Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Martin Smoliński po dwóch startach w Grand Prix Challenge na torze w Żarnowicy miał na swoim koncie komplet punktów. I choć był cały czas w czołówce, to ostatecznie zajął w zawodach piąte miejsce.

 

Martin, jak oceniasz swój występ w Grand Prix Challenge? Do szczęścia, czyli awansu, zabrakło niewiele…

To prawda. Matematycznie zabrakło chyba jednego punktu czy może dwóch. Nie awansowałem, ale ze swojego punktu widzenia z występu jestem zadowolony. Dobrze czytałem tor. Patryk Dudek przyszedł do mnie i powiedział: „Martin, nie wiem, jak ty to robisz, ale pełen szacunek, że tak sobie dobrze dzisiaj radzisz„.

Po dwóch startach miałeś na swoim koncie komplet punktów.

Początek w moim wydaniu był bardzo dobry. Od trzeciego startu niestety nie dopisywało zdrowie. Miałem od pewnego momentu bardzo silne bóle kontuzjowanego biodra i niestety, nie do końca można było jechać tymi ścieżkami, którymi się powinno. Musiałem w parkingu wspomagać się lekami przeciwbólowymi. Gdybym był w pełni zdrów, to myślę, że byłbym teraz zawodnikiem Grand Prix 2022. Miałem jeszcze dobry bieg, kiedy ścigałem się praktycznie przez cztery okrążenia z Janem Kvechem, ale niestety popełniłem błędy i na mecie przyjechałem za nim. 

Przed ostatnim biegiem miałeś szansę jeszcze na wywalczenie awansu. Ostatecznie uległeś w nim Australijczykom.

Australijczycy doskonale wiedzieli, że jestem dość szybki na tym torze i w zupełności normalne jest to, że pojechali przeciwko mnie i to jak widać – skutecznie. Ja dałem z siebie totalnie wszystko. Jestem z występu zadowolony. Na tunera narzekać nie mogę, bo sam przygotowałem silniki i były one wystarczająco szybkie (śmiech). Pokazałem, że wciąż potrafię się ścigać. Prawda jest taka, że wciąż dochodzę do siebie po ubiegłorocznej kontuzji, nie jest to dla mnie łatwy sezon i tym samym jestem bardzo zadowolony, że pomimo kłopotów zdrowotnych potrafię pojechać na niezłym poziomie. 

Nie brakowało głosów, że tor nie był do końca przygotowany tak jak być powinien.

Nie będę tego zdania podzielał. Tor nie był najłatwiejszy. Był jednak taki sam dla wszystkich zawodników i ja uważam, że jeżeli ktoś aspiruje do tego, aby ścigać się w cyklu Grand Prix, to powinien potrafić jeździć w każdych warunkach. To ja miałem za duży deficyt zdrowotny po kontuzji, aby w stu procentach móc się ścigać na tym torze. Wina była we mnie, absolutnie nie w torze. 

Rozumiem, że za rok Martin Smolinski atakuje ponownie Grand Prix.

Najpierw mam nadzieję, że zdrowie wróci do tego stopnia, do jakiego sobie życzę, a co do ataku – to oczywiście. Ja się nie poddaję i zamierzam walczyć ponownie. Owszem mam swoje lata, tu w parkingu na GP Challnege starszy jest ode mnie tylko chyba Chris Holder, ale na torze nie jedzie metryka, ale umiejętności i wola walki, a tego mi nie brakuje.

Dziękuje za rozmowę.

Dziękuje.