Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Obcokrajowiec Betard Sparty Wrocław zwyciężył w tegorocznych mistrzostwach Australii. Jest bardzo prawdopodobne, że ta wygrana dodatkowo zmobilizuje zawodnika. Czy w sezonie 2019 spełni wreszcie nadzieje kibiców i włodarzy wrocławskiego klubu? Bo w zeszłym roku szło, jak pod górkę.

– Jestem szczęśliwy z powodu wygranej w mistrzostwach Australii. To spełnienie moich marzeń, jeszcze z czasów młodzieńczych. Oglądałem mistrzostwa, startowałem przecież nierzadko jako junior w biegach, które były rozgrywane przed głównymi zawodami. To było zawsze wielkie wydarzenie, kiedy startowali zawodnicy, którzy przylatywali z Europy. Uważam, że w tym roku obsada była nadzwyczaj silna. Do zmagań przystąpił choćby Chris Holder, więc super, że to ja wygrałem. Mam nadzieję, że to dobry prognostyk przed sezonem w Europie – mówi na łamach Speedway Star świeżo upieczony mistrz Australii.

Max Fricke nie ukrywa również, że wiedział, iż walka o tytuł nie będzie należeć do łatwych. Faworytem był Chris Holder a namieszać zamierzał też ubiegłoroczny triumfator, Rohan Tungate.

– Zwycięska rywalizacja z Chrisem to dla mnie wyjątkowa sprawa. To przecież wciąż zawodnik klasy światowej. Dysponuje niesamowitym stylem i wielkimi umiejętnościami. Podobnie Rohan, który pełnię swych umiejętności pokazał na torze w Kurri Kurri. Jest na nim piekielnie szybki, ale mało kto wie, że to tak naprawdę jego rodzimy tor. Mieszka chyba pięć minut drogi od stadionu – kontynuuje Australijczyk.

Fricke wygrał rundy w Gillman, Unders oraz Allbury. I nie ukrywa, że regularność oraz skupienie się na wyniku zrobiły swoje.

– Kluczem do zwycięstwa było utrzymanie wysokiej, równej formy w każdych zawodach. Pod tym względem jestem z siebie zadowolony. Bodajże tylko raz przyjechałem trzeci w biegu, więc było ok. Wypada sobie życzyć, aby tak samo było w Europie – podsumowuje zawodnik.

Champion nie ukrywa również, że krótkie przerwy między poszczególnymi turniejami oraz niemałe odległości między stadionami wymagają dodatkowej wytrzymałości psychicznej i fizycznej.

– Jest w tym trochę szaleństwa. Wsiadasz w auto, bierzesz rodzinę oraz kumpli, którzy pełnią rolę mechaników i jedziesz 10 godzin na pierwszy turniej. Później pakowanie, znów w auto, znów podróż i tak już do końca. Na pewno łatwo nie jest. Ale to wielka satysfakcja na koniec, że to ty byłeś najlepszy pod każdym względem. To też taka próba charakteru – przekonuje Fricke.

Jeździec WTS-u już niedługo przyleci do Europy, gdzie będzie się przygotowywać do sezonu 2019. Młody Australijczyk poddał się modzie i w Europie swoją bazę będzie mieć w Andorze.

– To piękny kraj i świetni ludzie. Dobre miejsce na szybki odpoczynek podczas sezonu. Nie bez znaczenia jest fakt, że można spotkać tam wielu ludzi ze świata sportów motorowych. O Lindgrenie, Joonasie Kylmaekoerpim i Chrisie Holderze nie wspominając – mówi Fricke.

Urodzony w Mansfield żużlowiec nie ukrywa, że jego największym marzeniem jest zapewnienie sobie stałego udziału w cyklu Grand Prix.

– Byłem blisko kwalifikacji do Grand Prix Challenge w zeszłym roku. Mam świadomość, że podążam w dobrym kierunku. Jeśli tylko sprzęt nie zawiedzie i ominą mnie kontuzje, może uda mi się wystartować w cyklu Grand Prix w następnym sezonie – kończy Max Fricke.

ŁUKASZ MALAKA