Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Według planu odmrażania PGE Ekstraligi, zawodnikom został już tylko tydzień do ponownego wyjazdu na tor. Polscy żużlowcy starają się zachowywać wszelkie środki ostrożności związane z pandemią koronawirusa, a obcokrajowcy przebywają na 14-dniowej kwarantannie. Wznowienia treningów nie może się doczekać Fredrik Lindgren, który do Częstochowy zabrał swoją, będącą w ciąży, żonę – Carolinę Jonasdotter i psa.

– Wszyscy czujemy się dobrze – moja żona, nasz pies Bellman oraz ja. Od samego początku naszego pobytu w Częstochowie zostaliśmy bardzo dobrze zakwaterowani, więc jest dobrze. Nie musiałem przekonywać Caroliny do przyjazdu do Polski. Wspólnie omówiliśmy całą sytuację i podjęliśmy decyzję, że wspólna podróż będzie dla nas najlepszym rozwiązaniem – opowiada Lindrgen w rozmowie z mediami klubowymi.

– Jest trudno, kiedy nie możesz zmienić otoczenia. Większość dni wygląda podobnie. Mam sprzęt do ćwiczeń, dlatego codziennie trenuję. Hotel udostępnił dla nas ogród, dlatego możemy pobawić się z naszym psem na świeżym powietrzu. Jeżeli chodzi o jedzenie, to posiłki są trzy razy dziennie dowożone do naszego pokoju. Reszta dnia to TV, social media i praca przy komputerze – dodaje.

Szwed ma świadomość, że przygotowania do tegorocznych rozgrywek będą bardzo utrudnione. Zawodnicy dostaną bowiem tylko dwa tygodnie na testowanie sprzętu i spasowanie się z własnymi obiektami. 35-latek liczy jednak na to, że w odpowiednim wejściu w rozgrywki pomoże mu doświadczenie z przeszłości.

– To będą zdecydowanie inne przygotowania do startu ligi, niż miało to miejsce w latach ubiegłych. Zasady są jednak takie same dla wszystkich, dlatego nie pozostaje nic innego, jak zaakceptować nową sytuację. Na szczęście w przeszłości, kiedy startowałem dla Wolverhampton w Anglii, mieliśmy w jednym z sezonów problemy z pogodą. Przed startem ligi udało się odbyć tylko jeden, krótki trening – wyjaśnia czwarty zawodnik cyklu Grand Prix 2019.

Lindgren nie ukrywa też, że w pewnym momencie pandemia koronawirusa wybiła go z rytmu przygotowań. Ogólna dezinformacja i brak oficjalnych terminów powrotu do rozgrywek wpłynęły na jego motywację.

– COVID-19 wprowadził małe zamieszanie. Na początku pandemii borykałem się z brakiem motywacji, kiedy nie miałem jasno określonego terminu powrotu na tor. Teraz kiedy mamy już ustaloną datę powrotu do jazdy, to bardzo pomaga w ponownym złapaniu odpowiedniej motywacji – tłumaczy podopieczny Marka Cieślaka.

BARTOSZ RABENDA