Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Przygodę z polską ligą zaczynał w Krośnie. Po ostatnim sezonie, już jako gwiazda PGE Ekstraligi, zmienił barwy klubowe z gorzowskich na zielonogórskie. O życiu, urokach Słowacji, o tym, czym imponują mu Polacy oraz o planach po zakończeniu kariery rozmawiamy z uczestnikiem cyklu Grand Prix 2019, Martinem Vaculikiem.

Martin, zacznę banalnie. Jak to się stało, że zostałeś żużlowcem?

Wiadomo, że pochodzę z Żarnovicy, a to miejscowość o dużych żużlowych tradycjach. Mój tato też się ścigał. Koniec jego kariery zawodniczej zbiegł się z moimi narodzinami. W naszej rodzinie ten sport był od zawsze, jak pamiętam. Od małego chłopca chodziłem na stadion, czy to na zawody czy treningi i się w ten sport wkręciłem. Miałem oczywiście rower, na którym jeździłem koło domu i jak każdy chłopak udawałem, że jestem żużlowcem. W wieku lat dziewięciu powiedziałem tacie, że chcę spróbować żużla i tak się zaczęła moja przygoda z tym sportem.

A na tym rowerze kogo wtedy udawałeś?

Tylko jednego zawodnika. Moim idolem był Tony Rickardsson. To mój wzór od zawsze, był fantastycznym żużlowcem.

W Polsce startujesz od lat. Naszym językiem władasz perfekcyjnie. Nie czujesz się już po części Polakiem? 

Dobre pytanie. Polska i Słowacja to dwa, tak naprawdę, bardzo podobne kraje. Sporo w Polsce przebywam i mogę spokojnie powiedzieć, że czuję się już u was prawie jak u siebie w domu.

Polaków poznałeś przez lata wielu. Co mamy w sobie pozytywnego, a co byś u nas zmienił?

Bardzo, ale to bardzo podoba mi się wasz wielki patriotyzm. Jesteście dumni ze swojego kraju, z jego historii. Na każdym kroku widzę u was narodową dumę. A co bym zmienił? Nie wiem, nigdy o tym nie myślałem. Myślę, że chyba niewiele. Jesteśmy Słowianami, mamy podobne charaktery i ja się czuję w Polsce znakomicie. 

Kiedy żużel w Żarnovicy wróci do lat świetności? Czego potrzeba do jego ponownego rozwoju?

Uważam, że już jest nieźle. Wróciliśmy do czeskiej ekstraligi i to bardzo dobry znak. Startowaliśmy tam już w latach 80. ubiegłego wieku. Żużel jest u nas popularny. Jeśli są dobre zawody, to mamy paręnaście tysięcy widzów. Moim zdaniem, jak w każdym sporcie, muszą być dobre wyniki i szkolenie młodzieży. Trzeba robić wszystko, aby młodzi chłopcy chcieli zacząć trenować. Gdy ja zaczynałem, to byłem sam. Teraz mamy chyba sześciu czy siedmiu chłopaków i to jest pozytywne. Duża w tym wszystkim jest też moja rola. Muszę jeździć jak najlepiej na światowej arenie i tym samym też będę propagował słowacki żużel. O sponsorach dodawać nie muszę, ale jeśli w Żarnovicy pojawią się wyniki, to mam nadzieję, że będzie ich przybywało. 

Wiele się mówi o nawiązaniu współpracy pomiędzy Tobą a trenerem personalnym Marosem Molnarem…

Tak. Tutaj muszę jednak trochę sprostować. Głośno jest o tym obecnie w mediach, ale ja z Marosem współpracuję już chyba od trzech lat. Jest to światowej klasy trener. Jego umiejętności doceniają najlepsi sportowcy na świecie. Pomoc takich ludzi jest potrzebna każdemu sportowcowi, który podchodzi profesjonalnie do swojego zawodu. To, co robimy razem, sprawdza się. Ja nie mam żadnych problemów kondycyjnych. Na motorze możesz zrobić i cztery, i dziesięć kółek bez oznak zmęczenia. Zmęczenie czy potrzeba regeneracji wychodzi później. Sprawa z tym przygotowaniem jest więc głębsza, ponieważ ważne jest to, aby w przypadku napiętego kalendarza startów zawsze być dobrze przygotowanym. Jeśli jesteś dobrze przygotowany fizycznie, to masz też lepsze samopoczucie psychiczne i czujesz się pewniej w tym, co robisz na torze. Tak po prostu jest. Maros zna się doskonale na tym, co robi i mogę się tylko cieszyć, że pracuję z kimś takim. 

Jakie masz cele sportowe na sezon 2019?

