Martin Smolinski nie jest w Holandii postacią anonimową.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Martin Smolinski stanowi od lat o sile niemieckiego speedwaya. W rozmowie z naszym portalem opowiada o swojej karierze, polskich korzeniach, dlaczego uwielbia Simona Wigga oraz czym się zajmie po zakończeniu kariery. Zapraszamy do lektury.

Martin, jak zaczęła się Twoja przygoda z żużlem?

Wychowywałem się w Olching, a to, jak wiadomo, miejscowość z żużlowymi tradycjami. Rodzice byli zaangażowani w działalność klubu MSC Olching. Mama zajmowała się młodzieżą, tato z kolei pierwszą drużyną. Do dziś jest aktywny jako komentator. Gdy skończyłem dziewięć lat, zacząłem trenować i tak zostałem na motocyklu do dziś. Pamiętam, że zaczynałem startując na motocyklu yamaha PW 50. Później była licencja młodzieżowa i pierwsze starty. 

Piłkarze z reprezentacji Niemiec, Miroslav Klose i Lukas Podolski mają polskie korzenie. Ty również…

Tak, to prawda. Mam trochę polskiej krwi, jeśli można tak w ogóle powiedzieć. Mój dziadek był Polakiem. Na przełomie 1943 i 1944 roku został z rodziną przeniesiony z Katowic do obecnych Niemiec.

Od lat należysz do najlepszych niemieckich zawodników. Jaka jest recepta na bycie najlepszym na niemieckiej ziemi?

Czy jestem najlepszy, trudno powiedzieć. Staram się jak mogę najlepiej. Na pewno, aby osiągnąć sukces, trzeba podchodzić profesjonalnie i mieć w głowie cel, do którego się systematycznie dąży. 

Twoim idolem jest nie kto inny jak świętej pamięci Simon Wigg…

Tak, Simon to mój idol. To uwielbienie zrodziło się jeszcze kiedy byłem mały. Simon wielokrotnie startował na torach trawiastych oraz piaszczystych. On miał zawsze czas dla małych fanów żużla. Rozdawał zdjęcia i autografy. Na torze prezentował się też inaczej niż inni. Był bardo charakterystyczny. W szczególności kiedy startował na długim torze. Z tego też względu, między innymi, moje motory do wyścigów na długim torze wyglądają podobnie do tych, które miał Wigg.

Od lat współpracujesz z Egonem Mullerem…

Egon to, co by o nim nie mówić, wielkiej klasy fachowiec. On potrafi przygotować motocykl, jak nikt inny. W pełni mu ufam i wiem, że bez pomocy Egona wielu moich sukcesów po prostu by nie było. On, jak to się mówi w Polsce, „zjadł zęby na żużlu”. Egon miał i ma wielki wpływ na moją karierę.

Nazwa HN Nowak też nie jest Ci obca…

Firma HN Nowak pomaga mi od wielu lat. Mogę powiedzieć tylko tyle, że takich ludzi jak Peter Nowak, powinno być w tym sporcie więcej. To nie tylko sponsor, ale bardzo mądry człowiek. Zna się na żużlu, nie mówiąc o biznesie. Wiele się można od niego nauczyć. 

W Polsce startowałeś w wielu klubach. Gdzie czułeś się najlepiej?

Wiesz, prawda jest taka, że jeśli jesteś zawodowcem, to każdy klub, który wywiązuje się ze swoich zobowiązań, jest w porządku. Ja na to patrzę z tej strony. Nie ukrywam jednak, że bardzo dobrze czuję się mając umowę w Zielonej Górze. Widać, że klub jest prowadzony niezwykle profesjonalnie. Przypomina mi to, do czego jestem przyzwyczajony tutaj, w Niemczech.

Aby osiągnąć sukces, trzeba profesjonalnego podejścia i celu, do którego systematycznie się dąży

Kontrakt w Zielonej Górze, jak widać, bardzo Ci odpowiada. Jednak żużel nad Wisłą to Twoje przyjemne i nieprzyjemne wspomnienia…

Umową związałem się z Falubazem i może się to niektórym wydać śmieszne, ale wierzę, że będę miał okazję do startów. Miłe wspomnienie, które utkwiło w głowie to pokonanie na tarnowskim torze w sezonie 2007 samego Tomasza Golloba. Co do przykrych rzeczy, to wiesz, niejednokrotnie bywało, że startowałem i wykonałem swoją pracę, a nie było zapłaty. To trochę dziwne, że żużel jest tak bardzo popularny w Polsce, a kluby w tym ważnym aspekcie swego funkcjonowania pozostają bezkarne.

W Niemczech zmieniłeś Olching na klub z Landshut?

Tak, ale to nie było spowodowane jakimiś niesnaskami pomiędzy mną i klubem. Po prostu Olching miało problemy z ludźmi, którzy zamieszkiwali obok stadionu. Finalnie Olching mogło jechać tylko cztery imprezy w sezonie i to stoi za decyzją o zmianie klubu. Mieszkasz w Niemczech, to sam wiesz, jak tu niektóre rzeczy wyglądają.

Po kilku latach przerwy wracasz do ligi szwedzkiej…

Tak, będę startował dla Masarny Avesta. Dogadaliśmy się w sprawie umowy, do tego pasuje mi logistyka. Liczę więc na fajne występy. 

Ostatnie starty dla Hammarby Sztokholm nie skończyły się udanie…

Były naprawdę duże problemy z płatnościami, ale powiem tylko, że po tym jak zaangażowałem w sprawę prawnika, otrzymałem wszystkie należne honoraria. To pocieszające, że udało mi się wyegzekwować należne wynagrodzenie.

