Nieposzlakowane. Ludzie, wy się wójta nie bójta, czyli o wyborach i ośmiorniczkach

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Polski Związek Motorowy, jak wiele podmiotów, spółek, stowarzyszeń charakteryzuje się między innymi kadencyjnością dowódców. Jak w polityce. Co cztery, czy pięć lat, teoretycznie mamy możliwość zweryfikowania poczynań „władzy”. Czy w praktyce jest to system skuteczny i prezesi powinni się bać? Nie sądzę.

Czy w najbliższych wyborach do władz PZMot pojawią się nowi ludzie, z „otwartą głową”, pomysłami i udokumentowanymi sukcesami? Bądźmy realistami – nie ma najmniejszych szans. Przypomnijcie sobie, ile złego działo się w piłce za kadencji Listkiewicza, a potem Lato i jak długo trwali na swych stołkach. Odtwórzcie sobie w głowach, że to dopiero prokurator, stawiając zarzuty i pakując do puszki prezesa, spowodował dawno sugerowane i konieczne zmiany w PZPS, po udanych mistrzostwach świata u siebie. Poszło o przekręty z kasą, bo wynik sportowy długo bronił szefa związku. W PZN Tajner przygarnął na garnuszek związku Adama Małysza, bożyszcze tłumów, a jednocześnie swego największego wcześniej adwersarza i tym samym zapewnił sobie spokój do emerytury i jeden dzień dłużej.

Dlaczego szefowie, dodam długoletni szefowie, przechodzą rozpędem kolejne „weryfikacje” nie napotykając w zasadzie na istotny opór? Bo działa syndrom ośmiorniczki i nie chodzi o luksusową potrawę w znanej restauracji, gdzie nagrywają, za co potem sami naGRYWAJĄCY idą do puszki, nie zaś nagrani. Chodzi o plątaninę, albo pajęczą sieć jak komu wygodnie, zależności i powiązań. Nieformalne układy, koneksje, a w tle kasa. Im bardziej rozbudowany związek, im liczniejsze gremium, tym trudniej o rewolucję. Tu się wstawi pociotka „kolegi” na etat, tam szwagier wygra przetarg, ówdzie zięć z odzysku zaśpiewa podczas zawodów za kilka razy więcej niż zasłużył i pętla zależności zaczyna się zacieśniać, zaś pajęczyna tkana jest coraz szerzej. Ośmiornica zasysa kolejnych klakierów, całkowicie uzależnionych, ci zaś wciągają następnych. Potem „obdarowani” korzyściami pilnują tylko, by dobroczyńcy nic się nie przytrafiło i żaden Bolek, z dokonaniami i chęciami nic nie wskóra bez „zaplecza”. Sitwa, sitwa i jeszcze raz sitwa. Wszędzie.

Niby kadencyjność, a realia jak w spółdzielniach mieszkaniowych. Zebranie członków przed południem, kiedy „normalni” ludzie pracują, żeby pan prezes nie musiał zarywać popołudnia. Frekwencja? Trzy osoby „na krzyż” plus kilkoro pracowników, żeby było kogo pokazać na fotkach z „udanego” spotkania. Ktoś z pomysłami? Raczej nie. Rozsądni zdają sobie sprawę z bezcelowości prób, zaś „dyżurni” obecni przyszli, bo chętnie chodzą wszędzie, ale nie mają wiedzy i doświadczenia, aby rozumieć gdzie, kiedy i jak są robieni w bambuko. Choćby w kwestii, ile kosztował koncert zięcia, a ile powinien. Baa! Nawet jeśli gruchnie, że kilka razy za dużo, to prezes wciśnie na potrzeby chwili jakąś bajeczkę dla grzecznych dzieci, szybko spacyfikuje prowodyra kłopotów, bo szef zna jego szefa i taki maluch to nie przeciwnik, a sensacja po kilku dniach umiera, bo nikt już wątku nie pociągnął. Potem to już  z górki. Zebranie „właściwych” przedstawicieli członków i ponowny wybór tego samego prezesa. Prawda, że łatwe?

Kogo w tym wszystkim może obchodzić sport, dyscyplina, którą przychodzi im „reprezentować”? Tam gdzie zaczyna się kasa do zarobienia, tam kończą się sentymenty, a zaczynają układy. Sport nie interesuje nikogo. Ośmiornica, czy pajęczyna jak wolicie, przez lata coraz bardziej się rozwija, i wchłania kolejnych, a to z kolei pozwala dożywotnim prezesom spać spokojnie.

Przypomina mi to znaną pieśń Wojciecha Młynarskiego. Prześmiewczą ma się rozumieć. Stara, a jakże wciąż aktualna. W gminie rządził wójt. Kradł, nabijał kabzę, wrogów bezwzględnie niszczył. Ludzie mieli dosyć. Ale się bali. Wtedy do wsi przybył młody, energiczny chłopak z zewnątrz. Zakrzyknął radośnie: „ludzie wy się wójta tego nie bójta…”. Porwał swą pasją tłumy, niczego konkretnego nie proponując, oprócz totalnej krytyki i mieszania z błotem poprzednika. Ludzie to kupili. Taki on odważny, myśleli. Przy urnach nie widać, kto na kogo głosował, a karty bezimienne. Młody, ku uciesze gawiedzi, wygrał. Dopadł stołka, podzielił łupy między krewnych i znajomych królika, po czym jął wyzyskiwać ludzi bardziej bezwzględnie od starego wójta. Ciąg dalszy był smutniejszy. Ludzie mieli znowu dosyć „władzy”. Przy kolejnych wyborach pojawił się nowy młody, energiczny i odważny. Ten, jak jego poprzednicy, „a piać” od nowa zapodał znaną przyśpiewkę: „ludzie wy się wójta tego nie bójta…”. A ludzie znowu uwierzyli. I tak wkoło Macieju. Tylko szarzy ludzie bez przerwy dostawali po grzbiecie, bo byli łasi kupować czcze obiecanki i totalną krytykę, w miejsce użycia własnych mózgów. Coś lub kogoś wam to przypomina? Sądzę, że każdy byłby w stanie podać kilkanaście przykładów. Smutne, ale prawdziwe. Jak powiada Zbigniew Herbert, do źródeł dążymy pod prąd, z prądem płyną tylko śmiecie – ale dlaczego tak wysoko postawione, chciał się spytać. Rejtan, mimo rozdarcia szat, takoż nie był skuteczny. Miał rozsądek i kochał ojczyznę, jednak poległ wśród układów i interesów. On był bezinteresowny. To słowo zapewne bawi wielu prezesów.

Czy zatem po kolejnych wyborach trafią do rządzenia żużlem kompetentni fachowcy, nastawieni na rozwój dyscypliny, nie portfela i PR-u własnego, z niezbyt rozbudowanym ego, tudzież przekonaniem o własnej wielkości i nieomylności? Tacy, którzy wiedzą jak, mają czym i wiedzą kim speedway można naprawić. Przykro mi, ale nie widzę szans. Uchowają się z pewnością maluczcy karierowicze, kierownicy grup nieformalnych interesów, a raczej interesików, bo tych poprą uzależnieni kolesie. A szefem będzie mierny, bierny ale wierny szef wszystkich szefów. Jak się spisze i nie będzie wchodził w paradę związkowym „biznesmenom”, to zapewni sobie posadkę do emerytury, albo i dłużej, bo tu ograniczenie wieku nie obowiązuje.

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI