Martin Smolinski
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Martin Smolinski jest już pewny udziału w tegorocznym cyklu Grand Prix. Niemiec liczył się z rezygnacją Grega Hancocka, jednak jak przyznaje, przykro mu, że w ten sposób dostaje się do światowej elity. 

– Nie chciałem dostać się do Grand Prix w taki sposób. Wiem, jaka jest sytuacja Grega i jego rodziny. Życzę im jak najlepiej. Ja w wieku 14 lat straciłem swoją mamę, która dwa lata walczyła z rakiem. Okres jej choroby to był ciężki czas również dla mnie – mówi Smolinski na łamach Speedweek.

Pytany o swoje szanse w tegorocznym cyklu, Niemiec z pewnością w głosie zapewnia, że nie ma zamiaru wozić „ogonów”. Wręcz przeciwnie – mierzy bardzo wysoko. Ostatnio w cyklu Grand Prix startował w sezonie 2014, kiedy to wygrał inauguracyjny turniej w Nowej Zelandii, a cały cykl zakończył na dwunastym miejscu.

– Na pewno wiem, że mogę być w tym sezonie szybki. Moim celem jest jechać równo i skutecznie. Może to brzmieć dla kogoś zabawnie, ale chcę na koniec sezonu 2020 zameldować się w pierwszej szóstce mistrzostw, a w kolejnym – 2021 – włączyć się do walki o najwyższe cele. Wielu uważa, że to nierealne, ale ja swoją wartość znam i stać mnie na dobre wyniki – kontynuuje Niemiec. 

Jego zdaniem obecność niemieckiego zawodnika w cyklu Grand Prix to również szansa dla rozwoju tego sportu u naszych zachodnich sąsiadów. 

– Mój udział w mistrzostwach jest oczywiście szansą dla mnie, ale z drugiej strony to okazja dla całego żużla w moim kraju. Media na pewno będą śledziły moje występy i być może uda się to przełożyć na ich zainteresowanie naszą ligą, co przyczyniłoby się do jej rozwoju – kończy Smolinski.