Startowałeś również w swojej karierze w lidze angielskiej… 

Miałem taki epizod. Powiem ci tyle, że z Coventry wywalczyliśmy wszystko, co możliwe. Starty w Anglii dały mi dużo doświadczenia. Nowe tory, trochę inna technika. Bez Anglii nie byłbym w tym miejscu, w którym jestem. Szkoda, że obecnie z roku na rok Anglia traci na swojej popularności. 

Jednym z Twoich największych sukcesów jest zwycięstwo w jednej z rund Grand Prix w Auckland. W sezonie 2014, poza tym jednym turniejem, nie było jednak już tak różowo w Grand Prix…

Wiesz, to była bardzo fajna rzecz. Wielki sukces, który zawsze miło wspominam. Nie ukrywam, że marzę jeszcze o powrocie do Grand Prix. Co do reszty sezonu… Jak to w żużlu, po Auckland z myśliwego stałem się zającem i było coraz słabiej. Jako team, mimo że byliśmy przygotowani profesjonalnie, po prostu nie podołaliśmy zadaniu. To zwycięstwo, powiem teraz szczerze, przyszło po prostu za szybko. Do tego doszło zamieszanie związane z moim ówczesnym zapłonem, dyskusje czy jest dozwolony czy nie i tak dalej. Powiem jedno, on był wówczas w pełni legalny. Komuś chyba nie chodziło o zapłon, a o mnie… Brakowało też większego wsparcia ze strony niemieckiej federacji. Mimo wszystko to był fajny rok, posmakowałem jak to jest wygrać rundę Grand Prix. 

Zeszły sezon to mistrzostwo świata na długim torze i tym samym Gala FIM w Andorze.

To jest niesamowite uczucie, kiedy wiesz, że jesteś najlepszy na świecie. Naprawdę piękne uczucie, kiedy uświadamiasz sobie, że właśnie zostałeś indywidualnym mistrzem świata. Co do gali, to wspaniała rzecz, móc być obok tych wszystkich najlepszych zawodników w świecie sportów motorowych. Mam nadzieję, że nie była to moja ostatnia obecność na tej uroczystości. 

Wolisz długi tor czy klasyczny żużel?

Serio? Bez większej różnicy. Jeśli tylko wygrywam, kocham obie odmiany żużla.

 Ile lat Martin Smoliński będzie jeszcze startował na żużlu?

Tego nigdy nie wie sam zawodnik. Można tylko sobie planować. Scenariusze pisze życie. Jeśli nie będzie kontuzji, chciałbym jeszcze te dziesięć lat się pościgać.

Martin, jak spopularyzować żużel w Niemczech?

Recepta jest jedna. Telewizja pokazująca ten sport oraz dobry promotor. Po nich dopiero przyjdą kibice na stadiony i sponsorzy.

Kto przygotowuje Twoje motocykle na sezon 2019??

Na klasyczny żużel pracują nad nimi Joachim Kugelmann oraz Marcel Gerhard. Jeśli tylko czas pozwala, sam też coś robię przy silnikach. Na długi tor wyjadę na silnikach od Manfreda Knappe.

Cele na sezon 2019 to…

Obrona tytułu mistrza świata na długim torze i dobre występy, jeśli będzie okazja, dla Falubazu. 

Niedługo będzie chyba silnik oznaczony Martin Smoliński Tuning?

Nie, nie (śmiech – dop. red), tak daleko jeszcze nie jesteśmy. Jestem wprawdzie z wykształcenia mechanikiem motocykli, ukończyłem niedawno trzyletnie praktyki u samego Otto Lantenhammera, ale na wszystko przyjdzie pora. Na razie ścigam się aktywnie. W wolnym czasie coś robię w warsztacie i, póki co, korzystają z tego młodzi zawodnicy oraz zawodnicy ścigający się amatorsko.

Oprócz żużla dbasz już o swoją przyszłość biznesowo. Twoja firma SR Speedperformance rozwija się bardzo dobrze…

Tak, idzie mi na polu biznesowym nieźle, nieskromnie mówiąc. Jesteśmy przy sporcie motocyklowym, ale robimy wiele innych rzeczy. Organizujemy eventy dla VIP-ów, obozy dla dzieci. Produkujemy materiały reklamowe i wiele innych rzeczy. Nie ukrywam, kręci się. Od paru lat istnieje też firma SMOK Vetrieb. Tu z kolei zajmujemy się promowaniem i sprzedażą olejów do motocykli Oilfino, sprayów czy akcesoriów dla straży pożarnej. Jesteśmy też w Niemczech przedstawicielem Teng Tools.

Czas wolny to rola kustosza muzeum starych samochodów w Aldkofen…

Ej, z tym kustoszem to przesadziłeś. Stare auta to moje hobby i opiekuję się tym muzeum w miarę możliwości. Oprócz tego czas wolny to rodzina, mój owczarek niemiecki Nala i bieganie.

Czas na przyjemności, Martin Smolinski ze swoim owczarkiem Nalą

Martin Smolinski, zawodnik niebrzydki, znalazł też angaż w produkcji filmowej…

Tak, ale to był jednorazowy epizod. Zagrałem w filmie Speed Mud and Glory. Świetne doświadczenie i fajna zabawa na planie filmowym. 

Na koniec – Niemcy są zachwyceni urodą Polek. Martin Smolinski również?

Martin Smolinski na koniec powie, że ma już swoją ukochaną kobietę i na inne nie spogląda. Moja kobieta jest najpiękniejsza. I tyle. 

Martin, dziękuje za rozmowę 

Dziękuje również i pozdrawiam polskich kibiców. Do zobaczenia. 

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA

Fotografie pochodzą z profilu facebookowego Martina Smolinskiego