Na pewno moja uwaga będzie skupiona na dwóch tematach. Pierwszy to oczywiście Grand Prix. Chcę wypaść w cyklu jak najlepiej i mam nadzieję, że będę jeździł na dobrym poziomie. Co ważne, chcę zachować regularność, jeśli chodzi o prezentowaną form. Drugi temat to oczywiście Falubaz Zielona Góra. Zmieniłem w Polsce klub i zrobię wszystko, aby moje wyniki w lidze polskiej satysfakcjonowały włodarzy klubu i aby Falubaz jechał jak najlepiej. Taki jest mój cel i wierzę, że jemu podołał. Na pewno będę do sezonu przygotowany jak najlepiej.

Jak to było z Twoim odejściem z Gorzowa do Zielonej Góry? Skoro już sobie tak szczerze rozmawiamy…

Powiem ci szczerze. Wiele słyszałem o tym, co było pisane lub mówione na mój temat. Nie lubię jednak, kiedy przedstawia się mnie jako osobę, którą nie jestem. Temat mam w głowie już odhaczony i wybacz, ale nie będę go znów podnosił. Niech każdy sobie sam odpowie, jak się wtedy  zachował. Ja patrzę do przodu i z każdym chcę żyć w pokojowych relacjach. Tyle w tym temacie. 

A gdzie Martin Vaculik z żoną i dziećmi odpoczywa po sezonie żużlowym?

Zazwyczaj w zimie są to ciepłe kraje. Dwa lata temu urodził nam się drugi syn i nie chcemy go obciążać podróżami. Dorośnie, to będziemy podróżowali razem, już nie w trójkę, ale w czwórkę. Ja tak naprawdę jestem normalnym człowiekiem. Mam swój świat poza żużlem. Lubię podróżować, zwiedzać. Jednak najpierw, wiesz, obowiązki zawodowe, a później przyjemności. Jeszcze pewnie się najeździmy. Niech tylko synek podrośnie. 

Nie wszyscy wiedzą, że Twoją małżonką jest aktorka Kristina Turjanova. To tak między nami facetami – jak u Ciebie z zazdrością? 

Ha ha ha. Gratuluję przygotowania do wywiadu i pytań. Jak jest, pytasz? Na początku może i trochę byłem zazdrosny. Muszę się uczciwie do tego przyznać. Wiesz co? Jednak doszedłem do wniosku, że zaufanie w związku to podstawa i bez tego daleko nie zajedziesz. Po prostu sobie ufamy. Teraz już tego problemu nie ma (śmiech – dop. red.). Poza tym żona też mi ufa. W sporcie motocyklowym również jest wiele fajnych kobiet, sam o tym pewnie wiesz. My jednak się kochamy i nie ma żadnych takich tematów. A już, mówiąc zupełnie żartobliwie, mam to szczęście, że żona nie ma za dużo scen, gdzie się przytulają. Bardzo fajnie nam się układa i byle tak dalej. Oby zdrowie nam tylko  dopisywało. 

Jak się poznaliście?

Kiedyś przez swoich znajomych. Albo inaczej – znajomi nas ze sobą poznali, no i później już się tak potoczyło, że obecnie jesteśmy małżeństwem.

Niewielu kibiców o tym wie, ale Martin Vaculik to osoba, która mocno angażuje się w pomoc potrzebującym. Na wsparcie, z tego, co mi wiadomo, przekazujesz trochę prywatnych środków…

Oj, gdybym wiedział, że tyle wiesz, to bym nie rozmawiał (śmiech). Jeśli jednak już o tym rozmawiamy, to powiem, że po prostu lubię pomagać. Jedno z moich marzeń do spełnienia to posiadanie w przyszłości swojej fundacji. Trzeba pomagać innym i ułatwiać potrzebującym życie. Nie chcę kontynuować tego tematu.

Martin, ale ja chcę. Często się mówi, że żużlowcy tylko liczą pieniądze. Należysz do nielicznych, którzy potrafią się nimi dzielić… Takie zachowania warto pokazywać.

Wiesz, ludziom trzeba pomagać. Celem ludzi, tak uważam, jest pomoc innym. Im więcej ludzi dzięki naszym czynom będzie miało lepiej, tym świat po prostu będzie piękniejszy. Tak myślę. Byłem wychowany w szacunku do potrzebujących i czynię dobro na tyle, ile potrafię. Nie zawsze musi być to pomoc finansowa. Niekiedy po prostu wystarczy, że z kimś pogadasz i będzie mu przez to lżej. Staram się, podsumowując ten wątek, pomagać innym w taki czy w inny sposób. Kolejne trudne pytanie to?

To jest z kategorii prostych. Czym się będziesz zajmował po zakończeniu kariery?

Nie wiem. Nie mam obecnie żadnego planu. Co wyjdzie po zakończeniu kariery, zobaczę. Teraz jeszcze kompletnie nie myślę o tym. Wydaje się to zbyt odległe w czasie po prostu. Na pewno będę się zajmował moimi chłopcami i im pomagał.

