Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Rozmowa z Adamem Asanovem – liderem i wokalistą zespołu Piersi.

Czy pamięta Pan swój pierwszy mecz żużlowy przy ul. Hetmańskiej w Rzeszowie, oglądany z trybun?

Wydaje mi się, że był to Memoriał Eugeniusza Nazimka, ale ile miałem wtedy lat, tego nie pamiętam. Zapewne były to czasy, gdy w Rzeszowie jeździły jeszcze w MPK słynne autobusy – ogórki, a kasowniki w nich były na wajchę i kasowały dziesięcioprzejazdowe, długie bilety.

Pana Mama przez długi czas związana była z żużlem jako lekarz klubowy. Można więc stwierdzić, że był Pan niejako skazany na oglądanie zmagań żużlowców.

Skazany to może nie, bo z wielką ochotą wybierałem się z Mamą na zawody żużlowe, zarówno na stadion Stali, jak i mecze wyjazdowe. Nawet chyba na wyjazdy chętniej, bo jak mecz ligowy był w niedzielę i daleko od Rzeszowa, to nie zdążałem w poniedziałek do szkoły. Oczywiście żartuję. Do szkoły trzeba chodzić i pilnie się uczyć.

Wizyty na stadionie przy okazji meczów żużlowych dostarczały zapewne ciekawych, może czasem zaskakujących sytuacji. Mógłby Pan przywołać w pamięci tę, która najbardziej utkwiła w pamięci?

Zawody żużlowe to wielka adrenalina przez cały czas ich trwania. Ja miałem to szczęście, że mogłem (dzięki Mamie oczywiście) podczas nich przebywać w parku maszyn. Słyszałem komentarze zawodników, wskazówki trenera. Było wiele sytuacji śmiesznych, bo wielu sportowcom nie brakowało humoru. Być może był to rodzaj walki ze stresem. Były również momenty tragiczne. Chwile wyczekiwania na wieści po upadku, gdy zawodnik nie dawał oznak życia lub minuty, które dłużyły się okropnie, jak cały park maszyn czekał na telefon ze szpitala, jeśli była konieczność odwiezienia zawodnika wprost z toru do placówki medycznej. Najbardziej jednak w pamięci utkwiła mi zabawna sytuacja z polewaczką, gdy przed zawodami jej operator polewał tor wodą. Gdy przyszli zawodnicy, krzyczeli żeby już przestał, bo wody było już dość, kierowca polewaczki opacznie ich zrozumiał i moczył tor nadal. I tak po chwili zrobiło się jedno wielkie błoto. Przez nadgorliwość tego pana opóźniło się rozpoczęcie zawodów. Polewaczkowy był dumny, że zrobił dobrą robotę, ale jego mina szybko zrzedła, gdy dostał solidny ochrzan. Szybko przeszedł od bohatera do zera. A propos, pamiętam ile pan „polewacz” dostawał braw, jak w upalne dni zwiększał ciśnienie wody, jechał blisko bandy i polewał rozgrzaną słońcem publiczność. Fajne to było.

Miał Pan swoich ulubieńców wśród żużlowców Stali lub innych klubów?

Jak zaczynałem chodzić na żużel, jeździli Ryszard Czarnecki, Grzegorz Kuźniar, Janusz Stachyra, Janusz Ślączka, Piotrek Gancarz, pamiętam Georgi Petranova z Bułgarii – to byli moi bohaterowie. Wtedy na naszym podwórku na rowerze wokół piaskownicy ścigał się już Maciek Kuciapa, który nie ukrywał, że chce zostać mistrzem speedwaya. Zawodnikiem z innego klubu, z Unii Leszno, który na zawsze pozostanie w mojej pamięci, był dżentelmen torów żużlowych, niezwykle taktowny i świetnie się ścigający, najbardziej fair play z wszystkich żużlowców, czyli Jan Krzystyniak. Mistrz w każdym calu. Kolejny zawodnik, który był (i zapewne nadal jest) przesympatycznym jegomościem, to pan Andrzej Huszcza, jeżdżący w Falubazie. Z racji moich zawodowych tematów i prowadzonej przez zespół Piersi fundacji, która opiekuje się między innymi dziećmi z niepełnosprawnościami, które chcą uprawiać sport, bardzo gorąco pozdrawiam jeszcze jednego wielkiego żużlowca i sportowca rzeszowskiego – Rafała Wilka, który zawsze bez żadnej łaski i oporów, wspomaga działania naszej fundacji. Rafał rozpoczyna ułożony i nagrany przez nas klip na bazie „Bałkanicy”, który zrealizowaliśmy dla polskich paraolimpijczyków. Utwór „Niepokonani”. 

Kiedy był Pan ostatnio na meczu żużlowym?

Bardzo dawno, sześć lat temu, czego bardzo żałuję. Wybierałem się kilka razy z synkiem, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie. Ale jeszcze pójdę, obiecuje to synkowi i sobie.

Podobno nie jest Pan jedynym fanem speedwaya wśród członków zespołu Piersi?

Wielkim przyjacielem zespołu jest znakomity trener żużlowy i zawodnik zresztą też – Michał Widera. Nasza znajomość jest bardzo bliska, stąd wszyscy muzycy śledzą wieści z żużlowych torów. Np. muzycy Marcin Papior i Adam Kłos, pochodzący ze Świętochłowic, są fanami swojej miejscowej drużyny, a Zbigniew Moździerski z Opola i Marek Kryjom mieszkający w Niemodlinie kibicują zawodnikom Kolejarza Opole.

Czy dotarło już do Pana, że w tym roku, po raz pierwszy w 67-letniej historii tego sportu w Rzeszowie, nie będzie meczów ligowych na torze przy Hetmańskiej?

Niestety tak. I jest mi z tego powodu bardzo przykro.

Co Pan sądzi o tej sytuacji?

Sądzę, że jest to prawie tragedia dla fanów speedwaya z Rzeszowa i całego Podkarpacia. Wiele lat, ten stadion i przede wszystkim kibice, byli przyzwyczajeni do swoistego zapachu spalin metanolu, a teraz zostaną tego pozbawieni. Będę trzymał kciuki, aby rzeszowski żużel jak najszybciej został wyciągnięty z tego ślepego zaułka, w którym się znalazł. Wierzę mocno, że zawodnicy z żurawiem na plastronie będą się ścigać na torze przy ul. Hetmańskiej, a także na torach całej Polski, a nawet świata. Są do tego niezbędne pieniądze i one, mam nadzieję, się znajdą. Sponsorzy chętnie inwestują w sporty, które są popularne, potrzeba tylko zwinnych marketingowców. Innym rozwiązaniem jest dogadanie się z klubem ze Świętochłowic i wypożyczenie im stadionu do treningów i zawodów, ponieważ u nich jest remont i nie mają gdzie jeździć. Wiem, że to nie Żurawie, ale przy takim rozwiązaniu przynajmniej kibice i stadion nie zapomnieliby zapachu metanolu, o którym wspominałem. No i sportowe emocje. Za rok, mam nadzieję, wszystko wróci do normy i będę mógł z synkiem kibicować Biało-Niebieskim na rzeszowskim stadionie przy ul. Hetmańskiej. 

Czego mogę Panu życzyć u progu nowego roku?

Zdrowia i dobrych koncertów.

Dziękuję bardzo za interesującą rozmowę z nietuzinkową osobą.

Ja również dziękuję i serdecznie pozdrawiam wszystkich użytkowników nowego portalu. Niech haś będzie z Wami! Wszystkiego, co najlepsze w 2019 roku!

Rozmawiał TADEUSZ SZYLAR