Tomasz Suskiewicz między Andriejem Sawinem i Glebem Czugunowem
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Limitery, które zawodnicy będą musieli stosować od sezonu 2020, stały się ostatnio przedmiotem dyskusji wielu osób związanych z czarnym sportem. Zdaniem części ekspertów, ta nowinka technologiczna jest zupełnie niepotrzebna, a wręcz może utrudnić jazdę niektórym zawodnikom. O to, czy limitery faktycznie przyniosą ze sobą problemy, zapytaliśmy Tomasza Suskiewicza, menedżera Emila Sajfutdinowa.

Zadaniem limiterów jest zmniejszenie maksymalnych obrotów silnika. Do tej pory silnik w motocyklu żużlowym mógł osiągać nawet do 15500 obrotów na minutę. Po wprowadzeniu nowych przepisów, ta liczba zostanie zmniejszona do 13500.

– Limitery od dwóch lat są w regulaminie dotyczącym klasy 250cc. Co więcej, w 500cc te limitery również od dwóch lat były zalecane. Teraz stało się to po prostu obowiązkiem. Zmiany były więc wprowadzane stopniowo, można było się na nie przygotować i nie są zaskoczeniem. Ten strach jest zupełnie niepotrzebny. W klasie 250cc nie spowodowały one żadnych wypadków. Nie zmieni to też układu sił. Zawodnik, który robił 12 punktów nie zacznie nagle robić 5 przez to, że wprowadzono limitery – mówi nam Suskiewicz.

FIM motywuje decyzję o wprowadzeniu limiterów tym, że chce zmniejszyć zużycie silników. Mniejsze obroty sprawią, że silnik starczy zawodnikowi na więcej imprez. Nowinka technologiczna delikatnie obniży zatem ogromne koszty uczestnictwa w sporcie żużlowym.

– Ten limiter pomoże przede wszystkim na starcie. Jego plusem jest to, że zwiększy żywotność silników i ograniczy konieczność bardzo częstego serwisowania. Uważam, że silniki, dzięki temu limiterowi, mogą przetrwać jeden mecz więcej. Zawodnicy startując nie wykręcą już więcej obrotów niż będzie to wskazane. Właściwie nie dochodzi do tych 13500, zazwyczaj jest jeszcze sporo zapasu, ale części zawodników może to pomóc. Natomiast, co do sytuacji na trasie, to nie ma to żadnego znaczenia, bo wtedy zwyczajnie nie da się wykręcić tych 13500 obrotów – tłumaczy menedżer trzeciego zawodnika globu.

Dość powszechną opinią jest również ta mówiąca o tym, że na wprowadzeniu limiterów stracą wysocy i ciężcy zawodnicy. To właśnie tacy żużlowcy jak Matej Zagar czy Przemysław Pawlicki, chcąc nadrabiać straty do znacznie lżejszych rywali, mogli próbować ruszać z pełnego gazu.

– To są totalne bzdury. Od tego jest tuner, aby przygotować każdemu zawodnikowi taki silnik, jaki będzie mu pasował. Tyczy się to zarówno wysokich zawodników, jak i niskich. Skoro weszły przepisy o limiterach, to tunerzy powinni tak przygotować te silniki, aby były one dobrze dostosowane do najnowszych wymogów – kończy Suskiewicz.

BARTOSZ RABENDA