Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Kiedyś budował swój sukces na mięsie, dziś zajmuje się nieruchomościami. Mięsem natomiast może co najwyżej rzucić. Choć nie ma ku temu większych powodów, bo i w biznesie, i w sporcie Maciej Duda niemal wszystko zamienia w złoto. Najlepszym przykładem Unia Leszno.

– Pochodzę z Grąbkowa, wioski leżącej 50 km od Leszna. Jestem synem rolnika i mam pochodzenie chłopskie – przedstawia się nam Maciej Duda. Dla kibiców to przede wszystkim szef rady nadzorczej leszczyńskiej Unii, akcjonariusz, sponsor, no i… małżonek wiceprezes klubu, Darii Dudy. Ludziom spoza żużlowej branży kojarzy się z kolei z sukcesem Polskiego Koncernu Mięsnego Duda.

Jako dzieciak zakochany był w futbolu, sam też kopał, choć bez większej aprobaty rodziców. – Wsparcia rodziny nie miałem, słyszałem, że to strata czasu. A że wychowany zostałem w etosie pracy, to specjalnie się nie opierałem – przyznaje. Futbol pozostał jednak pasją do dziś, a i kibicować jest komu. 13-letni syn, Paweł, to wychowanek Akademii Reissa, obecnie gra w barwach Jaroty Jarocin. Zresztą jako sponsor poznańskiego Lecha PKM Duda też miał swój epizod i na klubowych banerach się pojawiał.

Firmę założyli rodzice, ale to dzieci zaczęły ją przekształcać i rozbudowywać. Maciej Duda ma siostrę i dwóch braci. Trzeci zginął w wypadku samochodowym kilkanaście lat temu. – Pracowaliśmy wspólnie, rodzeństwo dorastało i stopniowo włączało się w prowadzenie rodzinnego interesu. Między mną a najmłodszym bratem jest 13 lat różnicy – podkreśla. Gdy był tuż przed trzydziestką, wprowadził firmę na giełdę. – Fascynowałem się giełdą od zawsze, kiedyś zarobiłem tam już pierwsze pieniądze. Nie miliony, raczej dziesiątki czy setki tysięcy. Zrozumiałem, że można tu dużo zarobić, ale i dużo stracić. Że to kasyno. Wiedziałem też, że giełda to szansa na rozwój firm, które nie mają dostępu do kapitału z zewnątrz, więc potrzebują inwestorów – wykłada akcjonariusz Unii. Ten wózek pcha wspólnie z prezesem Piotrem Rusieckim (Polcopper), Józefem Dworakowskim (Agromix), Waldemarem Ciesiółką (Ciesiółka Auto Group) i Jarosławem Stajerem (Almark).

Od razu widać, że przewodniczący rady nadzorczej nie siedzi na żadnym złomie… Z lewej prezes Piotr Rusiecki.

To właśnie Maciej Duda był zawsze tym, który starał się popychać firmę do przodu. Rozwijać ją, poszerzać i umacniać. Tworzyć imperium po prostu. – Zawsze byliśmy specjalistami od produkcji mięsa, na tym wyrośliśmy. Nigdy nie byliśmy jednak tanim producentem, bo chcieliśmy łączyć najwyższą jakość produktu z doskonałym serwisem. W tej branży niezwykle ważna jest logistyka, co dziś rozumieją wszyscy, ale kiedyś bywało inaczej. Dostawy surowca muszą się odbywać na czas, stąd transport powinien być opanowany do perfekcji, a najlepiej własny. Własna logistyka na wysokim poziomie to klucz do sukcesu – zaznacza Maciej Duda.

Co ciekawe, dziś z przemysłem mięsnym nie ma już nic wspólnego. Udziały zostały sprzedane w 2015 roku firmie Cedrob i tak powstało Gobarto. Dudę natomiast zajęły dwa nowe projekty – Duda Holding i Duda Development. A to już inna branża – m.in. nieruchomości i finanse.

– Jednym z moich celów zawsze była dywersyfikacja biznesu. Dążenie do tego, by nie być uzależnionym od jednej branży. W tej związanej z produktami spożywczymi jedna choroba stada jest w stanie przewrócić cały biznes – tłumaczy biznesmen. Warto dodać, że w rękach rodziny pozostają firma Pig Farmer oraz fundusz inwestycyjny Opoka TFI.   

