Sparta Wrocław 1991. Stoją od lewej: Gonciarz, Malinowski. Jankowski, Lech, kier. Jerzy Lipiński. W dolnym rzędzie od lewej: Zakrzewski, Szuba, Zieliński i Milik.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W Lublinie mieli swojego Nielsena, a we Wrocławiu Tesařa, Holuba, Schinagla i Milika. Na przełomie lat 80. i 90. nasi południowi sąsiedzi przyjeżdżali do Polski po to, by… równać w górę poziom polskiego żużla. A dziś? Dziś przyjeżdżają po to, by podziwiać, jak to się robi.

We Wrocławiu od pewnego czasu mamy do czynienia z powrotem do korzeni, co bez wątpienia ma wymiar marketingowy. Wrócono do historycznej nazwy Sparta, a później też do takich nazwisk jak Piotr Baron, Henryk Piekarski (już nie jest toromistrzem, zastąpił go Grzegorz Węglarz) czy ostatnio Dariusz Śledź. Kilka lat temu natomiast, po raz drugi w historii wrocławskiego żużla, sprowadzono Vaclava Milika. Tyle że juniora.  

Milika seniora kibice uwielbiali, bo zawsze był chętny i zawsze skuteczny. Gdy drużyny nie mógł wesprzeć Kelvin Tatum, pojawiał się w jego miejsce Milik i… punktował jak Tatum. To właśnie Czechosłowak – wtedy jeszcze Czechosłowak – pomógł ekipie Ryszarda Nieścieruka w awansie do ekstraklasy (1991). Wystąpił m.in. w pierwszym meczu barażowym z Unią Leszno (54:36), będąc najskuteczniejszym jeźdźcem wrocławian. Wyglądało to tak:

Sparta – Unia Leszno 54:36

Sparta: Louis (2,3,2,1,3), Zieliński 1 (1), Lech 11 (2,3,3,2,1), Jankowski 6 (3,1,1,d,1), Milik 12 (1,3,3,2,3), Piekarski 9 (3,1,2,1,2), Szuba ns, Malinowski 4 (0,3,1,0).

Unia: R. Jankowski 11 (3,0,2,0,3,3), Mitura 0 (0,-,-,0,0), Łowicki 2 (1,0,1), Rypień 0 (0,-,0-), Pawlicki 10 (2,2,1,w,3,2), Krakowski 7 (0,2,2,2,1), Kasprzak 6 (1,3,2,0), Mikołajczak 0 (u).

W rewanżu na torze Unii – już bez Milika, a z Tatumem – wrocławianie zwyciężyli 46:44. Tym sposobem czwarty zespół niższej ligi po rundzie zasadniczej wyrzucił z elity wielką, choć będącą w kryzysie Unię.  

Rok później, już za kadencji mającej początkowo mocarstwowe plany Sparty-Aspro, Milik wciąż robił swoje z drugiego rzędu. Szefowie sponsora tytularnego dbali o to, by w czasie wyjazdowych spotkań pierwszego zespołu zorganizować ludziom również igrzyska we Wrocławiu. Stąd też kiedy pierwszy zespół, z Tatumem i Knudsenem, wybierał się na ekstraklasowy pojedynek do Zielonej Góry, we Wrocławiu drużyna rezerw podejmowała Polonię Piła. A wyglądało to tak:

Sparta-Aspro II – Polonia Piła 45:45

Sparta: Milik 15 (3,3,3,3,3), Hełmecki 0 (0,u,d), Louis 12 (2,3,3,2,2), Zakrzewski 1 (0,-,1), K. Zieliński 8+1 (2,3,2,1*, u), Malinowski 2+2 (1*,0,u,1*,u), Piekarski 7+1 (1,2,2,1*,1), Szczekot ns.

Polonia: Jorgensen 10+1 (1,2,1,3,3), Borowiecki 2 (2,d,-,-,0), Okupski 9+1 (3,1*,2,0,3), K. Ziarnik 3 (1,2,-,0), Charczenko 5 (3,2,d,0), T. Zieliński 3 (0,1,2), Daniszewski 8+1 (3,1,2*,2), Cisoń 5 (1,3,1).

