Norbert Kościuch i Niels Kristian Iversen.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jak nie idzie to nie idzie. Get Well Toruń za chwilę wyląduje w Nice 1. LŻ, drużyna wygrała zaledwie jedno spotkanie, ma kłopoty w zasadzie ze wszystkim. Na domiar złego, po ostatnim (względnie niezłym) spotkaniu z Betard Spartą Wrocław, wylało się kolejne szambo, zwane atmosferą. Czy aby na pewno zawalił tutaj Adam Krużyński, którego oskarża Nobert Kościuch? Co z Iversenem i jego teamem?

Zacznijmy od tego, że Norberta Kościucha poza torem dziennikarze mogli polubić. Zawsze otwarty, chętnie wymieniał swoje spostrzeżenia, wydawał się ambitnym zawodnikiem, który może coś dać drużynie i wreszcie udowodnić samemu sobie, że na PGE Ekstraligę jest co najmniej solidnym wzmocnieniem.

Po tym, co zobaczyłem na Memoriale im. Alfreda Smoczyka w Lesznie (4. miejsce Kościucha w bardzo dobrym stylu), jeszcze bardziej wierzyłem, że władze klubu toruńskiego – może nieco przez przypadek – złapały bardzo ciekawego zawodnika i także dzięki temu powalczą o czołową czwórkę.

Niestety przygoda Norberta Kościucha w Toruniu od początku wygląda na powieść z gatunku dramat biograficzny – z jednym, może dwoma optymistycznymi rozdziałami. O ile jeszcze w pierwszym meczu dostał aż cztery szanse, o tyle później Jacek Frątczak wyraźnie dawał do zrozumienia, że woli Jacka Holdera.

Czara goryczy przelała się we Wrocławiu, kiedy „Norbi” zdobył 1+1 w pierwszym starcie, przywożąc za plecami Kubę Jamroga. Łapałem się wtedy za głowę. Co miał zrobić, żeby dostać drugą? Wyprzedzić Taia Woffindena, jadąc przy tym w beczce śmierci jak Emil Sajfutdinow w Częstochowie? Poczucie niesprawiedliwości było tym większe, że Jack Holder – umówmy się – wykonał solidny krok wstecz.

Norbercie Kościuchu, wtedy miałeś prawo być wściekły. Wściekłość przelałeś w coś dobrego – udowodniłeś (już wtedy pod wodzą Adama Krużyńskiego), że jesteś w stanie pomóc w wygranej. Z truly.work Stalą Gorzów oklaskiwali Cię wszyscy ci, którzy zdecydowali się wtedy pofatygować na Motoarenę. Niestety, kolejne spotkania to już pasmo nieszczęść.

Wreszcie dochodzimy do sedna sprawy i tego feralnego meczu z 4 sierpnia. Get Well Toruń już niemal pogrzebany, ale mający jakieś tam iluzoryczno-matematyczne szanse na utrzymanie, podejmował wicelidera z Wrocławia. Co robi nasz bohater? Otóż przywozi dwa zera w stylu, którego tego dnia nie zaprezentował nawet wyszydzany przez wszystkich dookoła Maksymilian Bogdanowicz. Adam Krużyński widzi, co się dzieje i reaguje właściwie.

Na tablicy jest 27:33 i są realne szanse na odwrócenie wyniku. Trzeba jednak reagować JUŻ TERAZ. Może zawodnikowi trzeba przypomnieć, że mecz składa się z piętnastu biegów, a nie z pięćdziesięciu pięciu. Widząc mierną jazdę Kościucha, zostaje wypróbowany Jack Holder.

Norbert Kościuch wpada w furię i krzyczy, że on właśnie zmienia motocykl i chce spróbować. Niestety, ale menedżer nie jest od tego, żeby poprawiać zawodnikowi nastrój. Po pierwsze – ten człowiek ma jak najlepiej użyć manewrów taktycznych, aby jego drużyna powalczyła o zwycięstwo. Tak też robi. Trzeźwo myślący zawodnik zrozumiałby to w 100 procentach. Niestety były zawodnik Orła Łódź tak nie robi i zaczyna ciskać gromy w Krużyńskiego.

Dochodzimy do niebezpiecznej sytuacji, w której menedżer jest zakładnikiem zawodnika, który popada w histerię. Nie można do tego dopuścić! Z niezrozumiałych przyczyn, „głaskać” zawodników próbował w tym sezonie Jacek Ziółkowski. Menedżer Speed Car Motoru Lublin z pewnością odtrąbi sukces, gdy drużyna znajdzie się na pozycji barażowej (wszystko na to wskazuje). Eksperci, kibice i dziennikarze z pewnością się jednak zgodzą, że w kilku meczach ten pan swojej drużynie nie pomógł. Dawanie kolejnych szans niemal bezproduktywnemu Dawidowi Lampartowi (z Falubazem i Włókniarzem u siebie) to pierwsze z brzegu przykłady. Już nie wspominając o tym, jak ten ostatni potrafił pyskować Ziółkowskiemu 29 lipca… Gdzie tu jakaś hierarchia?

