Zamknięci w czterech ścianach. Odizolowani. Coraz bardziej zniecierpliwieni, znudzeni i sfrustrowani. Czekamy na czołowe zdarzenie z wrogiem, którego nie widać i który nas powoli męczy i zabija. Koronawirus wywraca nasz dotychczasowy świat do góry nogami. Zgina, krzywi i załamuje dosłownie wszystko. Życie rodzinne, zawodowe, znajomości i zainteresowania. Gdy będzie już po wszystkim, obudzimy się w innym świecie. Ten nasz, żużlowy, malutki półświatek też się zmieni. Czekają nas żużlowe rewolucje.
W dotychczasowym życiu zmiany dopadały nas stosunkowo rzadko. Najczęściej planowaliśmy je z bezpiecznym wyprzedzeniem. Staraliśmy się panować nad codziennością. Teraz epidemiczny zamach stanu wkradł się do naszego życia nie tylko nieproszony, ale do tego z impetem, nad którym trudno zapanować. Następuje zwrot akcji niczym w najlepszym filmie sensacyjnym. Jest straszno i dramatycznie. Rzecz dzieje się natychmiast i nikt nas nie pyta o zdanie. Plan działania w naszych gospodarstwach domowych będzie podlegał drastycznym przeobrażeniom. Skoro wszyscy dostaną po czterech literach, to i żużel dotkną budżetowe cięcia, nieprzyjemności, fale zwolnień i finansowych krachów. Już wiadomo, że w klubach wszyscy są zaskoczeni. Nikt nie zrobił oszczędności. Okazało się, że żużlowe firmy działały z dnia na dzień. Strategiczny plan dotyczył tylko i wyłącznie najbliższego sezonu. Żadnej myśli o przyszłości. W dobie koronawirusa kluby są finansowymi golasami. A to musi oznaczać, że większość z nich utraci płynność finansową. Jeszcze inni zbankrutują lub będą bliscy plajty. Ktoś się wycofa i pójdzie na jednosezonową kwarantannę. Słowa o zmianie układu sił wcale nie są pozbawione sensu. Jak to w każdej rewolucji. Będą przegrani i będą wygrani.
Nie wiem, czy sezon żużlowy wystartuje jeszcze w tym roku, czy pierwsze ligowe jazdy obejrzymy dopiero w 2021 roku. Spodziewam się, że do stacji przyszłość poszczególne kluby dojadą w różnym tempie. Każdego dotyka ta sama zaraza. Jednak nie wszystkich w równym stopniu. Zawsze znajdą się bardziej umęczeni i ci, dla których los okazał się bardziej łaskawy. Ktoś straci kasę z samorządu, inny dostanie większość zaplanowanych środków. Część klubów straci strategicznych sponsorów, inni uratują znaczną porcję sponsorskiego budżetu. Niektóre biznesy padną, inne ledwie przetrwają, ale są i takie, które teraz kwitną. Zawsze będą równi i równiejsi. Mądrzy i głupi. Bogaci i biedni. Sport jest ciągłą rywalizacją i niekończącym się wyścigiem zbrojeń. Gdy tylko skończy się zaraza rozpocznie się kolejny wyścig po żużlowe gwiazdy i miejsca na podium. I znowu ktoś poradzi sobie lepiej ze skutkami epidemii i będzie miał więcej szczęścia, a inny spadnie z piedestału na długie sezony. Pustki na szczytach nie będzie. Wypełnią ją ci, którym się powiodło. Wskoczą na ligowe podium i zakotwiczą w czołówce na lata.
Już to przerabialiśmy na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku. Kiedy przechodziliśmy z gospodarki ręcznie sterownej do wolnorynkowej. Innymi słowy, gdy dziękowaliśmy za współpracę komunistą i witaliśmy się z kapitalistami. Gdy byliśmy świadkami okrągłego stołu i w 1989 roku szliśmy na częściowo wolne wybory do parlamentu. Za chwilę na gospodarczą arenę wkraczał Leszek Balcerowicz, fundując ogromne zmiany w funkcjonowaniu państwa. Lawinowo rosło bezrobocie. Szalała inflacja. W dużej mierze padały państwowe firmy. Pojawiał się kapitał prywatny. Systemowa rewolucja mocno dotknęła całe grupy społeczne. Dostało się też klubom żużlowym.
