystkich niezbędnych kosztów, ledwo starczyły na paliwo do busa i była to jedna wielka walka o przetrwanie, która zakończyła się w moim wypadku tak jak się zakończyła. Żałuję, że tak się to potoczyło. Są koledzy, z którymi razem zaczynałem starty na żużlu i wygrywałem z nimi na torze. Ja dziś jeżdżę na ciężarówce, oni w Ekstralidze.

Sporo środków prywatnych zainwestowałeś w żużel?

To nie ja. To rodzice mi bardzo mocno pomagali finansowo. Bardzo im za to dziękuję. Sporo ich pieniędzy było w żużel inwestowanych. Pieniądze za punkty nie wyrównywały często czynionych inwestycji. Nie było sensu tak naprawdę tego ciągnąć. 

Ostatnio wypowiedziałeś się w mediach społecznościowych odnośnie funkcjonowania polskiego żużla…

Tak, to prawda. Jeden z mechaników opisał swoje żale. Trudno się z nim w tym wszystkim nie zgodzić. Prawda jest taka, że kwestia niepłacenia przez kluby czy nieterminowość w płaceniu dobija wielu zawodników. Mnie nieuregulowane faktury, które wystawiałem klubom, tak naprawdę pogrążyły i zdecydowały o przedwczesnym zakończeniu kariery. Z każdego klubu wychodziłem tak naprawdę „ogolony” prawie do zera. Swoją karierę zakończyłem, mając dokładnie dwa tysiące złotych na plusie po sześciu latach spędzonych w ekstralidze… Wystawiałem faktury, które były rozliczane bardzo późno po terminie lub wcale. Ja nie miałem zaplecza sponsorskiego i nie mogłem sobie pozwolić na czekanie. Zaczęły się odzywać do mnie urzędy skarbowe, podatki trzeba płacić. Kiedy pojawili się u mnie komornicy, był to najwyższy czas, aby powiedzieć sobie dość i skończyć karierę, a nie żyć miłością do tego sportu i brnąć dalej w zobowiązania. Szkoda tylko, że zawodnicy o takich przykrych rzeczach nie mogą otwarcie mówić, bo dostaną karę. To jest chore, że zawodnik nie może otwarcie mówić o nieprawidłowościach w sporcie, który uprawia. Niestety nie jest to wszystko normalne. Kluby mają cały czas zawodnika w garści, taka jest prawda. Powiem szczerze, ja drugi raz w życiu na użeranie się z ludźmi w tym sporcie bym się już nie pisał.

Dużo zaległości mają jeszcze kluby wobec Ciebie?

Odpowiem tak, że gdybym miał to przeliczyć na dobra materialne, to na pewno byłoby mnie stać na fajnego mercedesa. Gdybym otrzymał wszystkie swoje pieniądze zarobione podczas kariery, na pewno bym dziś nie jeździł ciężarówką, choć oczywiście żadna uczciwa praca nie hańbi. Powiem więcej – miałem też propozycję z Łodzi. Chciałem tam jeździć i nawet – aby tam pójść – byłem gotów zrzec się w jednym klubie należności, na które czekałem. Klub nie zezwolił na przejście do Łodzi….. Jest jak jest. Było minęło, trzeba patrzeć do przodu. 

Próbowałeś odzyskiwać te należne pieniądze? 

Tak, oczywiście, ale nic z tego nie wyszło. To było niemożliwe. Poza tym zacząłem otrzymywać od pewnych osób, których wymieniać nie chcę, wiadomości, żebym lepiej sobie dał spokój, bo i tak ktoś ma lepszych prawników… Byłem na odzyskanie swoich zarobionych pieniędzy za krótki. W pewnym klubie podpisałem oświadczenie, że jestem rozliczony, choć z mojego punktu widzenia wygląda to inaczej, ale to wątek na godzinne rozmowy. Mówiąc serio, niekiedy można było, mimo młodego wieku, osiwieć. To jak ten sport wygląda na zewnątrz a wewnątrz to dwa światy. Jak oglądam w telewizji żużel, to pięknie to wygląda, ja jednak znam też to drugie oblicze. Ono dla wielu zawodników kolorowe jak na ekranie nie jest. O tym drugim mało kto wie lub chce wiedzieć.

Być może zabrakło profesjonalnego menedżera…

Raczej na pewno. Wtedy nie było to może tak popularne jak dzisiaj, ale na pewno warto mieć obok siebie kogoś, kto zna się na tym sporcie i jest w stanie pomóc pod kątem prawnym, szukania sponsorów czy w innych rzeczach. Ja kogoś takiego nie miałem. 

Jakieś pozytywy z kariery w ogóle wyniosłeś?

