Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Trzykrotnie w swojej karierze był indywidualnym mistrzem Niemiec. W 2001 wystąpił z dziką kartą w Grand Prix Niemiec, a jeden z jego upadków zakończył się poważną kontuzją i kilkoma miesiącami w stanie śpiączki. Teraz ma nadzieję, że będzie mu dane wystartować w barwach Wilków z Wittstock po raz pierwszy w polskiej lidze, w której mimo długoletniej kariery nie miał jeszcze okazji się ścigać.

– Niektórzy już mówią, że jestem dinozaurem niemieckiego żużla. Pamiętam czasy, kiedy ścigałem się z Robertem Barthem czy Gerdem Rissem. Oni już swoje kariery pokończyli, a ja dalej jeżdżę. Swoje starty zaczynałem jeszcze przed upadkiem Muru Berlińskiego, kiedy tu były Niemcy Wschodnie. Można powiedzieć, że jestem takim ostatnim Mohikaninem  tego starego speedwaya. Dziś żużel w moim delikatnym odczuciu to bardziej biznes aniżeli ten sport, który był kiedyś. Kiedyś wszyscy sobie pomagali, byliśmy bardziej zżyci. Pamiętam czasy, jak na mecze jechaliśmy w sześciu jednym busem, a dziś? Rozglądnij się po parkingu w trakcie zawodów. Teraz każdy jest zamknięty w swoim boksie. To se ne vrati – mówi ze śmiechem Niemiec. 

W swojej karierze Wolter trzykrotnie wygrywał indywidualne mistrzostwo Niemiec, startował też z dziką kartą w turnieju Grand Prix w Berlinie. 

– Zawsze kochałem się ścigać i kocham to nadal, choć przecież obaj wiemy, że wielkiej kariery już nie zrobię. Jestem dumny, że mogłem choćby reprezentować barwy narodowe czy wygrywać mistrzostwa Niemiec. Na pewno w pamięci zostanie mi wygranie Zlatej Stuhy w 1994 roku, czy to jak jechałem drugi w wyścigu finałowym Zlatej Prilby i miałem niestety upadek. Uważam, że dużo fajnego przeżyłem na żużlu i absolutnie niczego nie żałuję. Fajnie startowało się również w lidze angielskiej. W Sheffield miałem okazję występować razem ze świętej pamięci Romanem Matouskiem i był to niezły jajcarz. Nigdy nie jechałem w lidze polskiej i nie ukrywam, że mam nadzieję, iż w tym sezonie wraz z zespołem Wolfe Wittstock to mi się uda – dodaje Wolter. 

Marcin Sekula oraz Mirko Wolter

W sezonie 2005 Wolter uległ ciężkiej kontuzji. Blisko pół roku znajdował się w stanie śpiączki. Do żużla miał już nie wracać, jednak ten sport działa jak narkotyk. Po blisko dziesięciu latach zdecydował się na powrót.

– To był ciężki upadek w 2005 roku podczas Mistrzostw Niemiec w Brokstedt i na blisko dziesięć długich lat dałem sobie spokój z żużlem. Wróciłem głównie za sprawą Franka Mauera, który namówił mnie do powrotu i zaoferował pomoc. Stąd też moja obecność w Wittstock. Co chcę jeszcze osiągnąć? Zamierzam jeszcze kilka punktów zdobyć. Jak się dobrze spasujemy do toru w Wittstock, to u siebie możemy być groźni dla każdego rywala. Ja wierzę, że treningi pokażą, iż dla zespołu mogę być jeszcze przydatny – kontynuuje były zawodnik angielskiego Sheffield. 

6 września Mirko Wolter skończy 44 lata. Czy w tym wieku na torze jeździ się tak samo jak w wieku lat dwudziestu? Czy zwycięża już myśli o tym, aby zdrowo zakończyć karierę?

– Powiem tak – jak wyjeżdżam z parkingu, to wszystko jest jak dawniej. Żużel to jak narkotyk. Wyjeżdżasz i zapominasz, ile masz w metryce. Chcesz wygrywać jak kiedyś. Inna sprawa, że już nie ta sprawność, nie te błyskawiczne odruchy co u 20 lat młodszych rywali i wiadomo – nie ten sprzęt co u najlepszych. Na pewno, jeśli ktoś jedzie obok mnie brawurowo czy ostro, to gaz przymknę. Wielu starszych zawodników tak robi, ale ja o tym otwarcie mówię. Młody zawodnik, mający przed sobą lata kariery podchodzi do tego inaczej niż ja obecnie – kontynuuje Wolter.

Niedawno Mirko Woltera spotkała osobista tragedia, ponieważ w wypadku samochodowym zginął jego syn Lee Justin.

– Nie chcę za bardzo o tym mówić, bo każdy rodzic wie, jaki to jest wielki ból. Kariery nie skończyłem choćby dlatego, że Lee Justin na pewno by sobie tego nie życzył. On tu zawsze był ze mną w parkingu i na pewno chce, abym kontynuował swoją jazdę. Życie musi toczyć się jakoś dalej – kończy ze smutkiem Mirko Wolter.

