Krzyszof Kasprzak, Matej Zagar, Max Fricke
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W ubiegły piątek w Lublinie Matej Zagar uległ groźnemu upadkowi po kontakcie z klubowym kolegą, Mateuszem Tonderem. Słoweniec nie był w stanie kontynuować zawodów, a jego drużyna, Marwis.pl Falubaz Zielona Góra wysoko przegrała wyjazdowe spotkanie. Podczas magazynu żużlowego Eleven Sports „Wszystko zweryfikuje tor” prowadzący Michał Korościel zapytał Mateja Zagara o jego samopoczucie oraz ocenę sytuacji, w której uległ kontuzji lewej nogi.

 

– Cóż mogę powiedzieć. Nikt nie lubi takich upadków. Tuż po tym zdarzeniu czułem się całkiem nieźle, ale moja lewa noga ucierpiała najmocniej. Mam kłopot z normalnym chodzeniem i poruszaniem się o własnych siłach. Na szczęście, czeka nas obecnie ponad dwutygodniowa przerwa od ligowego ścigania. Mam nadzieję, że zdążę do tego czasu się wykurować. Gdyby najbliższe spotkanie było za tydzień, mój występ z pewnością nie byłby możliwy – wyznał Matej Zagar.

Prowadzący studio magazynu słusznie zauważył, że już za tydzień rozpoczną się zmagania w ramach cyklu Grand Prix 2021. Już 16 lipca czołówka światowa po raz pierwszy w tym sezonie zmierzy się w Pradze w batalii o tytuł indywidualnego mistrza świata. Słoweniec został zapytany o szansę jego występu na praskiej Markecie.

– Na ten moment mogę powiedzieć tylko tyle, że zrobię wszystko, aby być gotowym na wystąpienie w rundzie inaugurującej cykl Grand Prix. Przechodzę rehabilitację i wierzę, że niebawem znów wsiądę na motocykl żużlowy – przekazał Słoweniec.

Winnym upadku jednego z liderów Falubazu Zielona Góra był jego kolega z drużyny, Mateusz Tonder. Sam zainteresowany uważa, że wina leży jednak po obu stronach i zarówno on, jak i Matej Zagar mogli wyjść z tej sytuacji inaczej, spróbować uniknąć wypadku.

– Na żywo nie do końca wiedziałem co się stało ani kto we mnie uderzył. Chwilę później oglądałem szereg powtórek. Powiem tak, to jest żużel, a ryzyko jest wpisane w ten zawód. Powiedziałem chłopakom w parku maszyn, że dzięki Bogu, że nic poważnego się nie stało. Ucierpiała lewa noga oraz motocykl i tyle. Mogło być gorzej, ale skończyło się bez poważnej kontuzji. Na samym początku myślałem, że być może będę w stanie kontynuować zawody w Lublinie. Przy tego typu upadkach towarzyszy nam dodatkowy zastrzyk adrenaliny, przez co ciężko ocenić skalę urazu na gorąco. Po chwili pojawił się potężny ból w nodze i opuchlizna. Nie mogłem nawet stanąć i zdałem sobie sprawę, że nie będę w stanie wspomóc kolegów z drużyny – podsumował zawodnik Marwis.pl Falubazu Zielona Góra.

SEBASTIAN SIREK