Liczba tygodnia

Kliknij→

Tyle złotych medali DMP ma już na koncie Dominik Kubera

LICZBA TYGODNIA LOTTO

Tyle złotych medali DMP ma już na koncie Dominik Kubera
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Czy każdy toromistrz jest mistrzem? Nie. Jan Choroś jest nim jednak bez wątpienia. Ba! Nawet sześciokrotnym. W latach 1993-95, kiedy Piotr Baron powoził jeszcze motocyklem żużlowym, on powoził już na Stadionie Olimpijskim traktorem. Zatem razem sięgali po potrójną koronę w barwach WTS-u. A teraz pracują na taką jako Byki. W Lesznie.

27 stycznia Jan Choroś skończył 68 lat. Niby jest na emeryturze, lecz roboty ma na głowie mnóstwo. Od zeszłego sezonu zabezpiecza bowiem nie tylko tor leszczyński, lecz również rawicki. – Dlatego właśnie domowe mecze obu drużyn muszą się rozmijać – podkreśla wyścigowym żargonem.

Od zawsze podkreślamy, że mistrz Choroś to człowiek, który nakaz roszenia ma ukryty w nazwisku: Cho-roś! Zresztą pan Janek przekonuje, że najważniejszą częścią tej całej zabawy jest właśnie woda. – Proszę pana, bez wody nie ma życia i nie ma jazdy – wykłada nam. Kto wie, może kiedyś będzie wykładał na Wyższej Szkole Szkolenia Toromistrzów. O ile ktoś taką powoła do życia. Póki co, zdobywa się wiedzę w warunkach bojowych, na bazie własnych doświadczeń.

– Kiedyś było takie szkolenie, robił je pan Cheładze z Torunia. Ale dawno temu. A komisarze toru? Byliby bardziej przydatni, gdyby inaczej to wszystko wyglądało. Gdyby na każdy tor wyrzucano tę samą pryzmę z glinką, sjenitem i granitem, wtedy mogliby dawać jakieś wskazówki. A tak ich uwagi są nie wiadomo skąd, bo przecież każda nawierzchnia zachowuje się inaczej – zauważa facet od polewania.

Na przełomie lat 80. i 90. to on szykował we Wrocławiu tor, na którym markowymi atakami przy kredzie popisywał się Henryk Piekarski, nota bene do niedawna jeszcze toromistrz Betard Sparty, następca Chorosia. Jesienią zeszłego roku – z tego, co nam wiadomo – został jednak odsunięty od tych obowiązków.

– Motocykle kochałem od dziecka, a w tę profesję toromistrza wprowadził mnie kolega, Tadziu Nowak, który najpierw sam jeździł, a potem został działaczem. Uprawnienia zdobyłem w 1989 roku, kiedy pracę trenera kończył we Wrocławiu Stanisław Sochacki, a zaczynał Henryk Żyto – wspomina obecny pracownik Fogo Unii. To kto kogo uczył zawodu? Trenerzy Chorosia czy odwrotnie?

– Mnie to pokazał Henio Żyto, ale po miesiącu poszedłem swoim torem, swoim tokiem myślenia. I wyszło dobrze – uśmiecha się mistrz. To znaczy? – Mieliśmy po prostu inne spojrzenie na pewne rzeczy. Ja zawsze uważałem, że tor należy lekko ruszyć, by mieć urobek. By mieć materiał, który można później wyprowadzić, również przy pomocy czasu i temperatury – wykłada.

Na początku lat 90. nastał we Wrocławiu czas trenera Ryszarda Nieścieruka. Musiało być wtedy dużo pracy, tzn. dużo polewania… – No tak, trener lubił przyczepne, namaczane tory. Później były one tylko dociskane tak, jak chcieli zawodnicy. Takie były czasy, robiło się dobrze dla naszych – wyjaśnia Choroś. Sławomir Drabik zwykł mawiać o takich nawierzchniach, że z toru wystają tylko kaski.

