Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Gwiazda niemieckiego żużla, Martin Smolinski, nie ma powodów do zadowolenia. Kontuzja odniesiona w maju na torze w Lipsku zniweczyła jego tegoroczny plan, jakim było skuteczne rywalizowanie w cyklu Grand Prix. Pomimo starań, zawodnik nie zdążył wyleczyć kontuzji. Tym samym zabraknie go zarówno dziś we Wrocławiu, jak i w całych tegorocznych rozgrywkach o miano najlepszego żużlowca na świecie. 

– Zrobiliśmy wraz z teamem oraz rehabilitantami najwyższej klasy naprawdę wszystko, co możliwe, aby przywrócić moje ciało do pełnej sprawności. Jednak na końcu długiej drogi powrotu do zdrowia moje ciało powiedziało mi, że nie jest w tym roku gotowe na to, aby ścigać się w Grand Prix. Bardzo tego żałuję, bo to był mój główny cel w tym roku. Po wypadku pierwsze diagnozy zakładały sześć – osiem miesięcy leczenia. Postanowiłem, że spróbuję zrobić wszystko, aby wrócić szybciej. Nie ma sensu jakiekolwiek ryzykowanie, kiedy ja czuję, że to nie jest to, a jadąc na motocyklu nie mam nad nim pełnej kontroli i stanowię zagrożenie dla siebie. Nie ma co mówić o ściganiu się w Grand Prix – mówi na łamach Speedway Star Niemiec. 

Wielu niemieckich kibiców po decyzji Smolinskiego o wycofaniu się z Grand Prix dziwiło się, że zrobił to relatywnie wcześnie i mimo wszystko nie próbował podjąć rywalizacji w turnieju we Wrocławiu. 

– Od dłuższego czasu rozmawialiśmy w teamie o tym, jak to wszystko rozegrać. Ja jednak uznaję, że warto być uczciwym i chyba jestem. Ja wiem, co się czuje, gdy jest się zawodnikiem oczekującym czy rezerwowym, mając świadomość, że ktoś może wystartować lub nie. Dzięki mojej decyzji, zawodnik, który mnie zastąpi w walce o tytuł mistrza świata, miał czas choćby na to mentalne przygotowanie się, że – jak pozostała czternastka – wystąpi we wszystkich turniejach i może walczyć o najwyższe cele. Myślę, że uczciwie postawiłem sprawę. Gdybym pojechał do Wrocławia nie w pełni sprawny, to byłoby to nie fair wobec kolegów z toru czy organizatorów. W żużlu życie i zdrowie tak naprawdę ryzykuje się na każdym metrze ścigania – kontynuuje Smolinski. 

Były zawodnik Falubazu Zielona Góra nie ukrywa, że w tej chwili zdrowie jest dla niego najważniejsze. Dodaje jednak, że na żużlu zamierza ścigać się jeszcze jakieś dziesięć lat, być może również w Grand Prix. 

– Pytano mnie ostatnio czy liczę, że otrzymam dziką kartę na sezon 2021. Nie wiem. Ja liczę na to, że ciężka praca jaką wykonuję sprawi, że z czystym sumieniem wyjadę na tor w kolejnym sezonie. Póki co, będę skupiał się na rehabilitacji, tuningu silników oraz restaurowaniu samochodów. Jak moje ciało powie: „Martin, jesteśmy gotowi”, to pewnie znów zacznę myśleć o żużlu przez cały czas. Zdrowie jest najważniejsze. Nie chciałbym, aby przez wracanie do żużla na siłę zniknęła szansa na to, że będę w przyszłości mógł swobodnie biegać i grać w piłkę ze swoim synem. Żużel jest wspaniały, ale rodzina i zdrowie najważniejsze. Pozdrawiam wszystkich swoich fanów, a zawodnikom i organizatorom dziękuje za zrozumienie mojej decyzji i życzę wspaniałego cyklu Grand Prix – kończy Smoliński.