Jak widać, w drużynie rezerw występował też, za ciężkie pieniądze, Chris Louis. Takie szastanie nie mogło trwać wieczność. Zadyszka finansowa przyszła szybko i od połowu sezonu nikt już we Wrocławiu nie myślał o sukcesach, lecz o przetrwaniu.   

– Tak było, że częściej jeździli Anglicy, bo na nich mieli przychodzić ludzie. Ale we Wrocławiu było najlepiej. Ci kibice za parkiem maszyn… Z Wrocławia odszedłem do Piły. Później była jeszcze Łódź i trzy lata w Opolu. Wtedy zaczęły się jednak kontuzje – wspominał raz Vaszek senior, pokazując nam prawą rękę w fatalnym stanie. Koszmarnie zniekształcony łokieć, ograniczona ruchomość, brak wyprostu. – Ale można funkcjonować. Był też uraz kręgosłupa i zaczęły pojawiać się w głowie różne myśli. Skończyłem jeździć w wieku 41 lat – dodawał.

Dał się również Milik zapamiętać jako wybitny traktorzysta, bo… mistrz Europy w oraniu pola. – Nie chodzi tu o to, że kto szybszy, ten lepszy. Chodzi o precyzję. Byłem też wicemistrzem świata w tej dyscyplinie, 11 razy zdobywałem mistrzostwo Czech. Startowałem m.in. w Australii i Nowej Zelandii, a więc tam, gdzie nie dotarłem jako żużlowiec. W Kanadzie również. To hobby, które odziedziczyłem po ojcu, a mieszkamy w Bernardovie, niewielkiej wsi 30 km od Pardubic. Mamy tam pole  – wyjaśniał były żużlowiec. Przy okazji zasięgnęliśmy też języka, co słychać u innych byłych spartan, których kibice z lat 90. darzą ogromnym sentymentem. Bo startowali ze swojakami, takimi jak Henryk Piekarski, Sławomir Gonciarz, Grzegorz Malinowski, Zbigniew Lech, Krzysztof Jankowski, Waldemar Szuba etc.

 – Zdenek Tesar pracuje w fabryce, a Honza (Jan Schinagl) ma serwis oponiarski i radzi sobie wybornie. To zawsze był niezwykle spokojny człowiek i tak mu zostało. Jan Holub? Troszkę mu się przytyło, taka gula (narysował ją Vaszek rękami – WoK) – wspominał były spartanin.

Kiedy w 2015 roku do ekipy Betard Sparty dołączył Vaszek junior, pojawił się we Wrocławiu z papą. Odwiedziliśmy ówczesną ekipę Piotra Barona w kompleksie Akademii Wychowania Fizycznego, gdzie czekały ją badania oraz próba wysiłkowa, po której dochodzi się do siebie dłuższy czas.

– Vaclav, średnio to wyszło. Profesor pytał, czy ty kiedykolwiek biegałeś poza bieganiem do baru. Może spróbowalibyśmy jeszcze raz? – dworował sobie menedżer Piotr Baron, składając tę propozycję Vaszkowi. Trzeba było widzieć strach i niepewność w oczach juniora, czy aby propozycja nie została złożona na poważnie. Po chwili namysłu Czech odpowiedział jednak z nietęgą miną: „Drugi raz lepiej może nie wyjść”.

We wspomnianym Bernardovie wciąż mieszka cała rodzina. Co jednak ciekawe, Vaszek młodszy nie widział się początkowo ani na polu startowym pod taśmą, ani na polu kukurydzy. – Jeździłem za to na motocrossie, ale jakoś mnie to nie wciągnęło. W wieku 14 lat spróbowałem więc żużla i tak zostało. Ojciec specjalnie mnie w ten biznes nie pchał, ale, oczywiście, zaczął pomagać – wyjaśniał Vaszek. I do dziś stara się odwdzięczyć ojcu na gospodarce.

– Mamy kukuřice, pšenice i brambory – wyliczał. Nic tu chyba nie trzeba tłumaczyć, prawda? – Ojciec sprzedaje później towar do skupu, po restauracjach lub do dużych sklepów. Gdy byłem młodszy, pomagałem mu regularnie, ale i teraz zdarza mi się siąść na traktor i jeździć po polu, zaorać, co trzeba. Jak mam czas, to nie ma sprawy – dodawał.

Vaszek! Czas zaorać towarzystwo na torze. Ku chwale czeskiego speedwaya. I Betard Sparty.