fot. Arkadiusz Siwek/ media klubowe Falubazu Zielona Góra
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Patryk Dudek był bardzo ważną postacią remisowego spotkania Betard Sparty Wrocław z Falubazem Zielona Góra. Po gorszym początku zawodów, wicemistrz świata z 2017 roku znalazł odpowiednie ustawienia i wygrał dwa bardzo ważne wyścigi. W wywiadzie opowiedział nam m.in. o trudnych poszukiwaniach sprzętowych, przemyśleniach dotyczących początku rozgrywek oraz o tym, na czyje silniki stawia w pierwszych meczach sezonu 2020.

Odjechaliście niesamowite spotkanie z Betard Spartą Wrocław. Niemal przez całe zawody wynik był na styku, a losy meczu decydowały się w ostatnim wyścigu. Cieszycie się z tego jednego punktu wywalczonego na trudnym terenie, czy jednak macie niedosyt, że nie udało się dowieźć tej wygranej do końca?

Odczucia zaraz po meczu i jakiś czas po nim są bardzo różne. Patrząc na to, że ostatnio nie jeździliśmy jakoś dobrze we Wrocławiu, to ten remis jest dobrym wynikiem. Ja zawsze staram się patrzeć na mecze ligowe pod kątem punktu bonusowego i ten wynik traktuję jako dobrą zaliczkę do tego, żeby w Zielonej Górze wywalczyć ze Spartą trzy punkty. Można powiedzieć, że jest to takie nasze mini zwycięstwo.

A jak wyglądał piętnasty wyścig z parku maszyn? Był lekki zawał, gdy Tai Woffinden zabierał się za Martina Vaculika?

Ten bieg, tak dokładnie, to widziałem dopiero w domu, z powtórki. Widziałem, że jest gorąco na trybunach, ale nie zdawałem sobie sprawy, że tam pod koniec Tai minął Martina. Mecz też był taki, że ja nie do końca ciągle wiedziałem, jaki jest wynik. Myślałem, że jest szansa na zwycięstwo, a tu okazało się, że jest remis. Jednak ten remis jest dla nas bardzo dobrym wynikiem.

Ty z kolei świetnie pojechałeś w bardzo ważnym biegu czternastym, w którym ograłeś Gleba Czugunowa. Ta przycinka była dokładnie zaplanowana przed wejściem w łuk?

Takie akcje zależą od tego, jak dobrze dopasowany jest sprzęt. W swoich pierwszych biegach też próbowałem przycinek, ale niezbyt wiele one dawały. Potem już byłem szybki. Przegrałem ten start, ale wiedziałem, że mam szybki motocykl, że mogę się wynieść, a potem dzida w krawężnik i minę rywala. Tak samo udało się to zrobić we wcześniejszym biegu z Maksem Drabikiem.

fot. Wojciech Tarchalski / PGE Ekstraliga

Ten mecz był dla Ciebie odwrotnością wrześniowego spotkania półfinałowego. Wtedy dobrze zacząłeś, ale na koniec zanotowałeś dwie śliwki. Teraz z kolei rozpędzałeś się w kolejnych wyścigach. Z czego wynika tak różna postawa w tych spotkaniach?

Tor we Wrocławiu jest taki, że jak się chociaż na moment pogubisz, to już cię nie ma. Bardzo ważne jest tutaj to, żeby mieć szybki motocykl po trasie. To było bardzo dobrze widać w tym biegu trzynastym, w którym jechałem z Taiem Woffindenem i Chrisem Holderem. Wiedziałem, że muszę pilnować krawężnika, bo mogą mi tam obaj wskoczyć. Tai był jednak tak szybki, że napędził się i mnie po prostu minął. Także każde spotkanie jest inne, nawet jak to punktowo wygląda podobnie, to z perspektywy zawodnika ten mecz zupełnie nie przypomina żadnego innego.

W dopasowaniu się do tego toru pomogły bardziej wskazówki kolegów czy raczej Twoje indywidualne zmiany?

