Łukasz Nowacki: Chcę zostać mistrzem świata, ale na moich warunkach

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Często mówi się o nich, że to niedoszli żużlowcy. Wielu z nich wywodzi się z miast, w których króluje czarny sport. Zarażeni pasją do ścigania wybrali dwuślad, ale o napędzie nożnym. W Polsce speedrower nazywany jest żużlem na rowerach. Poznajcie Łukasza Nowackiego – multimedialistę mistrzostw Polski i świata.

Na co dzień mieszkasz i pracujesz w Wielkiej Brytanii?

Tak, mieszkam z żoną i 1,5-rocznym synkiem Kasprem w Wielkiej Brytanii. Jestem tam od 2002 roku z małą przerwą w Polsce. Pracuję w sklepie rowerowym w dziale zaopatrzenia, a po pracy oddaję się swojej pasji.

No właśnie, jesteś wielkim miłośnikiem kolarstwa. Od lat uprawiasz speedrower. Jak to się zaczęło?

Pochodzę z Wrocławia, a wychowałem się na bardzo żużlowej dzielnicy jaką jest Sępolno. Jeździliśmy z kolegami podglądać przez bramę jak sobie radzą żużlowcy i w ten sposób uzbierała się spora grupka małych chłopaków, którzy pragnęli naśladować tych starszych kolegów, ale na rowerach. Stworzyliśmy wówczas fajną drużynę i wydawało nam się, że jesteśmy jedyni na świecie (śmiech). Później okazało się, że takich drużyn było już kilka.

Dość szybko jednak zdecydowałeś się wyjechać na wyspy.

Zaraz po ukończeniu szkoły średniej zostałem rzucony na głęboką wodę i musiałem sobie zacząć jakoś radzić. Z pracą w kraju nie było najlepiej, dlatego zdecydowałem się wyjechać do Anglii. Jeszcze podczas pobytu w Polsce spotkałem na swojej drodze Dave’a Murphy’ego, który pomógł mi ogarnąć starty w speedrowerze tam na Wyspach. Mam taką charakterystykę jazdy, że na polskich torach nie mogłem wykazać maksimum swoich możliwości. Angielskie tory są inne i bardziej mi odpowiadają.

Na czym polega różnica między torami w Polsce i Wielkiej Brytanii?

Polskie tory maja kompletnie inna specyfikę niż tory angielskie. Jest to spowodowane tym, że nie ma w kraju dostępu do dobrej nawierzchni, albo żaden z klubów do takiej nie dotarł. W Anglii od lat większość klubów używa nawierzchni ze Szkocji, która jest idealna do speedrowera. Jest niezwykle plastyczna i można ją świetnie przygotować, wyrównywać i odmiatać. Zawiera ona w sobie naturalny olej, który dodaje jej naturalnej wilgotności i ciężaru. Taka nawierzchnia się po prostu nie rozsypuje i można na niej jeździć bez specjalnej kosmetyki przez cały sezon. Druga sprawa to geometria torów. Na Wyspach tory są, lub były, bo i to się w Polsce zmieniło, dłuższe i o odpowiednich profilach na łukach, a to pozwala walczyć na całej szerokości toru i nie zawsze decyduje start.

Speedrower pochłania Ci dużo czasu?

Był taki czas, że pochłaniał mi większość czasu. Odkąd mam rodzinę, wiadomo, że tego czasu mam już na to mniej, ale cały czas sprawia mi to wielką frajdę. Speedrower to piękna sportowa dyscyplina. Jeździ się w piękne miejsca jak na przykład Australia i poznaje fajnych ludzi. Jest to dla mnie przynajmniej świetna sprawa.

Bo dla pieniędzy na speedrowerze się nie jeździ.

Absolutnie. Myślałem, że jak zdobyłem brązowy medal IMŚ, to przyczynię się do popularyzacji tej dyscypliny w Polsce, ale niestety tak się nie stało. Jeśli mówi się, że żużel jest sportem niszowym, to speedrower już całkiem. Pamiętam dawne czasy, jak się zdobywało sponsorów na wyjazdy, na sprzęt. Robiliśmy stronę internetową i na niej wymienialiśmy naszych darczyńców. Fajnie to szło, a jak jeszcze wszystko było podparte sukcesami, to wyglądało to naprawdę dobrze.

Ile taki sprzęt do speedroweru kosztuje?

Nie są to wielkie wydatki. Koszt takiego roweru to około 1500 – 2000 tys. złotych, czyli tyle, ile kosztuje przeciętnie rower dla każdego. Należy jednak pamiętać o tym, że taki rower musi być dostosowany, bo tu potrzeba specjalnej ramy. Poza tym raz na jakiś czas wymienia się opony i to wszystko. Taki rower nie ma przerzutek, hamulców – więc nie generuje dodatkowych kosztów.

Łukasz Nowacki w 2006 roku został mistrzem Europy. Fot: archiwum Łukasz Nowacki

W jaki sposób przygotowujesz się do sezonu?

