fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Już nie czekam na żużlowe Grand Prix. Wolę jednodniowy finał, wyłaniający najlepszego zawodnika globu. Nie ufam BSI i strasznie nuży mnie bezczynność Anglików. Scenariusze startu pandemicznych indywidualnych mistrzostw świata mówiły o początku rywalizacji we wrześniu, a potem w październiku. Jak na razie cicho sza. Mam wrażenie, że za chwilę pojawi się pomysł jazdy w grudniu, bo mamy ocieplenie klimatu, więc zimy nam niestraszne. A zatem nie chcę bylejakości w Grand Prix. Za to jednodniowy finał mógłby cieszyć się iście rekordową oglądalnością. A część żużlowych fanów mogłaby poczuć namiastkę tego, co czuli świadkowie legendarnych finałów na Wembley, Ullevi lub na naszym Śląskim. Nawet, jeśli przyjdzie nam oglądać walkę jedynie w telewizji.

Uczestnicy cyklu Grand Prix mogą czuć się opuszczeni. Podejrzewam, że większość z nich już zimą poczyniła sporo inwestycji, aby wiosną rozpocząć bój o koronę najlepszego żużlowca na świecie. Wiadomo, że pandemia zatrzymała wszystko. Ale, odmrożenie nastąpiło już kilka tygodni temu. Tymczasem BSI tkwi w epoce lodowcowej, w której jeszcze nikt nie słyszał o topnieniu lodów. W nowej normalności zawodnicy też powinni mieć czas, żeby przygotować się do występów w Grand Prix. Na nowo zaplanować kalendarz startów i wydatków. Mają prawo oczekiwać szacunku i tego, że promotor mistrzowskiego cyklu w końcu zaprezentuje plan działania. Jak na razie jednak cisza w eterze.

BSI już dawno temu dała się poznać jako instytucja, która żyje z żużla, a nie dla żużla. I za nic w świecie nie chce dać się poznać z lepszej strony. Zastanawiam się, czy w panice i akcie bezmyślności Anglicy nie zaczną organizować swoich imprez w ekstraligowych terminach. BSI powoli kończy z żużlem, więc może przestać liczyć się z biznesowymi partnerami. A Armando Castagna już nie raz dawał do zrozumienia, że bliżej mu do opcji angielskiej niż polskiej. Według mnie jeden finał i jedna noc zakończy wszelkie dywagacje, niedomówienia i całe mnóstwo niedogodności.

Na krajowym podwórku Główna Komisja Sportu Żużlowego chce zorganizować finał indywidualnych mistrzostw Polski bez żadnych eliminacji, a finalistów nominować według własnego widzimisię. Mam nadzieję, że póki co to jedynie propozycja, z której można jeszcze się wycofać. Rozumiem, że kalendarz nie jest z gumy, że trzeba działać szybko i stanowczo. Ale przy okazji należy zachować ostrożność i rozwagę. Uważam, że do startu w indywidualnych mistrzostwach Polski należy nominować trzydziestu dwóch zawodników i rozegrać dwa półfinały i finał. Finałowe starcie na torze w Lesznie, a kto miałby płacić za organizację półfinałów? Jeśli nie byłoby chętnych, to koszty winien ponieść Polski Związek Motorowy.

GKSŻ z tymi nominacjami stąpa po cienkim lodzie. Bo kogo nominuje? Kadrowiczów? Niektórzy z nich cieniują. A co z grupą L-4, czyli zawodnikami, którzy nie stawili się na testmeczu reprezentacji, zamykającym ubiegły sezon? Odkupili już swoje winy, czy jednak nie zasłużą na nominację do finału? Tylko finał i zaledwie szesnaście nazwisk nominowanych do rywalizacji to mało. To musi generować konflikty, pytania i kontrowersje. Dwa półfinały nie są rozwiązaniem idealnym, ale w tym gronie szeroką czołówkę żużlowców już zmieścimy. A kluczy do nominacji nie trzeba będzie szukać w układach towarzyskich.

