Czy każdy toromistrz jest mistrzem? Nie. Jan Choroś jest nim jednak bez wątpienia. Ba! Nawet sześciokrotnym. W latach 1993-95, kiedy Piotr Baron powoził jeszcze motocyklem żużlowym, on powoził już na Stadionie Olimpijskim traktorem. Zatem razem sięgali po potrójną koronę w barwach WTS-u. A teraz pracują na taką jako Byki. W Lesznie.
27 stycznia Jan Choroś skończył 68 lat. Niby jest na emeryturze, lecz roboty ma na głowie mnóstwo. Od zeszłego sezonu zabezpiecza bowiem nie tylko tor leszczyński, lecz również rawicki. – Dlatego właśnie domowe mecze obu drużyn muszą się rozmijać – podkreśla wyścigowym żargonem.
Od zawsze podkreślamy, że mistrz Choroś to człowiek, który nakaz roszenia ma ukryty w nazwisku: Cho-roś! Zresztą pan Janek przekonuje, że najważniejszą częścią tej całej zabawy jest właśnie woda. – Proszę pana, bez wody nie ma życia i nie ma jazdy – wykłada nam. Kto wie, może kiedyś będzie wykładał na Wyższej Szkole Szkolenia Toromistrzów. O ile ktoś taką powoła do życia. Póki co, zdobywa się wiedzę w warunkach bojowych, na bazie własnych doświadczeń.
– Kiedyś było takie szkolenie, robił je pan Cheładze z Torunia. Ale dawno temu. A komisarze toru? Byliby bardziej przydatni, gdyby inaczej to wszystko wyglądało. Gdyby na każdy tor wyrzucano tę samą pryzmę z glinką, sjenitem i granitem, wtedy mogliby dawać jakieś wskazówki. A tak ich uwagi są nie wiadomo skąd, bo przecież każda nawierzchnia zachowuje się inaczej – zauważa facet od polewania.
Na przełomie lat 80. i 90. to on szykował we Wrocławiu tor, na którym markowymi atakami przy kredzie popisywał się Henryk Piekarski, nota bene do niedawna jeszcze toromistrz Betard Sparty, następca Chorosia. Jesienią zeszłego roku – z tego, co nam wiadomo – został jednak odsunięty od tych obowiązków.
– Motocykle kochałem od dziecka, a w tę profesję toromistrza wprowadził mnie kolega, Tadziu Nowak, który najpierw sam jeździł, a potem został działaczem. Uprawnienia zdobyłem w 1989 roku, kiedy pracę trenera kończył we Wrocławiu Stanisław Sochacki, a zaczynał Henryk Żyto – wspomina obecny pracownik Fogo Unii. To kto kogo uczył zawodu? Trenerzy Chorosia czy odwrotnie?
– Mnie to pokazał Henio Żyto, ale po miesiącu poszedłem swoim torem, swoim tokiem myślenia. I wyszło dobrze – uśmiecha się mistrz. To znaczy? – Mieliśmy po prostu inne spojrzenie na pewne rzeczy. Ja zawsze uważałem, że tor należy lekko ruszyć, by mieć urobek. By mieć materiał, który można później wyprowadzić, również przy pomocy czasu i temperatury – wykłada.
Na początku lat 90. nastał we Wrocławiu czas trenera Ryszarda Nieścieruka. Musiało być wtedy dużo pracy, tzn. dużo polewania… – No tak, trener lubił przyczepne, namaczane tory. Później były one tylko dociskane tak, jak chcieli zawodnicy. Takie były czasy, robiło się dobrze dla naszych – wyjaśnia Choroś. Sławomir Drabik zwykł mawiać o takich nawierzchniach, że z toru wystają tylko kaski.
A gdy nastała era Marka Cieślaka, to zaczęła się wojna o kierownicę ciągnika? – Z Markiem byliśmy dobrymi kolegami i do dziś jesteśmy. Nie raz przerabialiśmy tor przed zawodami, a jak Marek się nudził, tośmy razem to robili – przypomina Choroś. Wreszcie w 2011 roku przyszło mu rozpocząć współpracę z Piotrem Baronem. We Wrocławiu. I trwa ona do dziś, tyle że już w Lesznie.