A gdy nastała era Marka Cieślaka, to zaczęła się wojna o kierownicę ciągnika? – Z Markiem byliśmy dobrymi kolegami i do dziś jesteśmy. Nie raz przerabialiśmy tor przed zawodami, a jak Marek się nudził, tośmy razem to robili – przypomina Choroś. Wreszcie w 2011 roku przyszło mu rozpocząć współpracę z Piotrem Baronem. We Wrocławiu. I trwa ona do dziś, tyle że już w Lesznie.

– To nie jest tak hop-siup, że przyjadę sobie do Leszna na godz. 9. Bo najważniejsze to utrzymać na torze wilgoć. Dlatego trzeba wstać koło godz. 5-6, tak samo jak chłop, który wykorzystuje rosę. A gdy słońce jest już wysoko, idzie na obiad czy na śniadanie. By nie doprowadzić do przesuszenia, trzeba tor ruszyć, a później zaszynować i zaślepić, dzięki czemu wilgoć dłużej się pod spodem utrzyma. Trzeba pewne rzeczy przewidywać, w zależności od pogody, na dwa, trzy dni do przodu. Ale zostawmy to już… – tyle o recepturze mistrz Choroś.

Jak powszechnie wiadomo, Leszno i okolice to teren rolniczy, stąd też nie brakuje tam speców od nawożenia gleby. Chorosiowi nikt jednak specjalnie między szynę a bronę wchodzić nie próbuje. Ma już swoją renomę. I również lata praktyki w kontaktach z glebą. Sporo czasu przepracował jako kierowca, lecz ma też kawałek ziemi, hektar z hakiem, za domem w podwrocławskim Kiełczowie. Są tam truskawki, drzewka owocowe, ziemniaki, pomidory, fasola…

– Toromistrz jak najbardziej musi się znać na uprawie roli, to się wiąże jedno z drugim. Nie można być człowiekiem, który spadł z Księżyca. A najważniejszym składnikiem toru jest woda. Wiadomo, że materiał może być różny: glinka, granit czy sjenit, ale kluczowa jest woda. Bez niej nie ma życia i nie ma jazdy na torze. Kurzy się i ślizga – zaznacza pan Janek.

We Wrocławiu Chorosia wspierało dwóch synów: starszy Grzegorz i Hubert. Do Leszna głównie jeździ już tylko ten drugi. – Niech podpatruje i się doszkala, bo czas leci nieubłaganie. A czy Hubek przejmie kiedyś główny ster? Nie wiem, życie pokaże. Jest m.in. po studiach ekonomicznych, ma dobrą pracę i ma co robić. Ale też czuje bluesa na torze, co zauważa m.in. Piotrek Baron. Nic dziwnego, po torze Olimpijskiego zasuwał już ze mną jako 17-latek, tuż po zdaniu egzaminu na prawo jazdy. Fajny, inteligentny chłopak z niego – mówi Choroś. Jak wspomina pracę na rzecz wrocławskiego żużla? – Nie żałuję, że odszedłem, ale też nie uciekłem. Nie było żadnych wielkich pretensji. Powiem tak – było dobrze, a teraz jest jeszcze lepiej. Fajni ludzie, fajna atmosfera – tłumaczy.

Choroś maczał swoje palce, i bronę, w sześciu tytułach DMP. Trzy padły łupem WTS-u za kadencji Nieścieruka (1993-95), a kolejny za czasów Cieślaka (2006). Dwa ostatnie to już efekt działalności na Stadionie im. Alfreda Smoczyka. Czy załapał się choć na jeden taki krążek? – Nie. Nie mam żadnego. Na pewno byłaby to jakaś pamiątka, choć nie przywiązuję do tego większej wagi – skromnie zapewnia. Nie nosi tych medali na sercu, ale za to w sercu. I właśnie zaczyna pracę nad kolejnym. Dosłownie, bo jest już po tegorocznej wizycie w Lesznie.  

Dodajmy, że w tym roku Jan Choroś będzie obchodził 30-lecie działalności w roli toromistrza. Przydałby się zatem jakiś hat-trick…

WOJCIECH KOERBER