 

Mirko Wolter to człowiek pełen humoru. Rozmawiając z nim podczas treningu w Wittstock nie wiedzieliśmy, że jeden wątek będzie miał swój natychmiastowy ciąg dalszy. Niemiec stwierdził, że podczas długoletniej kariery na żużlu brakowało mu jednej, bardzo nietypowej rzeczy.

– Wiesz jak jest. Uprawianie tego sportu bez dobrych ludzi nie jest łatwe. Bez sponsorów ani rusz, choć teraz problem jest oczywiście mniejszy, bo korzystam ze sprzętu Wittstock. My w Niemczech mamy tak naprawdę jedną dużą firmę, która przez wiele, wiele lat wspiera żużel. Mam tu na myśli HN Nowak z północy Niemiec. Nie ukrywam, że kiedyś, jak byłem młody i piękny (śmiech – dop. red.), starałem się o współpracę, ale nic z tego wtedy nie wyszło. Z taką lekką zazdrością patrzyłem na innych niemieckich zawodników oklejonych logiem HN. Jeśli mam jeszcze jakieś „marzenie”, to właśnie takie, aby przy końcu swojej długoletniej kariery mieć na swoim kevlarze logo tej firmy – mówi ze śmiechem Mirko Wolter.

Jako redakcja wielokrotnie pokazaliśmy, że lubimy pomagać szczęściu i tak też było tym razem. Skontaktowaliśmy się z właścicielem firmy HN Nowak, opowiadając mu o naszym spotkaniu i rozmowie z Mirko Wolterem.

– Rozmowy prowadzone przez pana z panem Wolterem, z tego co wiem, miały bardzo sympatyczny charakter i okazuje się, że z jednym z głębokich życzeń pana Woltera była chęć należenia do stajni zawodników HN. Los sprawił jednak, że nie doszło wcześniej do zbliżenia między nami w przebiegu dotychczasowej kariery pana Woltera, co nie znaczy, że nie cieszy nas fakt dużego zainteresowania i docenienia naszej pozycji w speedwayu ze strony wspomnianego zawodnika. Przez wiele lat był on jednym z najlepszych niemieckich żużlowców. Tym samym powiem tyle, że przychylnie nastawiamy się do jego życzenia, aby był jednym z nośników reklamy wśród zawodników w sezonie 2020 – mówi właściciel firmy HN Nowak GmBH – Peter Nowak.

O wyniku rozmowy z właścicielem HN poinformowaliśmy Mirko Woltera.

– Co ja mogę powiedzieć poza faktem, że bardzo się cieszę. Jestem zadowolony, że nie będę tym jednym z nielicznych niemieckich zawodników, którzy w czasie swojej kariery nigdy nie jechali z firmą HN na kevlarze – kończy Mirko Wolter, który pomimo niełatwego ostatnio życia osobistego, swoim pozytywnym podejściem do życia mógłby obdzielić wielu malkontentów.

5 komentarzy on Ostatni Mohikanin 2. Ligi. Walczy mimo rodzinnej tragedii i ma nietypowe marzenie
    Michał
    22 Jun 2020
     3:36pm

    Mirko wielki szacunek. Mam nadzieję wystartujesz w polskiej lidze i spełnisz marzenia do końca. Wyrazy współczucia z powodu tragedii

    R2R
    22 Jun 2020
     4:12pm

    Pozytywny facet. A Wam należą się brawa za działanie. Ludzie mają różne marzenia, ale są zawsze szczęśliwi, kiedy te marzenia się spełniają.

    Ebenezer
    22 Jun 2020
     4:41pm

    I takim postaciom należy się szacunek. Prawdziwy sportowiec i fanatyk żużla. Powodzenia 🙂

    LIVE: Hit w Zielonej Górze, hit w Lesznie. Zengi mówi, że dziś już nie ma wyjścia! Przy sitku Dryła i... | PoBandzie
    22 Jun 2020
     5:50pm

    […] Ostatni Mohikanin 2. Ligi. Walczy mimo rodzinnej tragedii i ma nietypowe marzenie […]

Skomentuj

5 komentarzy on Ostatni Mohikanin 2. Ligi. Walczy mimo rodzinnej tragedii i ma nietypowe marzenie
    Michał
    22 Jun 2020
     3:36pm

    Mirko wielki szacunek. Mam nadzieję wystartujesz w polskiej lidze i spełnisz marzenia do końca. Wyrazy współczucia z powodu tragedii

    R2R
    22 Jun 2020
     4:12pm

    Pozytywny facet. A Wam należą się brawa za działanie. Ludzie mają różne marzenia, ale są zawsze szczęśliwi, kiedy te marzenia się spełniają.

    Ebenezer
    22 Jun 2020
     4:41pm

    I takim postaciom należy się szacunek. Prawdziwy sportowiec i fanatyk żużla. Powodzenia 🙂

    LIVE: Hit w Zielonej Górze, hit w Lesznie. Zengi mówi, że dziś już nie ma wyjścia! Przy sitku Dryła i... | PoBandzie
    22 Jun 2020
     5:50pm

    […] Ostatni Mohikanin 2. Ligi. Walczy mimo rodzinnej tragedii i ma nietypowe marzenie […]

Skomentuj