Żużel? To nie była miłość od pierwszego wejrzenia, raczej – początkowo – coś w rodzaju małżeństwa z rozsądku. Kiedy Duda uczył się w leszczyńskim Zespole Szkół Rolniczo-Budowlanych, przez trzy lata mieszkał w internacie tuż przy stadionie. Żużlowym, rzecz jasna. – I jakoś mnie przez tyle czasu ten huk motorów nie wciągnął. Kompletnie. A przecież słyszało się każdy trening. Dopiero później przyjechał do mnie Rufin Sokołowski i namówił na sponsoring. Ale robiłem to wówczas bez żadnego emocjonalnego zaangażowania, bardziej z odpowiedzialności społecznej. Skoro firma szybko się rozwijała, to potrzebowała też dobrego marketingu. Dopiero potem nastąpiła zmiana – wspomina Duda.

Za zmianą stał Józef Dworakowski. Tym razem on odwiedził Dudę i powiedział coś w rodzaju „k…, musisz pomóc”. A Jożinowi się nie odmawia. – Tak, to mój żużlowy ojciec. Włożył w Unię wiele serca i mnóstwo pieniędzy. Myślę, że kiedyś jakiś pomnik Józefa Dworakowskiego przy stadionie powinien stanąć – uśmiecha się Maciej Duda. Ten moment, w którym między nim a sportem żużlowym zaiskrzyło, nastał w 2010 roku. Mniej więcej wtedy pojawiła się chemia. Może związana z mistrzowskim tytułem Tomasza Golloba?

– Jasne, kibicowaliśmy Gollobowi, ale bardziej Jarkowi Hampelowi, który też walczył o tytuł. Nawet syn mi kiedyś wypomniał, mówiąc, że „ty tego Jarka tak kochasz”. Pomagałem ściągnąć go do Leszna w 2007 roku, uczestniczyłem w tym transferze. Jako firma wspieraliśmy Jarka, a później też Janusza Kołodzieja, który, kiedy przyszedł do Leszna, wcale nie miał takiej wspaniałej opinii – wspomina mecenas leszczyńskiego żużla.

Wrażenia ze współpracy z żużlowcami? – Nie spotkałem się z niczym, co by negatywnie zapadło mi w pamięci. Mam szacunek dla ich pracy i dla tej prędkości na torze. To ciężka, ryzykowna robota. Najbardziej żałowałem, że nie udało się utrzymać Jarka w 2012 roku, ale też nie miałem z tego tytułu żadnych złych emocji. Kiedyś powiedziałem żonie, że wróci. I wrócił – cieszy się współtwórca wielkiej Unii. A żona – mówią o niej „złotko”, jak o naszych siatkarkach swego czasu, bo funkcję wiceprezesa pełni od początku 2017 roku. Wszystko jasne.

Cele i marzenia? – Z pewnością potrójna korona DMP. Natomiast jako szef rady nadzorczej chciałbym, by klub szedł w kierunku opierania swojej siły na wychowankach. Żeby nasi najlepsi juniorzy stawali się z czasem najlepszymi seniorami. Wiem, że w obecnych czasach trudno jest wytrwać w jednym klubie od początku do końca, ale mamy nowe pokolenie młodzieży, które chce pracować – przekonuje Duda. I dodaje: – Nie będę rzucał nazwiskami, ale wiem, co potrafią robić zawodnicy niezwiązani z klubem, często zagraniczni. Dlatego w Lesznie, gdy chodzi o obcokrajowców, decydujemy się na długoterminowe relacje, jak z Emilem Sajfutdinowem, który spędzi u nas już piąty sezon. Jeśli ktoś do nas przychodzi i pasuje, to nie ma potrzeby, by zmieniał miejsce pracy. Związek z klubem powinien być emocjonalny. Do tego musi dołączyć poczucie dobrze wykonanej pracy. Świadomość, że zostało zrobione wszystko, co powinno.

I tak to właśnie działa. W Lesznie. Sam Maciej Duda jest mieszkańcem Kobylina. Poza synem ma też dwie córki: studentkę AWF-u Weronikę (19 lat) oraz uczennicę liceum Dominikę (16). Głowa rodziny natomiast to rocznik 1973. Jeździ na nartach, biega, stara się być aktywny. Niekiedy zdarzy się, że zwróci uwagę na fakt, iż nawet zawodnicy z jego półki wiekowej wciąż są czynni zawodowo: jak rówieśnik Rune Holta czy Greg Hancock (rocznik 1970). To też człowieka odmładza. Nie ukrywamy, że i my coraz częściej zaglądamy, na pocieszenie i dla lepszego samopoczucia, w metryczki aktywnych żużlowych dinozaurów.

Ale Hancock czy Holta niespecjalnie chyba pasują do Leszna. Emocjonalnie nie pasują…

WOJCIECH KOERBER