Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W ostatnich dniach speedway na Wyspach znalazł się na zakręcie. Jak i – przede wszystkim – czy można wyjść z kryzysu w angielskim żużlu? Jakie wskazówki powinien przyjąć także polski żużel, który ma się dobrze? O pomysłach na uzdrowienie czarnego sportu pisze angielski dziennikarz, Mike Bacon.

Żużel w naszym kraju został całkowicie zniszczony w 2020 roku z powodu pandemii covid-19. Teraz staje przed jeszcze większymi wyzwaniami, jeśli mówimy o sezonie 2021.

Wygląda na to, że początek sezonu został przesunięty przynajmniej o miesiąc – do maja. Jednym z największych zmartwień promotorów jest dostępność zawodników. Polska wprowadziła w 2021 roku nową zasadę, zgodnie z którą zawodnicy z ich najwyższej ligi, PGE Ekstraligi, mogą ścigać się tylko w jednej innej lidze, podczas gdy zawodnicy z pierwszej i drugiej ligi w Polsce mogą rywalizować w maksymalnie dwóch innych ligach. Już ostatnio tacy zawodnicy jak Robert Lambert i Rohan Tungate powiedzieli, że nie będą ścigać się w Wielkiej Brytanii w 2021 roku. Prawdopodobnie z czasem tych żużlowców będzie więcej.

Czy to wszystko jest katastrofą dla tego sportu u nas? Nie, nie sądzę. Faktycznie, być może stanowisko Polski daje szansę na zresetowanie brytyjskiego żużla i nowe otwarcie.

Działacze na Wyspach spędzali za dużo czasu na walkach i próbach pokonania siebie nawzajem, jednocześnie martwiąc się najbardziej o to, co robią inni, a nie oni sami. Kluby muszą współpracować, aby sport ten był jak najlepszy. Reset może być właśnie tym, czego obecnie nasz żużel potrzebuje.

Gwiazda Grand Prix, Jason Doyle powiedział już, że w tym roku wspiera Wielką Brytanię i poświęca dla niej jazdę w Szwecji i Danii. Wiedział, co robi i chociaż pieniądze są teraz głównym motorem napędowym w Polsce, nie oznacza to, że wyścigi w Wielkiej Brytanii muszą być poniżej przyjętego standardu – lub są niedoceniane. Wycofanie się Swindon sprawiło, że Doyle w Anglii nie wystartuje, jednak nie brak chęci z jego strony. 

Jednym z najlepszych spotkań żużlowych, jakie kiedykolwiek oglądałem, było starcie Ipswich Witches z Peterborough Panthers pod koniec lat 80. To spotkanie ze względu na emocje pamiętam do dziś. W ostatnich latach byłem świadkiem kilku niesamowitych spotkań żużlowych. Nie potrzeba było w nich czternastu zawodników GP na torze, aby stadion wręcz kipiał emocjami. Żużel w tym kraju musi znowu uwierzyć w siebie.

Musimy  zrozumieć, że fani po prostu chcą emocji, rozrywki i dobrego stosunku jakości do ceny. To naprawdę nie jest takie skomplikowane. Potrzebujemy tylko prawdziwej chęci działania. Naprawdę – podczas gdy żużlowcy interesują się przełożeniami, oponami i sprzęgłami, fani chcą po prostu ścigania. Nic innego ich nie obchodzi. Nie obchodzi ich, z jaką przewagą czy czasem ktoś wygra, jaką kto ma średnią, jakie przełożenie czy ustawienia krzywek. Cokolwiek to jest.

Kibice chcą tylko czterech jeźdźców na dobrze przygotowanym torze dających z siebie wszystko.

I o to właśnie  chodzi. Nie znam żadnego żużlowca, który nie zawsze daje z siebie wszystko wyjeżdżając na tor. Żużlowcy to rzadki i uczciwy „gatunek”  gwiazd sportu. Każdy wyjeżdża by wygrywać. Spotkania żużlowe mają potencjał, by być najbardziej zapierającymi dech w piersiach imprezami sportowymi w okolicy.

Ile razy wychodziłeś ze spotkania żużlowego mówiąc „to było genialne”? Mnóstwo razy. I nie zawsze potrzebowałeś najlepszych zawodników na świecie, żeby tak właśnie było. Oczywiście, większość zawodników będzie podążać za pieniędzmi. To normalne, to ich praca. Nie znaczy jednak, że bez nich nie może być widowiska. 

Fani płacą za oglądanie wyścigów. Nie płacą tylko za oglądanie najlepszych gwiazd. Jednym z moich ulubionych jeźdźców był kiedyś Mike Lanham. Nigdy nie dotarł do finału IMŚ, nigdy nie groził mu udział nawet w brytyjskim finale. Ale na Boga, jego jazda była ekscytująca, kiedy praktycznie jeździł po bandzie – rzadko zostawiając komuś miejsce. Zachwycał kibiców w Foxhall. On kochał wyścigi, a my kochaliśmy go. 

