Sparta-ASPRO 1992. Stoją od lewej: Jankowski, Milik, Śledź, Załuski i trener Nieścieruk. Klęczą od lewej: Zieliński, Szuba, Lech i Baron. FOT. JAROSŁAW PABIJAN.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Zamknięci w czterech ścianach. Odizolowani. Coraz bardziej zniecierpliwieni, znudzeni i sfrustrowani. Czekamy na czołowe zdarzenie z wrogiem, którego nie widać i który nas powoli męczy i zabija. Koronawirus wywraca nasz dotychczasowy świat do góry nogami. Zgina, krzywi i załamuje dosłownie wszystko. Życie rodzinne, zawodowe, znajomości i zainteresowania. Gdy będzie już po wszystkim, obudzimy się w innym świecie. Ten nasz, żużlowy, malutki półświatek też się zmieni. Czekają nas żużlowe rewolucje.  

W dotychczasowym życiu zmiany dopadały nas stosunkowo rzadko. Najczęściej planowaliśmy je z bezpiecznym wyprzedzeniem. Staraliśmy się panować nad codziennością. Teraz epidemiczny zamach stanu wkradł się do naszego życia nie tylko nieproszony, ale do tego z impetem, nad którym trudno zapanować. Następuje zwrot akcji niczym w najlepszym filmie sensacyjnym. Jest straszno i dramatycznie. Rzecz dzieje się natychmiast i nikt nas nie pyta o zdanie. Plan działania w naszych gospodarstwach domowych będzie podlegał drastycznym przeobrażeniom. Skoro wszyscy dostaną po czterech literach, to i żużel dotkną budżetowe cięcia, nieprzyjemności, fale zwolnień i finansowych krachów. Już wiadomo, że w klubach wszyscy są zaskoczeni. Nikt nie zrobił oszczędności. Okazało się, że żużlowe firmy działały z dnia na dzień. Strategiczny plan dotyczył tylko i wyłącznie najbliższego sezonu. Żadnej myśli o przyszłości. W dobie koronawirusa kluby są finansowymi golasami. A to musi oznaczać, że większość z nich utraci płynność finansową. Jeszcze inni zbankrutują lub będą bliscy plajty. Ktoś się wycofa i pójdzie na jednosezonową kwarantannę. Słowa o zmianie układu sił wcale nie są pozbawione sensu. Jak to w każdej rewolucji. Będą przegrani i będą wygrani.

Nie wiem, czy sezon żużlowy wystartuje jeszcze w tym roku, czy pierwsze ligowe jazdy obejrzymy dopiero w 2021 roku. Spodziewam się, że do stacji przyszłość poszczególne kluby dojadą w różnym tempie. Każdego dotyka ta sama zaraza. Jednak nie wszystkich w równym stopniu. Zawsze znajdą się bardziej umęczeni i ci, dla których los okazał się bardziej łaskawy. Ktoś straci kasę z samorządu, inny dostanie większość zaplanowanych środków. Część klubów straci strategicznych sponsorów, inni uratują znaczną porcję sponsorskiego budżetu. Niektóre biznesy padną, inne ledwie przetrwają, ale są i takie, które teraz kwitną. Zawsze będą równi i równiejsi. Mądrzy i głupi. Bogaci i biedni. Sport jest ciągłą rywalizacją i niekończącym się wyścigiem zbrojeń. Gdy tylko skończy się zaraza rozpocznie się kolejny wyścig po żużlowe gwiazdy i miejsca na podium. I znowu ktoś poradzi sobie lepiej ze skutkami epidemii i będzie miał więcej szczęścia, a inny spadnie z piedestału na długie sezony. Pustki na szczytach nie będzie. Wypełnią ją ci, którym się powiodło. Wskoczą na ligowe podium i zakotwiczą w czołówce na lata. 

