FOT. Facebook UNIA TARNÓW.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Zespół tarnowskiej Unii podobnie jak inne drużyny pozostał póki co w „blokach startowych”. Na ligowe pojedynki na zapleczu Ekstraligi musi jeszcze poczekać. Z prezesem klubu Łukaszem Sady udało nam się krótko porozmawiać o obecnej sytuacji. 

Panie Prezesie, nie takiej wiosny wszyscy oczekiwaliśmy…  

Oczywiście, że nie. Nikt się nie spodziewał, że będziemy w takiej sytuacji w jakiej znajdujemy się obecnie.  

Jak Pan sądzi, jak ta sytuacja przełoży się na żużel w Polsce? 

Tego nikt nie wie w tym momencie. Jedyne, co w tej chwili możemy zrobić, to czekać, jakie zapadną decyzje odnośnie dalszego przeprowadzania rozgrywek. Zobaczymy czy wystartują w maju, czerwcu czy może w ogóle to wszystko ulegnie zmianie.  

Dla finansów klubów to też bardzo nieciekawa sytuacja. Wielu sponsorów ogranicza wsparcie. Jak to wygląda w przypadku podmiotów wspierających Unię Tarnów? 

Nie chcę mówić tu o wybranych sponsorach. Sytuacja jest ogólnie niezwykle trudna. Osobiście jeszcze niedawno próbowałem dzwonić po firmach, z którymi byłem już po słowie, celem umówienia się na spotkania, dalsze rozmowy, jednakże nikt nie chce rozmawiać obecnie o sponsoringu. Sam też w pewnym momencie tych działań uznałem, że jest to w chwili obecnej po prostu niestosowne. Każdy podmiot patrzy w tej chwili, aby ratować siebie i jest to dla mnie jak najbardziej zrozumiałe.  

A Grupa Azoty wywiązuje się obecnie z umowy? Doszły nas słuchy, że ostatnia transza środków została wstrzymana? 

Z Grupą Azoty mamy długoletnią umowę na wielu płaszczyznach, promocja dotyczy nie tylko aktywności żużlowych bezpośrednio związanych z zawodami i ekspozycją reklam w czasie zawodów. Liczę, że współpracę z głównym partnerem będziemy kontynuować stosownie do zapisów w naszej umowie, podobnie zresztą jak z tymi sponsorami, z którymi już jakiś czas temu podpisaliśmy umowy. Natomiast nikt nie jest w stanie przewidzieć, co nastąpi za miesiąc, czy dwa, jak rozwinie się sytuacja epidemiczna i wszystko, co z nią związane. Wszyscy czekamy na rozstrzygnięcia odnośnie przyszłości żużla – kluby, zawodnicy, sponsorzy czy kibice. Zawodnicy wykazują się zrozumieniem i czekają. Prawda też jest taka, że zawodnicy w martwym sezonie nie mają tak dużych potrzeb finansowych jak w sezonie czynnym. Wszyscy musimy uzbroić się po prostu w cierpliwość i poczekać, co czas przyniesie i jakie rozstrzygnięcia zapadną. Na ten moment, według mojej wiedzy, start ligi i jej odjechanie w pełnym wymiarze jest realny.

Bierze Pan pod uwagę, że żużla w tym roku na polskich torach nie będzie? 

Oczywiście, że biorę. Rozmawiam z wieloma prezesami i powiem panu – nie tylko ja biorę ten scenariusz pod uwagę. Pomysły są różne. Jeśli kluby przetrwają, a wierzę że tak się stanie, będzie potrzebna kwestia ustaleń sportowych. Można na sezon 2021 choćby po prostu „odkalkować” tegoroczne składy. W tej chwili to są jednak tylko dywagacje.  

Zawodnicy po kryzysie zejdą z oczekiwaniami finansowymi mocno w dół? Tak przynajmniej powiedział mi wczoraj jeden z ekstraligowych prezesów. 

Powiem panu szczerze, ja nie wyobrażam sobie, żeby tak się nie stało. Ja swoje kalkulacje też już zrobiłem. Obojętnie czy liga ruszy w maju, czerwcu czy w przyszłym roku, renegocjacje są konieczne, o ile klub oczywiście ma egzystować. Jeśli zawodnicy będą chcieli jeździć i zarabiać, niestety ale będą zmuszeni zejść na ziemię.  

Dziękuję za rozmowę. 

Dziękuję.