Koniec żużla indywidualnego, przechodzimy do rywalizacji drużynowej. W trzeciej rundzie ekstraligi w końcu mieliśmy żużel w pełnej krasie, czyli pełen różnorodności. Bo deszczowo–błotnisty i słoneczno–betonowy. Żużel nie może być jednolity. Taki jego urok, że pogoda czasami zrobi tor. Bywa mokro i sucho. Przyczepnie i betonowo. Czasami nawet dziurawo. Mam nadzieję, że mecz RM Solar Falubazu Zielona Góra z MrGarden GKM-em Grudziądz pokazał ekstraligowym władzom, że deszcz nie musi oznaczać odwołanego widowiska. Za to Wojciech Stępniewski w trakcie meczu PGG ROW-u Rybnik z Moje Bermudy Stalą Gorzów przekonywał, że na betonie żużel może być atrakcyjny. To akurat wszyscy żużloholicy doskonale wiedzą. Nie w tym rzecz, żeby przekonywać przekonanych. Sens w tym, żeby żużel mógł wrócić do korzeni i cieszyć nas swoją różnorodnością. Za mecz w Zielonej Górze brawa dla sędziego i zawodników.

Duży szacunek kieruję w stronę Mateusza Tudzieża. Debiut w ekstralidze zaliczył bolesny i nieudany. Jedna z gazet występ młodzieżowca z Rybnika okrasiła sformułowaniem „Jeździ Tudzież upada”. Powiedzmy sobie wprost, że skrzydeł to nie dodaje. Tudzież został rzucony na głęboką wodę. Żużlowe rzemiosło ma wciąż mocno nieoszlifowane. On w zasadzie jest na wstępie do żużlowej kariery, a musi śmigać wśród najlepszych. W meczu z Moje Bermudy Stalą Gorzów młody rybniczanin dwa razy przywiózł za plecami Nielsa K. Iversena, byłego medalistę Grand Prix. Bardzo dobrze startował i w trakcie meczu wyciągał sensowne wnioski. Już nie było śmiesznie, stało się radośnie. Doceniam.

A jeśli już jesteśmy przy Iversenie, to na użytek własny nazywam go głównym architektem spadku Apatora Toruń z ekstraligi. Dwa sezony, które spędził w Toruniu okazały się dla anielskiego klubu straconymi. Teraz Duńczyk dołuje w Gorzowie. Wraca po kontuzji, co trochę go usprawiedliwia. Tylko trochę. Bo jednak w Rybniku okazał się najsłabszym zawodnikiem spotkania, co uczestnikowi Grand Prix nie przystoi. Żeby się nie okazało, że kto ma Iversena, ten spada z ekstraligi.

DAWID LEWANDOWSKI 

2 komentarze on Lewandowski: Kto ma Iversena, ten spada?
    GregTarnów
    1 Jul 2020
     5:06pm

    Pasywna jazda Duńczyka świadczyła jednak, że nie wszystko jest jeszcze w porządku z jego barkiem. W związku z tym żużlowiec wczoraj był na badaniach i możliwe, że znów wyląduje na L-4. Gdyby się tak stało, to gorzowianie znów (do końca 1. rundy, czyli wyjazdowego meczu w Grudziądzu) będą mogli zastosować za niego „zastępstwo zawodnika”.
    Jakim prawem zastępstwo za Iversena.Przepisy w ekstralidze są nienormalne i znowu kombinacje.

Skomentuj

2 komentarze on Lewandowski: Kto ma Iversena, ten spada?
    GregTarnów
    1 Jul 2020
     5:06pm

    Pasywna jazda Duńczyka świadczyła jednak, że nie wszystko jest jeszcze w porządku z jego barkiem. W związku z tym żużlowiec wczoraj był na badaniach i możliwe, że znów wyląduje na L-4. Gdyby się tak stało, to gorzowianie znów (do końca 1. rundy, czyli wyjazdowego meczu w Grudziądzu) będą mogli zastosować za niego „zastępstwo zawodnika”.
    Jakim prawem zastępstwo za Iversena.Przepisy w ekstralidze są nienormalne i znowu kombinacje.

Skomentuj