Wychodzę z założenia, ze najpierw trzeba patrzeć na siebie, spróbować coś pozmieniać po swojemu, a dopiero potem dawać wskazówki czy brać je od kolegów. Oczywiście wiedziałem,na czym jadą chłopacy z Falubazu, ale u mnie to kompletnie nie działało. Byłem więc zdany na siebie i w końcu znalazłem to, co  było mi potrzebne. Potem z kolei inni się mnie pytali, co założyłem, że tak jadę. Martin po tym defekcie podszedł do mnie i jak usłyszał, jakie mam ustawienia, to zrobił wielkie oczy, bo on miał coś zupełnie innego. Tak to właśnie wygląda, każdy musi znaleźć to, co mu pasuje najlepiej.

Mogliśmy zaobserwować sporo prac na tym torze w trakcie spotkania. Te przerwy na równania były dość długie. Tor zmieniał się wraz z kolejnymi biegami?

Ja jakoś tego nie odczułem, przynajmniej po moich dwóch pierwszych biegach, bo wtedy byłem bardzo zajęty pracą nad sprzętem. Myślę, że wrocławianie są tak zorganizowani, że potrafią tak popracować nad torem, żeby zaczął im sprzyjać. Na szczęście mi też udało się do tego toru dopasować i potem to wyglądało lepiej.

fot. Łukasz Forysiak/ media klubowe Falubazu Zielona Góra

Minęły już cztery kolejki tego sezonu. Można po nich stwierdzić, że ten sezon jest faktycznie inny i bardziej nieprzewidywalny niż wszystkie? Wiadomo, że są maseczki i przepisy sanitarne, ale pod względem rywalizacji na torze coś się zmieniło?

Żużel już od jakiegoś czasu jest niemożliwie nieprzewidywalny. Chociażby wczoraj grudziądzanie mogli liczyć, że Artiom im przywiezie kolejny komplet i wygrają z Lesznem. Tak się nie stało i mamy zdziwienie. Podobnie było z Leonem Madsenem w Gorzowie. Przywiózł zero i mówiono, że to wielka sensacja. Nikt nie jest maszynką do wygrywania i zdobywania punktów. Kto danego dnia się lepiej dostosuje, ten wygrywa i tak to wygląda. Jednego dnia mogę być to ja, a innego inny zawodnik. Takie są te nasze żużlowe szachy.

Zapewne masz już trochę wniosków na temat tegorocznych silników…

Nie mam żadnych…

Przed sezonem rozmawialiśmy i mówiłeś, że dalej stawiasz na brytyjsko-niemiecki duet. To powiedz zatem tylko, czy jedziesz na jednostkach od Ashleya Hollowaya czy Joachima Kugelmanna?

Jadę na silnikach Ashleya, ale to tyle, co powiem w temacie silników.

Pytam, bo mówi się, że właśnie Twój niedzielny rywal, Max Fricke, jest niezbyt zadowolony ze sprzętu od Kugelmanna.

A wiemy czy Max dalej jedzie na jego sprzęcie? Mogło się wiele zmienić od początku sezonu. Co do takich rzeczy, nigdy nie ma pewności.

Zapytam zatem na koniec o spotkanie, które przed Wami. Czas na kolejne derby z gorzowianami. To będzie taki mecz-zagadka? Wy jeszcze nie do końca rozgryźliście tor przy W69, a Stal też spisuje się bardzo różnie.

Uważam, że to będzie dobre spotkanie. Zawodnicy z Gorzowa jeżdżą u nas bardzo dobrze w ostatnich latach. Niezależnie od tego, czy ten tor zrobimy twardy, czy przyczepny, to ich nie zaskoczymy. Zaskoczyć ich i nas może tylko zmiana toru po deszczu. Oni mają swoje problemy, ale u nas też te problemy są, nie wszyscy jedziemy równo. Każdy wie, jakie znaczenie dla niektórych ma to spotkanie. Na pewno będą to dobre zawody i liczę, że je wygramy.

Rozmawiał BARTOSZ RABENDA