Fakt, że żużel jest sportem zespołowym, daje mu dodatkową przewagę, która mocno może łączyć sport i lokalną społeczność.

Wolverhampton, Ipswich, Poole, Peterborough, Newcastle… Lista jest nieskończona. Duże miasta, w których mieszkający tam ludzie będą śledzić swoje zespoły – jeśli nie osobiście, to na pewno za pośrednictwem mediów.

Nawiązując do mediów. Jeśli żużel chce w mediach więcej rozgłosu, to musi sam wyrwać się z własnego hermetycznego środowiska. Musi karmić społeczeństwo historią, ciekawostkami, a nie wojenkami. Warto abyśmy sami w klubach podnieśli telefon do dobrych dziennikarzy żużlowych  i powiedzieli  im: „wiesz, mam fajną historię”.

Większość klubów amatorskich ma więcej obserwujących na Twitterze niż kluby żużlowe. Speedway musi bardziej „wyjść” do ludzi. 

Ten sport jest niebezpieczny, czasem tajemniczy – a jednak, jak powiedziałem, jest jedną z najbardziej wciągających i ekscytujących dyscyplin sportowych. Spójrzmy na sposób, w jaki możemy rozmawiać z zawodnikami, przed i po spotkaniach, jacy są przystępni.

Na szczęście w Ipswich mogę rozmawiać z Chrisem Louisem. Jest facetem, który zawsze ma czas dla prasy i chociaż chce, aby strona jego klubu i strony na Facebooku rozkwitły, nie zawaha się najpierw przyjść do mnie z historią – ponieważ wie, że u mnie są większe zasięgi aniżeli u niego w klubie.

A więc cokolwiek wydarzy się na Walnym Zgromadzeniu – mam nadzieję, że promotorzy pracują na rzecz sportu w tym kraju jak najlepiej. Bo stanowisko Polski musi być  dla nas sygnałem ostrzegawczym. Nie pozwólmy, aby seria Grand Prix lub inne ligi na całym świecie zrujnowały nasz żużel. Speedway w Wielkiej Brytanii może znów rozkwitnąć. W porządku, może nie dla dziesiątek tysięcy kibiców, jak w latach 80. Ale jeśli dobrze przeprowadzimy „nowe otwarcie”, też nie ma się czego bać. 

Jednak musimy zadbać o prezencję tego sportu. Od wyglądu stadionów, poprzez profesjonalne media, a żużlowcy niech robią swoje. Sami powinniśmy pracować nad tym, aby o tym sporcie było tak głośno, jak to możliwe.

A jeśli to kosztuje trochę pieniędzy i musisz zatrudniać do tego profesjonalistów, którzy znają się na rzeczy, po prostu zrób to! Zapytajcie się w darcie, czy są zadowoleni, że zaangażowali Barry’ego Hearna? Ten sport dzięki niemu wymyślił się na nowo, stał się wspaniałą rozrywką i świetną zabawą. Nie ma czasu do stracenia. Wymówki to po prostu głupota.

Nie mogę się doczekać ponownego zobaczenia wspaniałych wyścigów na torach żużlowych. 

MIKE BACON – dziennikarz East Anglian Daily Times

2 komentarze on Żużel. Angielski dziennikarz: Żużel może być jak dart, ale promotorzy muszą posłuchać
    Albert+Dreistein
    16 Jan 2021
     2:23pm

    W pełni podzielam zdanie autora. Szczególnie ten fragment zaczynający się od stwierdzenia że nie potrzeba 14 zawodników z GP… Brawo

    Żużel. Brzytwa Sieraka: Ręce precz od ikony, chyba że zdezynfekowane | PoBandzie
    17 Jan 2021
     11:00am

    […] Żużel. Angielski dziennikarz: Żużel może być jak dart, ale promotorzy muszą posłuchać […]

Skomentuj

2 komentarze on Żużel. Angielski dziennikarz: Żużel może być jak dart, ale promotorzy muszą posłuchać
    Albert+Dreistein
    16 Jan 2021
     2:23pm

    W pełni podzielam zdanie autora. Szczególnie ten fragment zaczynający się od stwierdzenia że nie potrzeba 14 zawodników z GP… Brawo

    Żużel. Brzytwa Sieraka: Ręce precz od ikony, chyba że zdezynfekowane | PoBandzie
    17 Jan 2021
     11:00am

    […] Żużel. Angielski dziennikarz: Żużel może być jak dart, ale promotorzy muszą posłuchać […]

Skomentuj