A co, jak chłopcy staną przed rodzicami i powiedzą: tato, mamo, chcemy trenować żużel.

Wtedy raczej powiem nie. Bardzo kocham ten sport. Jako żużlowiec jednak wiem jak długa i niebezpieczna droga jest w tym sporcie do momentu, kiedy ryzyko się minimalizuje. Nie wiem po prostu, czy moje nerwy by wytrzymały fakt, że moje dziecko czy, nie daj Bóg, dzieci ścigają się na żużlu. Jest wiele innych pięknych sportów, w których można się wykazać. Nie jestem ojcem-żużlowcem, który marzy, aby dzieci szły w jego ślady. Jeden żużlowiec w rodzinie wystarcza w zupełności.

Padło słowo nerwy. Uprawiasz żużel zawodowo. Światowa czołówka. Zakładasz kask, wyjeżdżasz na tor, brama do parkingu zamknięta. Czujesz strach, gdy podjeżdżasz pod taśmę?

Moim zdaniem każdy sportowiec jest inny. Mnie się wydaje, że jak zaczynasz trenować żużel, zawsze jest strach. Tym bardziej, kiedy to jeszcze motor bardziej panuje nad tobą niż ty nad nim. Kiedy później jeździsz na poziomie, to ten rodzaj strachu się nieco zmienia. Panujesz już nad motorem, przewidujesz, co może zrobić przeciwnik, ten z przodu czy z tyłu. Unikasz po prostu niebezpiecznych sytuacji na tyle, ile możesz. Wtedy już jest strach na zasadzie, co będzie jak nie wyjdzie bieg, jak kompletnie źle pojadę. To już jest po prostu psychologia i dojrzały zawodnik musi nad tym pracować. Jeśli jesteś już dojrzałym zawodnikiem i czujesz pod taśmą strach, że coś ci się może stać, to lepiej wtedy zacząć myśleć o kończeniu kariery. Myślę, że wtedy po prostu samemu ściąga się na siebie niebezpieczeństwo.

Mówisz – strach, bo pojadę zły bieg. Wchodzimy w temat presji wywieranej na zawodników. Jak oceniasz poziom presji wywieranej na zawodników w Polsce?

Presja jakaś jest. Na pewno większa niż w innych ligach żużlowych, ale to ma swoje mocne uzasadnienie. Polska ma po prostu najlepszą żużlową  ligę świata. Jesteśmy w niej najlepiej opłacani. Każdy z nas tym samym ma u działaczy jakiś tam kredyt do spłacenia. To nie może działać w jedną stronę, że tylko my zarabiamy i nic od nas się nie wymaga. Zarabiamy, ale musimy podołać oczekiwaniom. Ja to rozumiem i staram się nie mieć z tym problemu. Jeśli jesteś sportowcem, presja musi być, byleby nie była ona chora. Ja osobiście jestem wdzięczny polskim klubom. Gdyby nie one, nie byłbym na tym poziomie sportowym, na którym jestem obecnie. 

Pracowałeś z wieloma polskimi trenerami. Którego z nich oceniasz najwyżej?

Tu nie odpowiem. Każdy z nich był inny i każdy ma inne metody pracy. Jedno, co dla mnie ważne, z każdym mam dobre stosunki po dziś dzień i z żadnym nie miałem problemu, ani oni ze mną. Nie jestem taką osobą, jaką niekiedy mnie inne osoby czy media przedstawiają. Staram się być bezkonfliktowy. Dla mnie nie jest problemem, czy pojadę spod numeru 9 czy 12. Całkiem poważnie.

W co inwestuje pieniądze zarobione na żużlu Martin Vaculik? Nieruchomości, giełda czy jeszcze coś innego?

Tu rozczaruję. Póki co, żadnych dużych inwestycji nie robię. Najpierw trzeba to, co można odłożyć i na lokowaniu skupić się po zakończeniu kariery. Nie należę do osób, które robią dwie rzeczy naraz. W chwili obecnej skupiam się na żużlu. Jeśli Bóg da, to o inwestycjach będę może myślał za kilka lat. 

Zaczynaliśmy od tego, co podoba Ci się u Polaków. Powiedz na koniec, co jako ambasador Słowacji możesz polecić w Waszym kraju Polakom, jeśli chodzi oczywiście o walory turystyczne?

Na pewno polecam Tatry, ale te są też w Polsce. Mamy jednak też kilka innych fajnych rzeczy. Stare miasto w Bratysławie czy chociażby nasze jaskinie. Jesteśmy krajem przyjaznym i fajnym. Serdecznie wszystkich Polaków do nas zapraszam. Żużel, choćby ten w Żarnovicy, też jest. 

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA