Ove Fundin. fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jest to jedna z najciekawszych postaci w historii żużla. Startował 15 razy w finałach IMŚ. Pięć razy został indywidualnym mistrzem świata. Jest jednym z dwóch zawodników w historii, obok Jasona Crumpa, którzy dziesięć razy z rzędu stawali na podium IMŚ (1956-65).

Oprócz startów w indywidualnych czempionatach, Ove zaliczył jeszcze wiele innych imprez rangi światowej. 11 razy występował wraz z kolegami w finałach DMŚ. W 1970 roku miał okazję pojechać ostatni raz w finale MŚP w Malmoe, gdzie cieszył się wraz z Bengtsem Janssonem ze srebrnego medalu. Oprócz sukcesów na torze klasycznym, zdobył także tytuł wicemistrza Europy w wyścigach na długim torze w 1961 roku w Oslo. Odnosił też zwycięstwa w krajowych rozgrywkach. Aż dziewięciokrotnie sięgał po tytuł indywidualnego mistrza Szwecji.

W kraju Ove Fundin został najlepszym szwedzkim sportowcem w 1961 roku.

Obecnie Ove mieszka na południu Francji, gdzie oddaje się swojej pasji, jaką jest golf. Ponadto spotyka się ze starymi znajomymi, odwiedza swoje dzieci, gdyż, jak sam mówi, chce wynagrodzić swoim pociechom ten czas, kiedy nie było go w domu, bo ścigał się na torach całej Europy, zdobywając po drodze pięć tytułów mistrza świata… Jak sam opowiadał: – Miałem rude włosy, a ludzie z takim kolorem włosów bywają agresywni i często mają gorący temperament. Ja z pewnością taki byłem. Aby odnosić sukcesy w jakimkolwiek indywidualnym sporcie, trzeba być nieugiętym i samolubnym. Ja zdecydowanie byłem egoistyczny, nie ukrywam tego i nie boję się do tego przyznać.

Kiedy Ove dołączył do Norwich Speedway w 1955 roku, był to trudny dla Szweda chrzest. Nieśmiały młody mężczyzna, który w tym czasie bardzo słabo mówił po angielsku – to trudne. Norwich Speedway nie sfinansował żadnych lekcji języka angielskiego dla Ove. Musiał nauczyć się komunikowania ze słuchu i musiał poradzić sobie z dialektem z Norfolk. W tamtych czasach nauczył się swojego doskonałego angielskiego, chodząc często do kina.

Kiedy minął początkowy okres tęsknoty za domem, sytuacja uległa poprawie, a potem szybko uzyskał status gwiazdy, szczególnie po wygraniu pierwszych mistrzostw świata w 1956 roku.

Z Jasonem Crumpem. Rude jak złoto.

Wcześniej wyobrażałem sobie, że sędziwy Ove ma wspaniałe życie. To wydawało się jasne i oczywiste, satysfakcja z bycia mistrzem świata pięć razy i uwielbiający go fanklub, mimo zakończenia kariery. Nie tylko ja zresztą pewnie tak rozumowałem. Musiał doświadczyć radości, wiedząc, że jest najlepszy w swoim sporcie, w swojej dziedzinie, nie wspominając już o adrenalinie, kiedy pokonywał głównych rywali. Niemniej jednak prowadził ciężki, intensywny i wymagający styl życia, przez dziesięć lat będąc u szczytu w swojej dyscyplinie zwyczajnie musiało tak być i …mocno doskwierać..

Często jeździł w meczach bez przerwy. Potem były podróże. W Wielkiej Brytanii stan dróg przed erą autostrad był jak u nas za Gierka, oznaczał, że nie dostałeś się bardzo szybko od punktu A do B, a już na pewno nie z bazy Fundina w Norwich. Na przykład dotarcie do Belle Vue w Manchesterze zajmowało od 5 do 6 godzin. Potem była jeszcze podróż powrotna po zakończeniu spotkania. Następnego dnia powtórka.

Ove musiał także regularnie jeździć w Szwecji co niedzielę. Oznaczało to opuszczenie Norwich bezpośrednio po meczu w sobotni wieczór, jeśli miał zdążyć na samolot do domu. Czasami gdy przybywał na lotnisko, jego twarz wciąż była pokryta łupkiem, ponieważ nie było czasu na prysznic.

Chociaż zarobił stosunkowo dobrze, jak na współczesne sobie standardy (więcej choćby niż ówcześni piłkarze Norwich City), nigdy nie został wynagrodzony na poziomie, na który zasługiwał jego status gwiazdy. Dostawał funta dziennie, po zdobyciu Golden Helmets, trofeum dla najlepszych zawodników. Kask był dobrym zabezpieczeniem pod koniec sezonu, ponieważ zimą wciąż „płacił” funta dziennie. Jednak, jak powiedział sam Ove, nigdy nie miał czasu na …wydawanie pieniędzy. Dziś ów funt na dobę na nikim nie robi wrażenia. Wtedy dawał małą stabilizację.

Oprócz podróży po Europie, we wczesnych latach kariery, Ove pojechał na zawody do Australii i Nowej Zelandii, ale w tamtych czasach musiał płynąć statkiem, ponieważ taryfy lotnicze były astronomiczne. Oznaczało to spędzenie kilku tygodni na statku pasażerskim, wespół z emigrującymi. Te łodzie nie były luksusowymi liniowcami. Potem musiał się jeszcze ścigać, po przyjeździe. Inne czasy, inny świat. Pewnego sezonu w Perth nagłówek w gazecie brzmiał: „Lokalny jeździec pokonał mistrza świata”. Tak, Ove został pokonany, ale nie jest to zaskakujące, biorąc pod uwagę, że po prostu schodził na ląd, po maratonie na morzu i pod wpływem …choroby morskiej.