Już to przerabialiśmy na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku. Kiedy przechodziliśmy z gospodarki ręcznie sterownej do wolnorynkowej. Innymi słowy, gdy dziękowaliśmy za współpracę komunistą i witaliśmy się z kapitalistami. Gdy byliśmy świadkami okrągłego stołu i w 1989 roku szliśmy na częściowo wolne wybory do parlamentu. Za chwilę na gospodarczą arenę wkraczał Leszek Balcerowicz, fundując ogromne zmiany w funkcjonowaniu państwa. Lawinowo rosło bezrobocie. Szalała inflacja. W dużej mierze padały państwowe firmy. Pojawiał się kapitał prywatny. Systemowa rewolucja mocno dotknęła całe grupy społeczne. Dostało się też klubom żużlowym.

W 1989 roku na najwyższym stopniu ligowego podium zameldowała się Unia Leszno. Srebro zgarnęli żużlowcy Falubazu Zielona Góra, a brąz przypadł w udziale ROW-owi Rybnik. Dla całej trójki lata dziewięćdziesiąte okazały się serią porażek. Niedawni dominatorzy przeszli do ról mocno drugoplanowych. Z ligowej czołówki, zmiany gospodarcze, całkowicie zmiotły rybniczan. Dwunastokrotni złoci medaliści drużynowych mistrzostw Polski swój ostatni, srebrny, medal zdobyli w 1990 roku. Od tego momentu nie zdobyli już żadnego ligowego medalu. Na poziomie najwyższej klasy rozgrywkowej pojawiając się jedynie epizodycznie. Na Śląsku górnictwo wpadło w gigantyczne tarapaty. System opieki nad sportowymi klubami doszczętnie się zawalił. ROW został bez finansowego wsparcie.

Unia Leszno mogła się poszczycić ligowym hat-trickiem, wygrywając ligę w latach 1987-1989. Między sezonami 1980 a 1989 stawała na podium aż dziewięć razy. Na tamte czasy Byki były wielką potęgą. I co się z nimi stało? Po przemianach gospodarczych już w 1991 roku leszczynianie spadli z elity. Ponowny spadek zanotowali w 1994 roku. Kolejny medal zdobyli dopiero w 2002 roku, a mistrzostwo w 2007 roku, czyli już w zupełnie innej rzeczywistości. Z innymi ludźmi w zarządzie, z innym pokoleniem kibiców na trybunach.

Nieco inaczej wyglądała sytuacja Falubazu Zielona Góra. Zielonogórzanie już w 1990 roku zajęli przedostatnią pozycję w tabeli pierwszej ligi (wówczas najwyższej klasy rozgrywkowej). Mieli jednak to szczęście, że na horyzoncie pojawił się bogaty biznesmen, Zbigniew Morawski. Powiało wówczas kapitalizmem i zachodem, co zaowocowało mistrzowskim tytułem w 1991 roku. Wiatr zmian szybko jednak zdmuchnął samego Morawskiego. Klub został pozbawiony dostępu do gotówki i już w 1994 roku zanotował spadek. W 1998 roku zielonogórzanie znowu zaznali goryczy spadku z żużlowej elity i przez kilka kolejnych sezonów balansowali między pierwszą a drugą ligą. Na podium żużlowcy z Zielonej Góry wskoczyli dopiero w 2008 roku, a mistrzostwo wywalczyli w 2009 roku. Czyli podobnie jak leszczynianie w zupełnie innej politycznej, gospodarczej, społecznej i sportowej rzeczywistości.

Jedni stracili, inni zyskali. Nagle na salony wskoczyła Sparta Wrocław. Etatowy drugoligowiec. Dzięki wsparciu firmy Aspro wrocławianie, już w 1991 roku, w barażach o pierwszą ligę pokonali coraz biedniejszą Unię Leszno i zawitali do żużlowej elity. Po czym w latach 1993-1995 cieszyli się z kolejnych mistrzowskich tytułów. Zyskała też Polonia Bydgoszcz, która wcześniej była ledwie solidnym zespołem, a już w latach dziewięćdziesiątych bydgoski ośrodek zanotował trzy ligowe złota i trzy medale z mniej cennych kruszców.  

Po epidemii koronawirusa żużlowa rzeczywistość może zmienić się w równie drastyczny sposób. Miejsca w ekstralidze nikt nie ma zarezerwowanego na zawsze. Życie nie znosi próżni, więc biednych i sfrustrowanych zastąpią ambitni i nowobogaccy.

DAWID LEWANDOWSKI