W 1989 roku na najwyższym stopniu ligowego podium zameldowała się Unia Leszno. Srebro zgarnęli żużlowcy Falubazu Zielona Góra, a brąz przypadł w udziale ROW-owi Rybnik. Dla całej trójki lata dziewięćdziesiąte okazały się serią porażek. Niedawni dominatorzy przeszli do ról mocno drugoplanowych. Z ligowej czołówki, zmiany gospodarcze, całkowicie zmiotły rybniczan. Dwunastokrotni złoci medaliści drużynowych mistrzostw Polski swój ostatni, srebrny, medal zdobyli w 1990 roku. Od tego momentu nie zdobyli już żadnego ligowego medalu. Na poziomie najwyższej klasy rozgrywkowej pojawiając się jedynie epizodycznie. Na Śląsku górnictwo wpadło w gigantyczne tarapaty. System opieki nad sportowymi klubami doszczętnie się zawalił. ROW został bez finansowego wsparcie.
Unia Leszno mogła się poszczycić ligowym hat-trickiem, wygrywając ligę w latach 1987-1989. Między sezonami 1980 a 1989 stawała na podium aż dziewięć razy. Na tamte czasy Byki były wielką potęgą. I co się z nimi stało? Po przemianach gospodarczych już w 1991 roku leszczynianie spadli z elity. Ponowny spadek zanotowali w 1994 roku. Kolejny medal zdobyli dopiero w 2002 roku, a mistrzostwo w 2007 roku, czyli już w zupełnie innej rzeczywistości. Z innymi ludźmi w zarządzie, z innym pokoleniem kibiców na trybunach.
Nieco inaczej wyglądała sytuacja Falubazu Zielona Góra. Zielonogórzanie już w 1990 roku zajęli przedostatnią pozycję w tabeli pierwszej ligi (wówczas najwyższej klasy rozgrywkowej). Mieli jednak to szczęście, że na horyzoncie pojawił się bogaty biznesmen, Zbigniew Morawski. Powiało wówczas kapitalizmem i zachodem, co zaowocowało mistrzowskim tytułem w 1991 roku. Wiatr zmian szybko jednak zdmuchnął samego Morawskiego. Klub został pozbawiony dostępu do gotówki i już w 1994 roku zanotował spadek. W 1998 roku zielonogórzanie znowu zaznali goryczy spadku z żużlowej elity i przez kilka kolejnych sezonów balansowali między pierwszą a drugą ligą. Na podium żużlowcy z Zielonej Góry wskoczyli dopiero w 2008 roku, a mistrzostwo wywalczyli w 2009 roku. Czyli podobnie jak leszczynianie w zupełnie innej politycznej, gospodarczej, społecznej i sportowej rzeczywistości.
Jedni stracili, inni zyskali. Nagle na salony wskoczyła Sparta Wrocław. Etatowy drugoligowiec. Dzięki wsparciu firmy Aspro wrocławianie, już w 1991 roku, w barażach o pierwszą ligę pokonali coraz biedniejszą Unię Leszno i zawitali do żużlowej elity. Po czym w latach 1993-1995 cieszyli się z kolejnych mistrzowskich tytułów. Zyskała też Polonia Bydgoszcz, która wcześniej była ledwie solidnym zespołem, a już w latach dziewięćdziesiątych bydgoski ośrodek zanotował trzy ligowe złota i trzy medale z mniej cennych kruszców.
Po epidemii koronawirusa żużlowa rzeczywistość może zmienić się w równie drastyczny sposób. Miejsca w ekstralidze nikt nie ma zarezerwowanego na zawsze. Życie nie znosi próżni, więc biednych i sfrustrowanych zastąpią ambitni i nowobogaccy.
DAWID LEWANDOWSKI
„Jedni stracili, inni zyskali. Nagle na salony wskoczyła Sparta Wrocław. Etatowy drugoligowiec.”. Jesli to komentarz dotyczacy ledwie czesci lat 80tych, w ktorych faktycznie Sparta miala powazne problemy, to slowo „etatowy” jest co najmniej nie na miejscu.
Żużel. Patrick Hansen pochwalił się nowymi uprawnieniami. „W zimie była nie tylko rehabilitacja”
Żużel. Ciekawa akcja w Krośnie. Na stadionie rozdano specjalne czapeczki
Żużel. Kontuzje na pozycji U24 w Texom Stali. Kto będzie gotowy na mecz ligowy?
Żużel. Norbert Krakowiak: Drużyna stanęła na wysokości zadania. Znalazłem przyczynę swojej niedyspozycji
Żużel. Wróciła Ekstraliga U24. Dwie wygrane gospodarzy i dwie wygrane gości
Żużel. Torunianie wybierają się na trudny dla siebie teren. „Koziołki” ponownie wysoko wygrają? (SKŁADY)