Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Potrafi zadbać o motocykle Taia Woffindena, a przy okazji o własną masę i rzeźbę. Konrad Darwiński, najlepiej zbudowany mechanik żużlowy na świecie, pracuje ku chwale trzykrotnego indywidualnego mistrza świata od 2013 roku. A więc miał swój udział we wszystkich trzech złotych krążkach.

Niespełna 31-letni Konrad Darwiński to nie ten typ, któremu zależy na szturmowaniu mediów. Swoją robotę woli wykonywać w cieniu – w warsztacie lub na siłowni. Bez dwóch zdań jest najlepiej zbudowanym mechanikiem w żużlowej branży. Zgadza się i masa, i rzeźba. Okablowanie – pierwsza klasa.

– Tak, siłownia to moje drugie hobby. Pierwszym jest, oczywiście, żużel. Ja też chciałem jeździć, ale nie wyszło. Trenowałem w szkółce Stali Rzeszów – mówi nam Konrad Darwiński. Z Rzeszowa właśnie pochodzi cały team Woffindena, również Robert Ruszała i szefujący zespołowi Jacek Trojanowski. Tam też mieści się baza sprzętowa.  

Jako 16-letni szkółkowicz Darwiński ważył 58 kg przy wzroście 174 cm. Sylwetka jego bardziej przypominała tyczkę niż kamień polny. Tymczasem dziś wnosi on na wagę nawet 95 kg. Głównie zimą, gdy ma czas na solidny trening – sześć razy w tygodniu, z wyjątkiem niedziel – a także na odpowiednie odżywianie. W tym sporcie dostarczanie „paszy” to podstawa. A te wolne niedziele? Słusznie, bo – jak mawiał trener Ryszard Tarasiewicz, były reprezentant kraju w piłce nożnej – niedzielna praca w g… się obraca. Choć w branży sportowej to naciągana teoria.

Co ciekawe, Darwiński zaczynał jednak od siatkówki. Ba! Z UKS-em Siódemka Rzeszów sięgnął nawet po wicemistrzostwo Polski w niższej kategorii wiekowej. Był wówczas rozgrywającym, ale i atakującym. Dziś, z racji wyglądu, może być głównie obrońcą swojego pracodawcy, gdy wymaga tego sytuacja.

Oddawanie się kulturystycznej pasji przez mechanika żużlowego to wyjątkowo niewdzięczne zajęcie. Ci mają przecież ciężkie życie. Pracują po nocach, jedzą byle gdzie i mnóstwo czasu spędzają w podróży. Członek teamu Woffindena wykształcił jednak swoje sposoby na walkę z niezdrowym trybem życia.

FOT. PAWEŁ WILCZYŃSKI

– Głównie jemy w restauracjach, ale od dwóch lat wozimy ze sobą dodatkowe jedzenie. Takie na czarną godzinę, by przyjmować posiłki regularnie. I by nie zatrzymywać się w McDonaldzie, bo od tego rośnie, ale brzuch. Bicki niekoniecznie. W busie mamy lodówkę, mikrofalę, dlatego nie ma problemu z przygotowaniem jedzenia – uśmiecha się rzeszowianin. – Wiadomo, że latem, gdy czasu na trening mniej, szybko zlecę z wagi, dlatego zimą staram się dużo jeść i trenuję zupełnie inaczej niż w trakcie sezonu. Najważniejsze jest to, co wypracuje się zimą, później chodzi już tylko o podtrzymanie – dodaje. My dodamy, że całość dopełnia, rzecz jasna, odpowiednia suplementacja. Nie ma lipy, w końcu mowa o członku mistrzowskiego temu.

– Mój serdeczny przyjaciel, Daniel Terczyński, prowadzi w Rzeszowie siłownię Pako Gym, a kiedy mam mnóstwo pracy, to po prostu daje klucze od siłki i mogę trenować po godzinach, późnym wieczorem. Bardzo mi pomaga w tym sporcie, również w kwestii odżywek. Zresztą Tai również lubi odwiedzać siłownię, więc gdy bukujemy hotele, to zwracamy na takie wyposażenie uwagę – zaznacza Darwiński. Pracę dla Brytyjczyka rozpoczął w 2013 roku, zatem dokładał cegiełkę do każdego z trzech mistrzowskich tytułów (2013, 2015, 2018) lidera Betard Sparty. Wygląda na to, że jest jego talizmanem, a do teamu został zwerbowany przez wspomnianego Jacka Trojanowskiego.

– Tai dostał wtedy dziką kartę na cykl i trzeba było poszerzyć ekipę pomocników. Z Jacą świetnie się znamy i przyjaźnimy, jesteśmy z tego samego miasta i w robocie dogadujemy się bez słów. To podstawa w tej branży – tłumaczy Darwiński. Wcześniej współpracował z Dawidem Stachyrą, Karolem Baranem czy Scottem Nichollsem za jego gnieźnieńskiej kadencji.

Praca z Woffindenem? – Tai to super gość, dla którego aż chce się pracować. Świetnie się wszyscy razem dogadujemy. Mam nadzieję, że Tai pojeździ jeszcze wiele lat, dorzuci kilka tytułów IMŚ i razem zakończymy karierę – uśmiecha się mechanik.

Aha, ostatnio wspominaliśmy, że najbardziej utytułowany spośród mechaników jest Dariusz Sajdak – bo ma na koncie cztery tytuły IMŚ. Dwa z Tonym Rickardssonem i dwa z Jasonem Crumpem. Darwiński oraz Trojanowski siedzą mu już jednak na błotniku, Tomasz Suskiewicz, menedżer Emila Sajfutdinowa (trzy tytuły przy Tonym Rickardssonie), również. Tak, ci przy Woffindenie wydają się bardziej perspektywiczni niż Rafał Haj przy dobiegającym pięćdziesiątki Gregu Hancocku… Polak i Amerykanin też sięgali wspólnie po trzy globalne mistrzostwa.

No to przerzucajcie dalej to żelastwo. Głównie złoto i metale szlachetne.

WOJCIECH KOERBER