O uwielbieniu w „domowym” Norwich niech świadczy fakt, że w ciągu roku uruchomiono tam nawet specjalny pociąg z Norwich do Londynu, by jeździć za Szwedem i podziwiać starty Fundina. Szczególnie te o tytuł IMŚ na Wembley. Ove był tam liderem i gwiazdą zespołu, a ludzie odpowiedzialni za klub uważali za pewnik, że mają w garści na zawsze, światowego wirtuoza.

Ove nigdy nie należał do żadnej szkółki dla młodych jeźdźców. W dużej mierze sam się uczył. Dzięki swoim wysiłkom zmienił się w „szybkobieżnego, jeźdźca białej linii”, albo jak kto woli „mistrza wewnętrznej”, który mógł uzyskać fantastyczną przyczepność po kredzie lub odnaleźć zwycięską ścieżkę, której inni nie mogli odkryć i w ten sposób pokonać rywali.

W jakiś sobie znany sposób, udało mu się przezwyciężyć strach, przerażenie, obawy i zapomnieć o niebezpieczeństwie związanym z tym sportem, po śmierci na torze jego przyjaciela i rywala Petera Cravena, innego mistrza świata. Jedyne, co go martwiło, to fakt, że podlegał systemowi utrudnień w meczach, które wówczas dotyczyły liderów drużyn, przez co musiał atakować z tyłu, aby wyprzedzić mniej doświadczonych zawodników, którzy byli nieprzewidywalni i mogli łatwo spowodować kraksę. Nic dziwnego, że mogli być wystraszeni, gdy usłyszeli, że za nimi nadciąga sam Ove Fundin – mistrz świata.

W zawoalowany sposób Ove ukrywa to, co było najsilniejsze z jego instynktów rywalizacji i mentalności zwycięzcy. Nadal tam jest. Wciąż ściga się na torze i chce zwyciężać. Mimo upływu lat. Jego dzieci nigdy nie chcą grać z nim w żadną grę. On nie umie przegrywać.

Dziwna może się wydawać jego lojalność wobec Norwich, Ove nigdy nie był fanem toru Firs, który stanowił jedną z większych aren, takich jak Belle Vue. Wolał mniejsze owale, jak New Cross, czy Haringay. Było tak, ponieważ wymagały lepszej techniki i dobrego refleksu, a Ove najwyraźniej podobało się wyzwanie, w porównaniu z większymi, „łatwiejszymi” stadionami.

Niewątpliwie naturalny talent i refleks stanowiły znaczną część jego sukcesu, ale przygotowanie motocykli, dziś powszechnie zwane ogólnie „team`mem” oraz mentalne były ważne. Był taktykiem. Miał zeszyt, w którym rejestrował każde spotkanie, nie tylko punkty, które zdobył, ale także najlepsze biegi, przełożenia, ustawienia wymagane na każdym torze, jak dostosować się, gdy były suche lub mokre i tak dalej. Mnóstwo bezcennych szczegółów. Wątpię, czy wielu innych jeźdźców w tamtym okresie było tak skrupulatnych.

Zamknięcie stadionu Firs i upadek „gwiazd” było tragedią nie tylko dla Norwich, ale ogólnie dla żużla. Mimo że Ove kontynuował starty, potem już nigdy nie było tak samo. Zasadniczo pojechał na inne tory, aby „pomóc” znajomym promotorom. Zadziwiające, że wygrał kolejne mistrzostwa świata, kiedy był tak naprawdę tylko niepełnoetatowym jeźdźcem nowych klubów, a ostatnie w wieku 34 lat. To było pewne osiągnięcie. Tego dnia, we wrześniu, wykorzystał przed Wembley swoje zwykłe przygotowania przed wielkim wydarzeniem, po południu po prostu obejrzał dobry film, aby się zrelaksować. Zadziałało. W dwóch kolejnych finałach nie zmieścił się już na pudło, ale dorobku kariery nikt mu nie zabierze.

Mówiąc szerzej o współczesnym speedwayu, Ove jest bardzo krytyczny wobec brytyjskich promotorów żużla, mimo że wielu z nich było i nadal jest jego przyjaciółmi. Takie historie bolą i tu Fundina w całości popieram. Niestety wydaje się, że kilku było bardziej zainteresowanych „promowaniem” swoich osobistych sald na kontach bankowych w perspektywie krótkoterminowej, niż inwestowaniem w szlakę, w dłuższym horyzoncie. Stąd chroniczny stan upadku wielu stadionów.

Spróbowałem wejrzeć w życie i dokonnia jednego z największych, jeśli nie największego jeźdźca na żużlu. Kogoś, kto ma pomnik postawiony na jego cześć w rodzinnym mieście w Szwecji i uwielbianego obcokrajowca z  jego przybranego domu w angielskim Norwich. Sędziwy Ove Fundin żyje spokojnie w ukochanej Francji i nadal nie potrafi przegrywać, wciąż nie uznając porażek. Tylko rudy już nie jest. Ale wciąż nieodmiennie wielki i takim pozostanie.

Źródła: wikipedia, speedweek, edp24.co.uk, Dziennik Zachodni, tranastidning.se, de.linkfang.org.