Nie może być tak, że atmosferę buduję się KOSZTEM wyniku. Nie tędy droga. Pora żeby Norbert Kościuch to zrozumiał. A już cieszenie się – jak to w przypadku jego teamu było ostatnio – ze słabego wyniku Jacka Holdera i jakaś mściwa satysfakcja są zwyczajnie, po prostu, paskudne. Tak jak niezrozumiałe było na początku sezonu traktowanie Norberta.

Niels Kristian Iversen i domnienianie niewinności

O sprawę Norberta Kościucha i jego wybryku oraz potencjalne grzeszki Nielsa Kristiana Iversena również postanowiłem zapytać w klubie. Według publikacji „Nowości”, to właśnie przedstawiciele teamu Duńczyka mieli się ostentacyjnie cieszyć z niepowodzenia Jacka Holdera w wyścigu nominowanym (został tam wstawiony kosztem Iversena).

– Decyzja była podyktowana przegraną Iversena w meczu dwóch biegów 1:5. Z tego też powodu, pomimo mniejszej zdobyczy punktowej, walczący Jack Holder wydawał się lepszym wyborem. Życie pisze jednak swoje scenariusze. Każdy z nas ma możliwość oceny i weryfikacji z decyzjami, które w danym momencie by sam jako wirtualny menedżer podjął. Po meczu wszystko wydaje się proste – mówi Adam Krużyński w rozmowie z pobandzie.com.pl.

Prezes Ilona Termińska po konsultacji z Adamem Krużyńskim przekazała mi, że sprawa dotyczy WYŁĄCZNIE teamu Norberta Kościucha, a Iversen miał jedynie przekazywać swoje krytyczne uwagi co do składu na wyścigi nominowane. Co do tego ostatniego – na dwoje babka wróżyła. Z jednej strony „Puk” faktycznie jechał tego dnia nieco lepiej, ale z drugiej też pewnej części ciała nie urywał. Jego pretensje jakkolwiek mogą być dla wielu zrozumiałe, wyglądają troszkę zabawnie przy tym, jak bardzo ten doświadczony zawodnik popsuł sezon. Miał być liderem Aniołów, był nim maksymalnie dwa razy.

Konkluzja jest taka, że jak nie ma wyników, to atmosfery też nie. Niby oczywiste, ale w tym przypadku mamy jeszcze do czynienia z presją i karceniem menedżera, który próbuje najzwyczajniej w świecie wycisnąć maksa z tego co, ma. To się nie ma prawa dziać, a przynajmniej nie powinno być akceptowane przez włodarzy i kibiców. Norberta Kościucha lada chwila w tym klubie nie będzie i pewnie obie strony będą z tego faktu zadowolone. Po piątym sierpnia mam tylko jeden apel do „Norbiego” – zejdź na ziemię i zacznij naprawianie świata od siebie. Nielsa Kristiana Iversena raczej uniewinniamy, a jeszcze większą uwagę kierujemy w stronę teamu Kościucha. Przybijanie sobie piątek i cieszenie się z porażki kolegi z drużyny wystawia Wam beznadziejne świadectwo.

Drużyna z Torunia po 44 latach spada z ligi (najpewniej oficjalnie w Lesznie) i mam wrażenie, że dobrze się dzieje. Słyszę o ambitnych planach przebudowy, w której mają brać udział młodzi zawodnicy i ludzie związani z grodem Kopernika. Jeśli tak się rzeczywiście stanie, degradacja może być przyczynkiem do pozytywnych zmian.

KONRAD MARZEC

One Thought on Odlot Kościucha. Menedżerowie nie są zakładnikami zawodników!
    Jerry
    7 Aug 2019
     9:51pm

    Delikatnie mówiąc odleciałeś z tym artykułem może jakieś dowody na to że panowie cieszyli się pi porażce holdera bo z monitoringu wynika że team kościucha się pakował do busa i raczej fizycznie nie było ich w parkingu na biegach nominowanych prosiłbym o sprostowanie tego żenującego artykułu pozdrawiam

Skomentuj

One Thought on Odlot Kościucha. Menedżerowie nie są zakładnikami zawodników!
    Jerry
    7 Aug 2019
     9:51pm

    Delikatnie mówiąc odleciałeś z tym artykułem może jakieś dowody na to że panowie cieszyli się pi porażce holdera bo z monitoringu wynika że team kościucha się pakował do busa i raczej fizycznie nie było ich w parkingu na biegach nominowanych prosiłbym o sprostowanie tego żenującego artykułu pozdrawiam

Skomentuj