Na pewno żużel też coś dał. Poznałem wielu fajnych ludzi, głodny też przez te lata nie chodziłem. Myślę, że na pewno też jako młody człowiek szybko zmężniałem. Nie powiem nigdy, że nic z tego nie miałem, ale jak na realia tego sportu, byłem po prostu biedny. Biorąc pod uwagę realne możliwości jakimi dysponowałem, jestem zadowolony z tego, co na torze uzyskałem. Pozytywów ogólnie było mało, więcej negatywów i ludzi, którzy później okazywali się negatywnymi jednostkami. 

Jakaś rada dla młodych zawodników?

Na pewno jedna. Nie podpisujcie kontraktów z jednym klubem do końca życia. Nie każdy młody zawodnik czy jego najbliższe otoczenie dysponuje kwotą pół miliona złotych, aby móc się wykupić i zmienić klub. Jak najlepiej możecie, dbajcie o swoje interesy i nie wierzcie w to, co wam obiecują. Obietnice składane przez niektóre kluby niekiedy należy nawet dzielić nie przez dwa a przez cztery. 

Prywatnie 26-letni Patryk Malitowski to kawaler czy jesteś już żonaty ?

Zaręczony. Na wesele trzeba nazbierać (śmiech – dop. red.). Mieszkam obecnie w Jelczu pod Wrocławiem i serdecznie pozdrawiam wszystkich kibiców, którzy o mnie nie zapomnieli.

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA 

3 komentarze on Patryk Malitowski: Inni jeżdżą dziś w ekstralidze, a ja na ciężarówce
    Rzurzlowiec
    25 Oct 2019
     10:49am

    Pamiętamy, pamiętamy. Niestety Patryku, ale z perspektywy kibica byłeś poprostu cienki. Zwalanie winy na brak sprzętu nie jest wytłumaczeniem, bo jeździłeś kompletnie bez głowy. Nie rokowałeś żadnych nadziei, dlatego nie było sponsorów.

      tt
      25 Oct 2019
       6:36pm

      do rzurzlowca , chyba jakiś działarzyna wrocławski poczuł swędzenie ? jak był cienki to klub go nie chciał puścic ?? 😀

    Rzurzlowiec
    26 Oct 2019
     6:24pm

    Napisałem jak to widziałem z perspektywy kibica. Patryk nie porywał jazdą, nie było żadnego błysku, jak dla przykładu miał Damian Dróżdż. O tak, Damian mógłby coś powiedzieć o nierównym traktowaniu.
    No ale co zrobić? Sport zawodowy jest bezwzględny. Pozostaje liczyć, że Patryk odnajdzie się jako kierowca ciężarówki, może za jakiś czas otworzy własną firmę. Może za kilka kolejnych zawojuje świat spedycji i transportu, czego serdecznie mu życzę.

    Pamiętam w połowie lat ’90 w Sparcie młodziana co się zwał Rafał Haj. Niewiele pokazał jazdy i szybko zniknął jako zawodnik, no ale potem świetnie odnalazł się jako mechanik.

Skomentuj

3 komentarze on Patryk Malitowski: Inni jeżdżą dziś w ekstralidze, a ja na ciężarówce
    Rzurzlowiec
    25 Oct 2019
     10:49am

    Pamiętamy, pamiętamy. Niestety Patryku, ale z perspektywy kibica byłeś poprostu cienki. Zwalanie winy na brak sprzętu nie jest wytłumaczeniem, bo jeździłeś kompletnie bez głowy. Nie rokowałeś żadnych nadziei, dlatego nie było sponsorów.

      tt
      25 Oct 2019
       6:36pm

      do rzurzlowca , chyba jakiś działarzyna wrocławski poczuł swędzenie ? jak był cienki to klub go nie chciał puścic ?? 😀

    Rzurzlowiec
    26 Oct 2019
     6:24pm

    Napisałem jak to widziałem z perspektywy kibica. Patryk nie porywał jazdą, nie było żadnego błysku, jak dla przykładu miał Damian Dróżdż. O tak, Damian mógłby coś powiedzieć o nierównym traktowaniu.
    No ale co zrobić? Sport zawodowy jest bezwzględny. Pozostaje liczyć, że Patryk odnajdzie się jako kierowca ciężarówki, może za jakiś czas otworzy własną firmę. Może za kilka kolejnych zawojuje świat spedycji i transportu, czego serdecznie mu życzę.

    Pamiętam w połowie lat ’90 w Sparcie młodziana co się zwał Rafał Haj. Niewiele pokazał jazdy i szybko zniknął jako zawodnik, no ale potem świetnie odnalazł się jako mechanik.

Skomentuj