– To nie jest tak hop-siup, że przyjadę sobie do Leszna na godz. 9. Bo najważniejsze to utrzymać na torze wilgoć. Dlatego trzeba wstać koło godz. 5-6, tak samo jak chłop, który wykorzystuje rosę. A gdy słońce jest już wysoko, idzie na obiad czy na śniadanie. By nie doprowadzić do przesuszenia, trzeba tor ruszyć, a później zaszynować i zaślepić, dzięki czemu wilgoć dłużej się pod spodem utrzyma. Trzeba pewne rzeczy przewidywać, w zależności od pogody, na dwa, trzy dni do przodu. Ale zostawmy to już… – tyle o recepturze mistrz Choroś.
Jak powszechnie wiadomo, Leszno i okolice to teren rolniczy, stąd też nie brakuje tam speców od nawożenia gleby. Chorosiowi nikt jednak specjalnie między szynę a bronę wchodzić nie próbuje. Ma już swoją renomę. I również lata praktyki w kontaktach z glebą. Sporo czasu przepracował jako kierowca, lecz ma też kawałek ziemi, hektar z hakiem, za domem w podwrocławskim Kiełczowie. Są tam truskawki, drzewka owocowe, ziemniaki, pomidory, fasola…

– Toromistrz jak najbardziej musi się znać na uprawie roli, to się wiąże jedno z drugim. Nie można być człowiekiem, który spadł z Księżyca. A najważniejszym składnikiem toru jest woda. Wiadomo, że materiał może być różny: glinka, granit czy sjenit, ale kluczowa jest woda. Bez niej nie ma życia i nie ma jazdy na torze. Kurzy się i ślizga – zaznacza pan Janek.
We Wrocławiu Chorosia wspierało dwóch synów: starszy Grzegorz i Hubert. Do Leszna głównie jeździ już tylko ten drugi. – Niech podpatruje i się doszkala, bo czas leci nieubłaganie. A czy Hubek przejmie kiedyś główny ster? Nie wiem, życie pokaże. Jest m.in. po studiach ekonomicznych, ma dobrą pracę i ma co robić. Ale też czuje bluesa na torze, co zauważa m.in. Piotrek Baron. Nic dziwnego, po torze Olimpijskiego zasuwał już ze mną jako 17-latek, tuż po zdaniu egzaminu na prawo jazdy. Fajny, inteligentny chłopak z niego – mówi Choroś. Jak wspomina pracę na rzecz wrocławskiego żużla? – Nie żałuję, że odszedłem, ale też nie uciekłem. Nie było żadnych wielkich pretensji. Powiem tak – było dobrze, a teraz jest jeszcze lepiej. Fajni ludzie, fajna atmosfera – tłumaczy.

Choroś maczał swoje palce, i bronę, w sześciu tytułach DMP. Trzy padły łupem WTS-u za kadencji Nieścieruka (1993-95), a kolejny za czasów Cieślaka (2006). Dwa ostatnie to już efekt działalności na Stadionie im. Alfreda Smoczyka. Czy załapał się choć na jeden taki krążek? – Nie. Nie mam żadnego. Na pewno byłaby to jakaś pamiątka, choć nie przywiązuję do tego większej wagi – skromnie zapewnia. Nie nosi tych medali na sercu, ale za to w sercu. I właśnie zaczyna pracę nad kolejnym. Dosłownie, bo jest już po tegorocznej wizycie w Lesznie.
Dodajmy, że w tym roku Jan Choroś będzie obchodził 30-lecie działalności w roli toromistrza. Przydałby się zatem jakiś hat-trick…
WOJCIECH KOERBER
Tenis. Dobra nowina dla kibiców! Nadal ogłosił datę powrotu
Żużel. Bartosz Zmarzlik i Patryk Dudek zagrają w piłkę nożną razem z… Łukaszem Piszczkiem!
Żużel. To oni skusili Janowskiego na powrót na Wyspy. Menedżer zdradza kulisy rozmów (WYWIAD)
Weź udział w licytacjach unikatowych koszulek GKS-u Katowice – wspieraj zdrowie psychiczne dzieci i młodzieży z Polską Akcją Humanitarną!
Żużel. Tai Woffinden przerywa urlop. Przeleciał pół świata, by spędzić jeden dzień we Wrocławiu
Żużlowa Paczka 2023 wystartowała! Udział w „Mówi się Żużel” i miejsce na kevlarze Lebiediewa na licytacji!