Myślę, że moje przygotowania wyglądają podobnie jak u żużlowców. Dbam o kondycję i jestem cały czas w treningu. Biegam i jeżdżę na rowerze. Przynajmniej raz w tygodniu robię także trening na rowerze górskim.

Proszę, przytocz naszym Czytelnikom jakąś ciekawą historię.

To był nasz pierwszy w historii mecz ligowy, w ogóle pierwszy w historii speedrowera w Polsce, bo właśnie w 1995 roku rozgrywki ogólnopolskie zaistniały. Jeździły drużyny z Wrocławia, Rawicza, Leszna, Gniezna, Grudziądza i Piły. Ten debiutancki mecz to niesamowite przeżycie, bo jeździliśmy z pionierami tego sportu w Wielkopolsce. Klub z Rawicza był już nieźle zorganizowany a przede wszystkim miał swój tor. To właśnie tam zadebiutowaliśmy w Turnieju Gwiazdkowym, gdzie starliśmy się z brutalną rzeczywistością zorganizowanego ścigania się. My jeździliśmy na wrocławskiej Pergoli przy Hali Ludowej (obecnie Hala Stulecia) i wymalowaliśmy go sami, pomiędzy dwiema latarniami. Nasz klub był zupełną zbieraniną kumpli z Sępolna, wsparty zapaleńcami z innych dzielnic. Dopiero przed rozpoczęciem sezonu uzyskaliśmy zainteresowanie dawnej Sparty Wrocław, czyli Towarzystwa Miłośników Sportów Motorowych. Klub z Rawicza przyjechał do Wrocławia… autobusem. Mieli profesjonalne plastrony i ubrani byli kolorowo, a my przy nich wyglądaliśmy jak chłopaki z innej epoki. Pamiętam, że mieliśmy dwa kaski na drużynę i wymienialiśmy się nimi po każdym biegu. Jakimś cudem udało się trzymać wynik w kontakcie do ostatniego biegu. Tam już emocje były niesamowite. Pamiętam, że nasi kibice, czyli głównie nasi rodzice, emocjonowali się bardziej niż my sami. Większość z nas miała po 15 lat i zdawało nam się, że odkryliśmy niesamowitą dyscyplinę sportu. I tak jest do dzisiaj – 25 lat później. Ten ostatni bieg to klasyczne 5:1 moje i Marcina Szymańskiego. Obaj wciąż jeździmy i dzielimy tę samą pasję. Co ciekawe w drużynie z Rawicza już wtedy była Anita Włodarczyk. Przyjechała też do Wrocławia jako kibic, ponieważ w drużynie był jej brat, Karol.

Obserwując kiedyś zawody w Toruniu widziałem, że głównie decydował start. Mijanek jak na lekarstwo. Ustalacie jakąś taktykę na mecz? Robicie rozpoznanie przeciwnika?

W Toruniu jest najbardziej specyficzny tor w Polsce. Zdecydowanie liczy się tam start i trzymanie krawężnika. Ale już tory w Zielonej Górze, Częstochowie są inne i umożliwiają zdecydowanie więcej ataków. Środowisko speedrowerowe jest tak małe, że praktycznie wszyscy wiemy kto jaką siłą dysponuje. Największa niewiadoma jest jak się gdzieś jedzie na przykład na mistrzostwa świata. Dopiero na miejscu przekonujemy się kto jest dobry.

Jesteś multimedialistą IM Wielkiej Brytanii, IM Polski, brązowanym medalistą IMŚ z 2009 roku oraz Mistrzem Europy z 2006 roku. Masz jeszcze motywację do dalszych startów?

Za chwilę skończę 40 lat i przyznam, że nie mogę się tego doczekać. W Wielkiej Brytanii jest specjalna liga dla osób powyżej 40. roku życia. Tu już inaczej się podchodzi do życia, sportu. Większość z nas ma już rodziny i szanujemy swoje kości. Dzisiaj młodzi chłopcy szybko tracą zapał do sportu. Osiągają coś szybko i za chwilę już ich nie ma. Mnie się cały czas chce. Przygotowuję się już do nowego sezonu. Nie mam w swojej kolekcji złotego medalu IMP, ale to także dlatego, że dość szybko wyjechałem z Polski.

Polskie podium w Poole 2016. Dawid Bas (2. miejsce) jest młodszy od Łukasza Nowackiego niemal o połowę. Fot: archiwum Łukasz Nowacki

Jakie jeszcze masz marzenia związane ze speedrowerem?

Chciałbym zostać mistrzem świata, ale z zaznaczeniem, że na moich warunkach. To znaczy nie za wszelką cenę i nie po trupach. Dla mnie speedrower to przede wszystkim pasja i dobra zabawa. Tak do tego podchodzę.

Tego Ci życzę i dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

Rozmawiał ŁUKASZ BRUNACKI